Weszli do redakcji i wystrzelali wszystkich rysowników,
dziennikarzy i redaktora naczelnego. Plus dwóch policjantów, którzy nawinęli im
się pod rękę. Francja zdaje się płacić za lata zduraczenia i wpuszczania w swe
granice wszystkich, którzy mieli śniade rysy, brody i ochotę na pięć żon i
dwadzieścioro dzieci. To w okolicach Sekwany wystarcza do niezłego życia ze
zsumowanych zasiłków. Wczoraj okazało się, że gości nie satysfakcjonuje już
podpalanie paryskich samochodów. Zaopatrzyli się w kałachy i poszli realizować
swoją „sprawiedliwość”. Czy to oznacza, że dalej przeczytacie lament nad losem
lewackiego, obrzydliwego pisemka? NIE! Od lat dowodzę w tym miejscu, że
lewactwo jest postawą groźną dla otoczenia, ale groźną także dla siebie samego.
No i stało się… Czy więc opowiadam się za wojującym islamem? Po stokroć NIE!
Na początku była urokliwa dla wielu redakcyjna manipulacja:
mówimy to, czego mówić nie powinniśmy. Po początkowych trudnościach, gazetka „Charlie
Hebdo” miała zrazu inny tytuł, później sądownie zakazany – machina ruszyła i
zaczęło się obrażanie wszystkich i wszystkiego. Pech chciał, że wzięto się i za
islamistów, najwyraźniej pozbawionych poczucia humoru. Raz coś tam w redakcji podpalono,
innym razem do kogoś wysłano kilka maili z pogróżkami. Służby specjalne i wywiad
francuski miały co prawda na oku późniejszych sprawców masakry – ale poprawność
polityczna najwyraźniej zakazywała słuchania przestróg fachowców. Trzeba było
islamistów kochać – to i kochano, ogromne pieniądze z odszkodowań ubezpieczeniowych
za spalone auta zdawały się drobnostką. Więc lewactwo „Charliego” kwitło w
najlepsze, opierając się zresztą na sympatii żabojadów do wszelkiej satyry
politycznej i religijnej. Kto i gdzie przegiął jak to się powiada pałę –
dzisiaj nie wiadomo. Czy zresztą owo przeginanie w ogóle może być skwitowane
zbiorową egzekucją w kraju było nie było białym i europejskim? Tu odpowiedź
jest jasna jak słońce – NIE! To jest bowiem „tradycja” nie z tej części świata.
Nie z tej kultury. Dlaczego więc od lat starano się wdrukować barbarzyństwo w
puste europejskie łby? Kto stoi za forsowaniem tego obyczaju?
W wielu miejscach sieci pojawiają się już przestrogi wobec
świata wojujących wyznawców proroka: statki w portach na was i na wasze
rodziny czekają, wrócicie ciupasem tam, skąd przybyliście! Coś w tym jest, choć
moim zdaniem reakcja nie będzie ani tak szybka, ani tak dramatyczna. Raczej
stanie się to, z czego Francuzi znani są od lat: kilku czy kilkunastu
islamistów żandarmeria i służby odstrzelą w spektakularnych akcjach dla
przykładu i zastraszenia. Być może trafią na właściwych – być może nie. Co
dalej? Eskalacja konfliktu? Nie wiadomo. Jeszcze nie zrozumiano, że dwie, a
może nawet więcej kultur nie może pokojowo współegzystować na kurczących się
zasobach bogatej niegdyś Europy. I już wiadomo, że granice obrazy też istnieją.
Nawet jeśli w lewackim języku utożsamiane są z wolnością słowa…
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz