piątek, 16 stycznia 2015

NABIERAMY PRĘDKOŚCI?



Dzisiaj sprawa incydentalna, lecz o tyle dla mnie ważna, że fragmentom tego, co się dzieje w gminie Ruciane Nida poświęciłem kiedyś (od roku 1986) mnóstwo czasu. Wtedy wręcz zawodowo ryzykując głową, potem już z czystej ciekawości i sympatii do niektórych mieszkańców tego skądinąd uroczego miasteczka. Tak, padającego na twarz, od lat - i zawsze za sprawą ludzi, którzy nieodmiennie mianują się „gospodarzami” okolicy. Czy tylko ich to wina – tu można by ostro dyskutować, w samym leadzie na to nie pora. Władców wybierano w miarę demokratycznie i jakoś nie słyszałem o ewidentnych fałszerstwach wyborczych przy liczeniu głosów. Manipulacje tak, takowe się odbywały, ale polegały na czym innym, niż prostackie fałszowanie, też o tym już pisałem.

Dawno, dawno temu, jeszcze za czasów mojej aktywności na Salonie24 prowadziłem nieustającą wojnę z lewacką blogerką Voit, później pisującą już pod pełnym imieniem i nazwiskiem (Anna Grzybowska)… właśnie w Rucianem, na swojej stronie www.obserwator.org Tych stron w Rucianem jest więcej, istnieje dodatkowo blog Edmunda Pomichowskiego, zaraz do niego wrócę – i czas jakiś funkcjonował kompletnie obleśny „Obsrywator z piwskiem”. Dzieje się więc sporo – a ja jako osobnik ciekawski i nieźle do dzisiaj zorientowany w szczegółach nadjeziornych manewrów tamtejszych mieszkańców i ich królów obserwuję wszystko nie tyle może systematycznie, co uważnie. Ponieważ zaś zasadą wszystkich tu wpisów jest „oglądanie świata w kropli wody” - Ruciane jest dla  mnie wspaniałym materiałem do szerszych analiz. Felietonowych, proszę Państwa, tylko felietonowych…

I właśnie na stronie E. Pomichowskiego ukazało się coś, co mnie nieco zaciekawiło. Najpierw jakiś anonimek podesłał właścicielowi stary mój tekst „Lewizna rządzi, lewizna radzi, lewizna…chętnie was poprowadzi…” Od razu wyjaśnię: nie ja to uczyniłem, nie ma powodu do takich działań. No ale poszło, dzisiaj niczego w starym tekście bym nie zmieniał ani nie łagodził. Ktoś to odszukał i efektem jest następujące komentarz, jaki na stronie „Bez fikcji” się ukazał:

„…Dopóki materiał o niej przychodził na mnie osobiście, to nie puszczałem, bo nie chciałem jątrzyć. Teraz dosłał go anonim TOPLOLA w formie postu, więc puściłem. Mam tego z dwóch lat bardzo, bardzo dużo. Część przysłał właśnie znający temat "dychalokator". Ale jak widzę, że pozwala sobie i anonimusom fajfusom na wycieranie mną gęby - nie pozostanę dłużny. To za daleko zaszło.Fakt, na razie nie rzutuje to na nasze sporadyczne kontakty, ale jak będzie - nie wiem. Coraz mniej mnie to bawi. Niby mówi dobrze, a tu nagle... łubudu. Wkurwić się można. Pamiętasz ? Zawsze pisałem, że nie wchodzę w drogę nikomu ale nie pozwolę by ktoś wchodził z kopytami także do "mojego domu". Pozdrawiam…”
Czy słusznie czuję się wywołany do tablicy? Powiem szczerze – nie wiem. A jednak pozwolę sobie na kilka uwag, mogą być potraktowane jako odpowiedź, mogą inaczej. Na mojej stronie, bo nie chcę poddawać się niczyjej kontroli, a zwłaszcza modyfikacjom „moderacyjnym” wynikającym z uprawnień gospodarza tamtego bloga. Przeczyta – dobrze. Nie przeczyta – nie załamię się.

Otóż PO PIERWSZE Panie Edmundzie z mojego oddalenia widać coś, co Pańskiej uwadze zdaje się umykać: lewaczka Voit prowadzi portal, który miejscowych władców potencjalnie niejako z góry usprawiedliwia z zaproszenia jej do rozmowy. Nawet gdyby dialog miał się zakończyć niczym. Jest po prostu MAŁO KNAJACKA. A Pan mając niemal za każdym razem dobrze okopane, uzasadnione racje BYWA DOSADNY, by nie rzec WULGARNY. Może nawet bardziej to drugie… Oj, wiem co mi Pan odpowie: z furmanem rozmawia się po furmańsku. OK., rozumiem. Tyle że nie z samych furmanów świat się składa, nie do samych furmanów Pan mówi. Więc zaraz potem rozsądny autor ładuje do tekstu akapit dowodzący, że to jednak nie jego świat – chodzi o dobrze napisany, smacznie skomponowany kawałek dowodzący, że ta „kurwa” sprzed chwili to sztuczka i cytat, w głębi duszy jest Pan człowiekiem głębokiej kultury i obszernej wiedzy.

PO DRUGIE: mimo wszystko działa Pan w domenie publicznej, uzewnętrznia swoje teksty (sam tak czynię) licząc na odzew, więc uwagi o tym, że oto nie pozwoli Pan włazić mi do Pańskiego domu są… zabawne, niezbyt poważne, merytorycznie słabawe. Ten dom sam Pan dobrowolnie otworzył. Wystawił na krytykę – lub pochwały. Bo co mi Pan zrobi gdy za chwilę nacisnę „enter” i wszystko co wyżej pójdzie w świat? Owszem, możemy się pokłócić – tylko po co?

PO TRZECIE: każdy z nas prowadzących określone działania publiczne niestety sam winien dbać o dobrą swą opinię. Druga strona, w tym wypadku ja, nie jest zobowiązana do usuwania komentarzy niepochlebnych dla Pana. Ba, nawet nie zamierzam gryźć się w język gdy mam ochotę napisać to, co wsadziłem do któregoś tekstu sprzed dwóch lat: Pomichowski przedstawia słuszne racje w sposób, z którym nie każdy ma ochotę się zgodzić. I tu rzecz nie w brzydkich wyrazach – tu chodzi o to, że miejscami nieudolnie kreuje się na Pan na naturszczyka, któremu jakoby wolno więcej. Gówno prawda! Wywiad z nowym burmistrzem powinien Pan zrobić, nie Voit-ówna! I dobrze Pan wie dlaczego tak się nie stało…

PO CZWARTE: po ponad 30 latach pracy także w Pańskim zawodzie deklaracje o tym, jak to się nikomu nie chce wchodzić w drogę, jak to się pilnie dba o spokój i harmonię świata proszę zwinąć w rulonik i uszczelnić nim dolną krawędź drzwi, ponoć idzie zima. Gdyby tak się bowiem zdarzyło, że pewnego dnia siedlibyśmy przy czym dobrym i zaczęli rozmawiać o dziennikarskich sztuczkach – to raczej nie typuję swojej przegranej. Myślę zresztą, że wchodząc na moją stronę doskonale Pan o tym wie.

Co dalej? No cóż, ukłonię się i cicho oddalę. Powodzenia!

M.Z.


6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

On ci nie odpowie, on będzie udawał, że nie wchodzi na te stronę i nie czyta twoich wpisów. A za jakiś czas zaatakuje we właściwy dla siebie sposób, czyli jobami po chmury.

M.Z. pisze...

No to żeś mnie wzruszył do łez! A jakie to ma znaczenie, czy zareaguje czy nie zareaguje? Napisałem co miałem do napisania, kropka. Ten autor ma kłopot z samym sobą: niejednokrotnie dobrze zaobserwowane problemy, dobre wyczucie ludzi i kompletnie nieumiejętne przedstawianie całości... Czy wy tam nad jeziorami naprawdę nie możecie ustalić skąd wziął się wasz nowy burmistrz, jakie ma zaplecze, kto go wywindował nie podczas wyborów, ale wcześniej, kiedy jeszcze tworzone były listy? Czy nie możecie dopuścić do siebie myśli, że to wszystko podpucha i manipulacja, zresztą niemałej klasy - więc dzisiaj miast szukać dupereli trzeba odnaleźć Głównego Animatora, tego, który pociąga za sznureczki marionetek. Tak trudno pośród 6 tysięcy mieszkańców odnaleźć Sprawcę? Przecież on (ona?) chodzi pomiędzy wami każdego dnia, dzisiaj śmieje się w kułak, wszystko mu się udało, jak burdel był tak będzie jeszcze większy. Jak to jest możliwe, że oto "gość z okienka", taki po prostu anonimowy urzędasek pośledniej rangi pewnego dnia zostaje królem? W bajki wierzycie? W mity o amerykańskiej drodze od pucybuta po milionera? No to proponuje otrzeźwieć i ostro wziąć się do roboty. Zadanie pierwsze jak wyżej: kto za gościem stał w chwili formułowania list wyborczych. Półgębkiem dopowiadam: ciekawych rzeczy się dokopiecie...

Anonimowy pisze...

To ja stwaiam twierdzenie, że jest tylko jedna osoba za którą stoi coś poważniejszego, to jest Partia Rudego. To szefowa MOPS-u Monika Cwalińska. Myslisz że to ona nakręca sprężynę zegara?

M.Z. pisze...

Jeżeli przyjmiemy, że Partia Rudego to PO - a tak to odczytuję - to pewnie nie od rzeczy będzie stwierdzenie, iż skoro rozkradają wszystkie inne miejsca w Polsce to waszemu miastu raczej się nie upiekło. Co się zaś tyczy znaczenia tej pani (osobiście nie znam) to ustalenie jej prawdziwego znaczenia zdecydowanie pozostawiam tobie. Z odległości wiem tyle, że startowała do Brukseli, ale się nie udało. Niemniej to oznacza, że kogoś za pleckami ma. Zaś rzekome obniżenie jej pensji przez nowego burmistrza z 7 na 6 tysięcy to naprawdę śmiech na sali. I tu warto więc zapytać gościa dlaczego tak, a nie inaczej. Odpowiedź nieważna. Ważna mina indagowanego sekundę po wybrzmieniu tego pytania. Bo z mojej odległości wyraźnie widać, że niektórym w niewielkim, upadającym ośrodku to w materii pensyjek... cóż, powiem wprost: w dupach się poprzewracało. Daruj kolokwializm ganiony u autora "Bez Fikcji" - ale w tym miejscu pasuje on jak ulał. Na koniec, tak na marginesie: trochę nie o tym był mój felieton.


Anonimowy pisze...

Zobacz co niejaki "kolega Mundek" wypisuje w ostatnich komentarzach na przykład o roli Lenina. Wprost tłumaczy maluczkim, że w Rosji Sowieckiej wystarczył jeden niemiecki szpieg, by wybuchło "rewolucyjne napięcie". O Boże jakim trzeba byc idiotą...

M.Z. pisze...

No dobrze: zobaczyłem. Oczywiście nie zgadzam się z taką wykładnią ówczesnych realiów, mimo wszystko nauki historyczne, dokumenty popchnęły wiedzę o mechanizmach świata polityki dalej i dzisiaj podobne twierdzenia pachną socjalistyczną szkoła podstawową z przełomu lat 69- i 70-tych. Tyle że niewiele mogę tu uczynić. Inna jest rola tego autora w miejscowej zbiorowości, póki wypełnia ją uczciwie...