Jest rzeczą oczywistą, że to, o czym pisuję na łamach swego bloga dyskutowane jest przedtem lub potem z ludźmi, którzy zadali sobie trud przeczytania moich enuncjacji. Niektórym zdaje się, że tworzę dość specyficzne realia science fiction (o ile taka sprzeczność w ogóle ma prawo istnieć...), inni sądzą, że dość dokładnie, choć w oryginalny sposób opisuję to, co wokół się dzieje i że jest moim prawem poszukiwanie prawideł, a później rozwiązań. Z tymi ostatnimi doszliśmy właśnie do wniosku, że burza w naszej kamienicy (i wokół niej) wynika z zakłócenia stanu równowagi, jaki istniał w chwili obsadzania lokatorami kolejnych mieszkań - i w założeniu urzędników miał trwać nieskończenie długo. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tak właśnie miało być: zaczynamy mieszkać w formule, która przedtem nie istniała na terenie Warszawy, płacimy, nie narzekamy, nie zauważamy kolejno pojawiających się usterek, przyzwyczajamy się do nich. A łaskawcy zewnętrzni od czasu do czasu coś tam poprawiają, zamalowywują czy maskują w dowolny inny sposób. Biorą premie za wykonane czynności statutowe i w poczuciu jakże dobrze spełnionego obowiązku wypinają zwiędłe piersi ku orderom.
No ale wyszło inaczej... Zresztą wcale nie dlatego, że wspominani "łaskawcy" trafili na lokatorów szczególnie upierdliwych i wrednych. Stało się tak dlatego, że twórcy określonego układu po prostu błędnie ocenili jego stan równowagi. I źle wytypowali czynniki, które zmieniając się w czasie - ich błogi spokój mogły zakłócić. Dla ich pocieszenia powiem tyle, że to choroba dość powszechna, cierpieli na nią tacy wymieniani w encyklopediach "wspanialcy", jak Hitler czy Stalin. Nie? A ile lat trwała "Tysiącletnia Rzesza"? Dwanaście, proszę Państwa. Rzekomo wieczny komunizm rypnął się po siedemdziesięciu, niestety pogrobowcy żyją i dzisiaj, mają się nieźle, choć korzystają z innego już układu. Twórcy tamtych systemów mniemali, że ich dalekowzroczność nie zna granic. Pomylili się, straszą nimi dzieci, rzekomy geniusz militarny Hitlera wykpiła rosyjska zima i rosyjskiej odległości, wybitny językoznawca i odwracacz biegu rzek Josif Wissarionowicz skończył równie marnie.
Do pewnej grupki oponentów, specyficznie uzasadniających niechęć do tego, co piszę jasny apel: proszę nie namawiać mnie do systematycznej lektury "Gazety Wybiórczej", które to zajęcie jakoby ma mi naprawić połączenia mózgowe. Po prostu następnym razem będę mniej uprzejmy i powiem wprost, że szmatławcami się nie zajmuję, a talmudyczno-lewackimi łamańcami dość trudno mnie intelektualnie uwieść. Czy tym razem było wystarczająco jasno?
Marek Zarębski
No ale wyszło inaczej... Zresztą wcale nie dlatego, że wspominani "łaskawcy" trafili na lokatorów szczególnie upierdliwych i wrednych. Stało się tak dlatego, że twórcy określonego układu po prostu błędnie ocenili jego stan równowagi. I źle wytypowali czynniki, które zmieniając się w czasie - ich błogi spokój mogły zakłócić. Dla ich pocieszenia powiem tyle, że to choroba dość powszechna, cierpieli na nią tacy wymieniani w encyklopediach "wspanialcy", jak Hitler czy Stalin. Nie? A ile lat trwała "Tysiącletnia Rzesza"? Dwanaście, proszę Państwa. Rzekomo wieczny komunizm rypnął się po siedemdziesięciu, niestety pogrobowcy żyją i dzisiaj, mają się nieźle, choć korzystają z innego już układu. Twórcy tamtych systemów mniemali, że ich dalekowzroczność nie zna granic. Pomylili się, straszą nimi dzieci, rzekomy geniusz militarny Hitlera wykpiła rosyjska zima i rosyjskiej odległości, wybitny językoznawca i odwracacz biegu rzek Josif Wissarionowicz skończył równie marnie.
Do pewnej grupki oponentów, specyficznie uzasadniających niechęć do tego, co piszę jasny apel: proszę nie namawiać mnie do systematycznej lektury "Gazety Wybiórczej", które to zajęcie jakoby ma mi naprawić połączenia mózgowe. Po prostu następnym razem będę mniej uprzejmy i powiem wprost, że szmatławcami się nie zajmuję, a talmudyczno-lewackimi łamańcami dość trudno mnie intelektualnie uwieść. Czy tym razem było wystarczająco jasno?
Marek Zarębski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz