poniedziałek, 5 stycznia 2015

NIECH ŻYJA TEORIE SPISKOWE



Tutaj: http://jackmaclase.neon24.pl/post/117363,klewki-szymany-lepper-i-talibowie ukazał się tekst, który nie tylko z powodu Mazur wzbudził moje ogromne zainteresowanie. Okazuje się bowiem, że rzeczy i zdarzenia jeszcze kilka lat temu obśmiewane, ludzie traktowani jak wariaci pierwszej klasy (niektórzy wręcz zapłacili za to głową) – to wszystko jest całością bardziej spójną, niż jakakolwiek teoria oficjalna. Ta ostatnia bowiem niczego nie tłumaczy. Spiskowa układa się jak puzzle w bardzo barwny, choć mocno dramatyczny obraz.


Neonowy autor zaczyna tak: „…Ostatnio przeczytałem artykuł, że w 2015 roku ma się zakończyć budowa lotniska regionalnego w Szymanach, zaś pierwsi pasażerowie mają stamtąd latać w 2016 roku. Lotnisko to jest znane z transportu talibów przez CIA do pobliskich Starych Kiejkut, gdzie byli torturowani. Za zgodę na ten proceder Kwaśniewski z Millerem prawdopodobnie wzięli niezłą dolę z 15 milionów dolarów przekazanych władzom Polski przez Amerykanów. Pewnie stąd pochodziły oszczędności Kwaśniewskiego przeznaczone na zakup domu w Kazimierzu Dolnym, który to dom agent Tomek usilnie próbował odkupić, za co do tej pory ma problemy. Podniósł rękę na niewłaściwą osobę, to teraz ma za swoje…” 


No właśnie: podniósł rękę na niewłaściwą osobę… Stały polski element krajobrazu. Przynajmniej od kilkudziesięciu lat. Kto pójdzie tą drogą – marnie skończy. Lepper jakoby wybrał sznur, choć są tacy, którzy twierdzą, że to sznur wybrał jego. Sumliński naciął się na wojskowych. Wiernikowska idąc tropem talibów w Klewkach skazała się na zamilczenie na śmierć. Agent Tomek jak wyżej, plecie marnie. Co ciekawe sprawców takiego, a nie innego końca wymienionych osób najczęściej trudno wskazać po nazwisku. Gdzieś to wszystko się rozmywa, staje winą bezosobową. Realne są tylko konta beneficjentów tych wszystkich operacji. Nie dość, że włos z głowy im nie spadł, to manewr kolejnej transformacji, wyjazdu na ciepłe wyspy, wejścia w jakieś ukraińskie spółki – możliwy, a nawet stosowany.


Jak to ma się do sieci, w której działa mnóstwo osób? Ano tak, że na rynku pojawiają się serwery, których utrzymanie dokonuje się w zupełnie niewyjaśniony sposób. W każdym razie ich właściciele deklarujący galopujące ubóstwo nie potrafią odpowiedzieć na pytanie w jaki sposób doją „złoto z powietrza” by cała ta ich elektronika jednak działała. No jakoś im się udaje… Wzamian destrukcja ośrodków dawnej dyskusji, kierowanie większości rozważań na manowce, przyzwyczajanie ludzi do wielbienia masonerii, sekowanie niepokornych i skazywanie na milczenie przypadki uznane za kliniczne. Jak to wszystko jeszcze żyje? Jak zombi na bateryjkę. Był przecież rozkaz, by się ruszało – to się rusza. Przypominam sobie opowieści znajomego o pracy w pewnym wydawnictwie niemieckim przed wieloma laty: nie ma listów czytelników? No to ruszcie dupy, w końcu czytacie sami co produkujecie, nie? To do pisania, czytelnicy, najlepiej od razu z redakcyjną odpowiedzią… Gdzież ach gdzież te czasy mojej dziennikarskiej praktyki w „Świecie Młodych”, gdzie co rano koleżanki z działu listów prosiły męską część załogi o pomoc w przeniesieniu kilku worków korespondencji, jaka tego dnia nadeszła do redakcji… No cóż, dzisiaj nie ma co gadać, „fachowcy” z rzekomego harcerstwa zmarnowali co im dano już w połowie lat 80-tych…


M.Z.

Brak komentarzy: