sobota, 26 kwietnia 2008

O fundamentach

Będzie zarówno o fundamentach naszego domu, jak fundamentach mojego o nim myślenia. Te pierwsze zgodnie z ekspertyzą techniczną, wykonana zresztą nie na żądanie lokatorów, ale na żądanie administracji - fundamenty domu mają szczeliny, przez które przenika do wnętrza budynku wilgoć ze wszystkimi tego skutkami. Wykonawstwo niechlujne i wbrew zasadom sztuki budowlanej. Te drugie bazują na logicznym wiązaniu skutków z przyczynami - coś na kształt rozumowania, że skoro z dziury automatu wyskoczył batonik, to przedtem ktoś niechybnie musiał do innego otworu wsunąć monetę.

Z ostatnich rozmów z lokatorami wynika, że w mieszkaniach pionów narożnych w klatce pierwszej i trzeciej pojawia się grzyb. Uparcie klasyfikowany przez kolejne komisje nie jako grzyb, ale jako proste zawilgocenie. Zostawmy na razie ten spór, najwidoczniej w ADM-ie siedzą sami wybitni mykolodzy (grzyboznawcy), oczywiście specjalizujący się w rozpoznawaniu nie tego co jest, ale tego, czego nie ma. Jak to możliwe, by w mieszkaniu pełnym ludzi, ogrzewanym prawidłowo i eksploatowanym zgodnie z przeznaczeniem (czyli poza łazienką nikt w pokojach prysznica nie używa) pojawiał się grzyb czy zawilgocenie? Otóż generalnie nie jest to możliwe, gdyby nie wspomniane szczeliny w fundamentach. Publikowaliśmy już serię zdjęć z pomieszczeń znajdujących się na poziomie minus jeden, obok stanowisk garażowych, które tak hojną ręką rozdane zostały obcym. I nic, żadnej reakcji. Trudno się dziwić - w innych sytuacjach jeśli niemądremu pokażemy dowodnie, że jest niemądry najczęściej milknie. ADM dostał również serię fotek dokumentujących do czego zaniechanie odwodnienia i zaizolowania fundamentów może prowadzić. W jednym z lokali pierwszego piętra grzybek wyrósł już na suficie, ściany mu najwyraźniej nie wystarczały. Świństwo, które pojawiło się również na ścianach klatek schodowych, przy wejściach na poziomie zero, uznane zostało przez nasłanego "fachowca" także za zawilgocenie, po czym przez ekipy mistrzów pędzla zamalowane w postaci barwnych plam, które znają Państwo z codziennych wizyt we własnych domach. Gadzina wyszła znów spod tej niby "pozłoty"... No cóż, niezbadane są drogi wilgoci. Tu niestety nie można zastosować tłumaczenia, które poddane zostało innej lokatorce: tego mianowicie, że w onym mieszkaniu pierze się zbyt wiele prześcieradeł i gaci, suszących się następnie po pokojach. Nawet gdyby tak było u pani obdarowanej tym prostym wytłumaczeniem - to historia nie notuje zdarzenia, podczas którego uparci z Abramowskiego 9 suszyli by gacie na klatkach schodowych. Sugeruję nieśmiało by zatem pokrętni "tłumacze" rzeczywistości przygotowali inne wersje serwowanych nam banialuk. Poprzednie wytarły się w praniu - po czym obaliły ze wstydu. Same!

Znowu pojawiła się tajemnicza postać - weszła do kotłowni, a w kilka godzin później w naszych kranach zabrakło ciepłej wody. Kolejny geniusz hydrauliczny na dyżurze? Może tak. Oczywiście jest sobota i do poniedziałku nie ma co liczyć na naprawę. Dobra, niżej podpisany ogoli się w zimnej. A jak wygląda sytuacja z małymi dziećmi, których ci u nas dostatek?
================================================

CUD WCIELONY!!! Sobota, 26 kwietnia, ok. 22.00 - w kranach pojawiła się ciepła woda, kaloryfery ożyły. Kto wykonał właściwy telefon?

Marek Zarębski

Brak komentarzy: