czwartek, 24 kwietnia 2008

Zapchana klozetka - część II

Czytelnik pierwszy raz wchodzący na tę stronę ze zdziwieniem konstatuje, że pewnie nikt jej nie czyta - skoro nie ma komentarzy... Albo trwa totalne olewactwo - albo złośliwy autor nie puszcza słusznych głosów krytyki, nie chcąc zakłócać swego dobrego samopoczucia. Oświadczam jak najuroczyściej, że jest to nieprawda! Komentarze nadchodzą, tyle że na prywatnego maila i zastrzeżeniem. Nigdy nie usunąłem żadnego komentarza zgłoszonego do opublikowania. Po drugie wszystkie te, które otrzymałem z wyraźną uwagą, że są do prywatnej wiadomości (a było ich wcale niemało) omówiłem bez cytowania in extenso, słowem skwitowałem w sposób prawnie dozwolony i zwyczajowo przyklepany. Treści z maili znalazły się więc w treściach, które produkuję.

Po co takie deklaracje? Otóż nie tak dawno pisałem o podziemnym garażu i o tym, że nie jest sprzątany częściej, niż raz w roku, z reguły latem lub późną wiosną. Ktoś to podchwycił: przeczytał na moim blogu, przekazał wynajmującym, wszystko jedno, jutro zmywanie. Dzisiaj natomiast członkowie komisji, która weryfikowała usterki w naszych lokalach wywiesili stosowne zawiadomienie na wewnętrznych drzwiach garażowych, tych prowadzących na klatki schodowe. Czy mam powiedzieć, że chwała im za to, iż w ciągu JEDNEGO dnia każą usunąć parkujące auta na czas kąpieli podłogi? Nie, bowiem takie wezwanie to czysta kpina, arogancja i bufonada. Jeśli komuś zdaje się, że jest inaczej - to tkwi w błędzie po uszy. Z jednodniowym wyprzedzeniem to w tym kraju działają grupy antyterrorystyczne, nie normalni ludzie.

Sprawa druga: dotarło do kogoś, iż moje informacje o losie ochroniarzy pozbawionych toalety pochodzą od zainteresowanych. Mnie przylać się nie da - trwa więc wendetta względem ludzi pozbawionych sracza. Że niby śmieli się poskarżyć... Dzisiaj etap komiczny. Poszukiwanie jakiegoś tajnego klucza. Wiem o nim tyle, że swojego czasu rozwiercono zamek do jednego ze schowków w podziemiu, wymieniono go na inny i poprzedniej ekipie ochroniarskiej klucza nie wydano. Zdaniem ochroniarzy tę przepustkę do raju miała dzierżyć sama Pani Gajewska. Dzisiejsza ekipa kontrolna wykonała do rzeczonej demonstracyjny telefon, oświadczyła po zakończeniu rozmowy, że P. Gajewska nic nie wie, po czym zapytała: może ja wiem? Bo jeśli nie - to ochroniarze będą płacili za rozwiercenie i nowy zamek.

Teoretycznie to słuszna metoda. Po łacinie divide et impera, po polsku dziel i rządź. Niestety w opisanym przypadku chybiona. Otóż ja nic w tej sprawie nie wiem! Wybierzcie jedno z dwóch możliwych rozwiązań: albo nie ma czego dzielić, albo macaliście na oślep i nie trafiliście. Odpowiadam dalej na piśmie: mam dość rubaszno-pańszczyźnianego stylu prowadzenia rozmów, jaki Państwo stosujecie od pewnego czasu, także podczas wizyty w moim mieszkaniu, także dzisiaj względem klucza. Szczególnie dotyczy to dżentelmena (?) inicjującego rozmowę. (Facet: pusz się i strosz w innym kurniku, tu na durniów nie trafiłeś!). Nie pilnuję Państwa bałaganu, nie odpowiadam za uchybienia i zamęt, w ogóle mnie wasze bóle nie interesują, zdaje się, że płacą wam niezłe pieniądze, byście je cierpieli. Nie wiem zatem co się stało z tajemniczym kluczem. Bez wątpienia natomiast byłem świadkiem niemiłej rozmowy administratorów z ekipą ochroniarską, śmiem nawet twierdzić, że podczas jej trwania padały groźby bezprawne. I nie ochroniarze je serwowali. W związku z tym jedno pytanie na koniec: kiedy przepchacie toaletę, Drodzy Specjaliści? Bo smród coraz większy i jutrzejsze mycie niczego nie załatwi.

Marek Zarębski

Brak komentarzy: