sobota, 3 stycznia 2015

WYSPY KANARKOWE I PANNA DEMOKRACJA



W nowym roku nieco nakrzyczano na mnie, że oto winienem ostrzej wziąć się do roboty, bo ilość felietonów na miesiąc, półrocze czy rok nie wzrasta. A ten i ów chciałby poczytać coś smacznego o naszych ukochanych zarządcach, tym bardziej, że cyferki 2015 wygenerowały już w pierwszym dniu Nowego Roku najpoważniejszy jak dotąd spór rządu z lekarzami – czego skutkiem jest to, że bez pieniędzy lekarza nie ma sensu szukać, wszystko publiczne pozamykane. Prywatne kliniki oczywiście kwitną, kto wie, czy nie o to właśnie chodziło. Bo korzyści obopólne: lekarze przyzwyczajają się do większych zarobków, a pacjenci do tego, że bez stosownego banknotu nie ma co się z grypą do lekarza wybierać. Czyż nie tak w planach naszego zwijającego się kraju miało być?

Chciałbym o tym napisać – ale szczerze mówiąc nie bardzo wiem jak. Po prostu nie znam problemu zbyt dokładnie, kwestia rozliczeń medyków z NFZ-em to wiedza tajemna. A prywatne obserwacje poczynione zostały jedynie na podstawie kontaktu z tymi medykami, którzy ze zdziwieniem pytają mnie przynajmniej raz w roku czemu nie jadę na Wyspy Kanarkowe, przecież tam tak  ładnie. Dalsze z nimi rozmowy mijają się jakby z sensem, słabo do tych ludzi dociera, że większość ich rodaków nie ma na podobne podróże pieniędzy. A już na pewno nie dwa razy w roku. I czuję, że lada moment padnie przecież stwierdzenie, iż mam jak sobie na to zasłużyłem, trzeba było studiować nie jakąś egzotyczną polonistykę, ale medycynę. Albo w najgorszym wypadku weterynarię… No cóż, źle wybrałem, przyznaję, dzisiaj tego już odkręcić się nie da. Choć z drugiej strony o czym bym z konsyliarzami nie chciał pogadać humanistycznie i od serca – to panie i panowie tej profesji o świecie dokoła mają raczej małe pojęcie. Czy to ułomność, która ich niepokoi? Raczej nie. Jak bowiem wiadomo nie ma w świecie ludzi, którzy byliby zadowoleni ze stanu swej kiesy – ale wszyscy zachwycają się stanem swych umysłów. I oczywiście przebiegłości – jak to już parę lat temu pisał Stanisław Michalkiewicz niektóre zawody przechodzą na dzieci drogą… no właśnie, jaką? Bo jedyne co mi przychodzi na myśl – to droga płciowa. Klany rodzinne tak przecież można nazwać, prawda?

Jeden z rozmówców komentuje: „no ale przecież mamy demokrację…” Gdzie ją chłopie widzisz? W sfałszowanych wyborach? W durnieniu wielkich grup ludzkich? Wybierałeś tych, z którymi masz na co dzień do czynienia? Masz jakikolwiek wpływ na miejscowy samorząd, partie polityczne? Nawet ci nie wolno iść do sądu z pretensjami, że ten i ów nie dotrzymuje wyborczych obietnic już trzecią czy kolejną kadencję… Tak, tak, kochani: takie zostało wyrażone stanowisko przez tych, których w aparacie sprawiedliwości (a może raczej niesprawiedliwości) nie wybierałeś nigdy, a którzy idiotycznym wyrokiem  mogą przesądzić o reszcie twojego życia. Wybieralni sędziowie i szeryfowie to bajki z amerykańskich filmów. U nas podobne gatunki ssaków nie występują!

M.Z.


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czyli co: racja pośrodku?

M.Z. pisze...

W żadnym wypadku! Od zawsze powtarzam, że racja leży tam gdzie leży, a nie pośrodku. To oczywiście tylko wtręt teoretyczny. Dzisiaj ponad 20 procent gabinetów lekarskich jest nieczynna. Trwają jakieś spory, o których nikt nie wie nic pewnego do końca, szanowni żurnaliści po prostu relacjonują zamęt jako taki, ale nie relacjonują meritum sporu. Ministerstwo bełkocze jak to ma w zwyczaju, powołuje się na nieistniejące przepisy prawne - ale też doktorkom w gmatwaniu niczego nie brakuje. W rejwachu zgubił się gdzieś pacjent. Nie ma go, nie istnieje, spór toczy się pomiędzy urzędnikami i konsyliarzami, niestety zaniknęło przekonanie, iż istotą lekarskich i ministerialnych działań powinien być człowiek chory, słowem pacjent. Ludzie przyzwyczajają się do myśli, że za coś, za co płacili ubezpieczeniem zdrowotnym całe życie trzeba płacić jeszcze raz. I to właśnie jest chore!