środa, 2 kwietnia 2008

Mechanizmy

Wątpliwości względem jutrzejszej (3 kwietnia) wizyty komisji usterkowych wyraziło wobec mnie dokładnie 8 osób. W głosie niektórych dosłuchałem się furii, w głosie innych niepokoju, trzech rozmówców stwierdziło po prostu, że "grabią sobie tyle lat bezkarnie, więc moment, w którym potkną się solidnie - i z guzem w efekcie - wreszcie musi nadejść, kto wie czy nie teraz właśnie". Umówiliśmy się na przedyskutowanie pokłosia tych "gospodarskich wizyt". Niniejszym oświadczam też, że zgodnie z posiadanymi informacjami NIE WIEM, czemu na liście lokali wizytowanych klatki pierwszej NIE MA mieszkania obecnego przedstawiciela lokatorów, P. Mikołajewskiego. I trud dociekania dlaczego tak właśnie jest zostawiam dociekliwym. Nie wiem również czemu w chwili, w której być może dotarliśmy do największej zbiorowej potyczki administratorów z lokatorami - łamy strony internetowej konkurencji zatapia dyskusja o psach. Kontynuowana w windzie, na kartkach, gdzie jedni narzekają na psy, inni na palaczy. Wnioski z obu elokwentnych windowych wypowiedzi pozostawiam czytelnikom owego sporu do samodzielnego wyciągnięcia i rozważenia, pozostaję przy swoim, czyli zdaniu, że obsrany trawnik nie jest niczym lepszym od zasmrodzonej dymem tytoniowym windy. Informuję też, że psa nie posiadam, ale jako palaczowi nigdy nie przyszło mi do głowy palić w windzie, ponieważ to zwykłe buractwo. Natomiast zupełnie nie zgadzam się z teorią, iż palić na klatkach nie wolno, bo to część czyjegoś mieszkania. Gówno prawda! Palić na klatkach NIE NALEŻY, ponieważ to przestrzeń wspólna. Tym właśnie różni się dobre wychowanie od pańszczyźnianego terroryzmu, najczęściej uprawianego przez neofitów, którzy jeszcze wczoraj palili dwie paczki dziennie. Ponieważ jak się okazało czytają mnie od czasu do czasu także ci, którzy wynajęli miejsca w podziemnym garażu odpowiadam im, że nie wiem dlaczego ów garaż myty jest tylko raz w roku. Nie wiem również dlaczego na nowe auta na niektórych stanowiskach cieknie płynne gówno z rury, a na innych wilgoć z pękniętych fundamentów podlewa oponki. Pazerność prawnego właściciela? Brak odpowiedniego zarządzania? Wpadnijcie mili po prostu na Irysową i zapytajcie właściwych urzędników. A na razie idźcie dzieci w świat i rozsławiajcie imię bohaterskich budowlańców i gospodarzy tego obiektu, podobno "wyjątkowo komercyjnego". Ja uważam, że rodzaj "panny przechodniej", na jaki to los część naszego domu, garaż właśnie, została skazana jest odpowiedzią samą w sobie. Póki płacicie rachunki nic się nie zmieni. Jeśli przestaniecie płacić - też się nie zmieni. Jak nie zmieniało się przez sześć bodaj lat, kiedy to garaż stał tak długo pusty, póki taksówkarze nie rozkolportowali pomiędzy sobą wieści o wolnych wdziękach garażowych na Abramowskiego.


Marek Zarębski

Brak komentarzy: