sobota, 19 kwietnia 2008

Układy równowagi

Jest rzeczą oczywistą, że to, o czym pisuję na łamach swego bloga dyskutowane jest przedtem lub potem z ludźmi, którzy zadali sobie trud przeczytania moich enuncjacji. Niektórym zdaje się, że tworzę dość specyficzne realia science fiction (o ile taka sprzeczność w ogóle ma prawo istnieć...), inni sądzą, że dość dokładnie, choć w oryginalny sposób opisuję to, co wokół się dzieje i że jest moim prawem poszukiwanie prawideł, a później rozwiązań. Z tymi ostatnimi doszliśmy właśnie do wniosku, że burza w naszej kamienicy (i wokół niej) wynika z zakłócenia stanu równowagi, jaki istniał w chwili obsadzania lokatorami kolejnych mieszkań - i w założeniu urzędników miał trwać nieskończenie długo. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tak właśnie miało być: zaczynamy mieszkać w formule, która przedtem nie istniała na terenie Warszawy, płacimy, nie narzekamy, nie zauważamy kolejno pojawiających się usterek, przyzwyczajamy się do nich. A łaskawcy zewnętrzni od czasu do czasu coś tam poprawiają, zamalowywują czy maskują w dowolny inny sposób. Biorą premie za wykonane czynności statutowe i w poczuciu jakże dobrze spełnionego obowiązku wypinają zwiędłe piersi ku orderom.

No ale wyszło inaczej... Zresztą wcale nie dlatego, że wspominani "łaskawcy" trafili na lokatorów szczególnie upierdliwych i wrednych. Stało się tak dlatego, że twórcy określonego układu po prostu błędnie ocenili jego stan równowagi. I źle wytypowali czynniki, które zmieniając się w czasie - ich błogi spokój mogły zakłócić. Dla ich pocieszenia powiem tyle, że to choroba dość powszechna, cierpieli na nią tacy wymieniani w encyklopediach "wspanialcy", jak Hitler czy Stalin. Nie? A ile lat trwała "Tysiącletnia Rzesza"? Dwanaście, proszę Państwa. Rzekomo wieczny komunizm rypnął się po siedemdziesięciu, niestety pogrobowcy żyją i dzisiaj, mają się nieźle, choć korzystają z innego już układu. Twórcy tamtych systemów mniemali, że ich dalekowzroczność nie zna granic. Pomylili się, straszą nimi dzieci, rzekomy geniusz militarny Hitlera wykpiła rosyjska zima i rosyjskiej odległości, wybitny językoznawca i odwracacz biegu rzek Josif Wissarionowicz skończył równie marnie.

Do pewnej grupki oponentów, specyficznie uzasadniających niechęć do tego, co piszę jasny apel: proszę nie namawiać mnie do systematycznej lektury "Gazety Wybiórczej", które to zajęcie jakoby ma mi naprawić połączenia mózgowe. Po prostu następnym razem będę mniej uprzejmy i powiem wprost, że szmatławcami się nie zajmuję, a talmudyczno-lewackimi łamańcami dość trudno mnie intelektualnie uwieść. Czy tym razem było wystarczająco jasno?

Marek Zarębski

Brak komentarzy: