To, że w sieci od lat straszą upiory wiemy nie od
dzisiaj. Tradycyjnie, na pierwszym miejscu w zestawie „upioralnym” królowali do
tej pory lewacy. Nie spotkałem się jeszcze z demonami islamu, pojawiała się za
to życzeniowa ciemnota intelektualna: „mnie się zdaje i mam prawo o tym gadać…”
Sprawa paryskiego morderstwa dokonanego na zespole lewacko-orgiastycznego
pisemka „Cherlie Hebdo” otworzyła jednak wrota do świata piekieł przeciwnego
końca listy ekstremistów. Ale po kolei, oto w portalu Ekspedyt.org ukazał się
tekst blogera Migorr, oryginał tutaj: http://www.ekspedyt.org/migorr/2015/01/08/32488_je-ne-suis-pas-charlie.html#comment-50014.
Na swojej stronie przywołam tylko kluczowe fragmenty tego tekstu z 8 stycznia
tego roku, nie krzywią wymowy reszty. Autor zatytułował go
Szanowni
Państwo. Francuskie miasta przeżywają żałobę po zabitych przez islamskich
bandytów satyryków pisma Charlie Hebdo. Hasłem przewodnim stało się „Je suis
Charlie”, czyli „jestem Charlie”. Potępiając ten bestialski mord, nie
przyłączam się jednak do chóru i stwierdzam: „Nie jestem Charlie”.
Będąc
nim, wyrażam zgodę na opluwanie religii. Mogę nie lubić Muzułmanów i uznawać
ich za wrogów, ale to nie znaczy, że mogę ranić ich uczucia religijne. Tak
samo, jak od wszystkich innych, domagam się szacunku wobec Boga i nie profanowania
symboli katolicyzmu.
Będąc
Charliem obrażam nie tylko Muzułmanów, ale i Chrześcijan. Bo redakcja tego
pisma w grubiański sposób, coś na podobieństwo urbanowskiego „Nie”, szydziła
sobie z naszej wiary…”
…Europa
chyba upada na naszych oczach. Na własne życzenie. Europejczyk zamiast
wyciągnąć gnata i obronić ofiary, nagrywa na komórce, jak giną na jego oczach. Rewolucja
lewacka pożera własne dzieci…”
I
tak to wszystko widzi autor wpisu. Uznaję jego zdanie za rozsądne i w miarę
spokojne – o ile w ogóle spokój w tej sytuacji da się zachować. Tak, zgadzam
się z tezą, że francuscy „satyrycy” od lat przeginali pałę, każdy za sprawa
wujka Google może zobaczyć jakie rysunki szmatławczyk publikował i że
muzułmanie wcale nie byli jedynym celem ataku. Ba, może nawet bardziej byli nim
katolicy czy ogólnie chrześcijanie. Kilkadziesiąt godzin po zamachu realizuje
się to, co wczoraj przewidywałem: spektakl pościgu, publicznych rewizji, zapewne
z finałem solidnej strzelaniny i publicznego rozwalenia sprawców. O ile to rzeczywiście będą sprawcy... Już więc
pojawiły się głosy, że cała rzecz może być typową akcją „false flag”: Europa
zna już sprawców, publikowane są ich portrety, jeden z domniemanych zamachowców
widząc w co go wkręcono zgłosił się sam na policję twierdząc, że jest niewinny
i nie brał udziału w masakrze. Czy w ten sposób uratował życie – czas pokaże.
Machina publicznego „czynienia sprawiedliwości” ruszyła i nie będzie łatwe jej
zatrzymanie czy modyfikacja zachowań uzbrojonych grup pacyfikacyjnych.
Migorr
przedstawia swoje racje jak najspokojniej. Powiem tak: nie da się zaprzeczyć
żadnemu zdaniu zawartemu w tekście. A jednak…
A
jednak ruszyła do ataku „ekstrema drugiego końca listy”. Przeczytajcie proszę ten
oto pierwszy komentarz:
Zacytuję Panu coś, co może wpłynie na
Pana by przestał pisać do nas ciągle to samo, to co wiemy dawno. Potrzebna nam
jest jakaś odmiana w końcu.
I co Państwo na to? Macie jakąś własną opinię na temat
zdarzeń paryskich? No to krótko: porzućcie ją czym prędzej! Dzielna Pastereczka
studzi emocje na bazie ponad godzinnej przywołanej rekolekcji jednego z jezuitów. Pisze w objaśnieniu
między innymi tak:
Nie ma innej możliwości przemiany zła w
dobro jak na krzyżu. Jezus zrobił już za nas wszystko, teraz trzeba z tego skorzystać.
Jeżeli dam się ukrzyżować to pozornie przegram, ale tak naprawdę przemieniam
zło w dobro.
„…wiem, że na poziomie duchowym to prawda, ale skłamałbym gdybym się nie przyznał, że uważam, że chrześcijanin ma prawo bronić się, bronić życia (swoje może poświęcić w ramach indywidualnego męczeństwa, swoje życie, lecz nie innych)… Zamiana zła na dobro jest chyba najpiękniejsza kiedy nawraca się człowiek czyniący zło. Dlatego nie życzę śmierci lub choroby moim wrogom, życząc im nawrócenia, ale w obronie swojego, a na pewno cudzego życia zabiłbym – w samoobronie..”
Dyskusja teologiczna? Tak, coś w tym rodzaju. Ani nie znam dalszego jej ciągu – ani znać nie zamierzam. Circ szaleje na różnych portalach od lat, kiedyś nazwałem ją damską odmiana hunwejbina – i dzisiaj nie wycofał bym się z tej opinii nawet na milimetr. Siłowo promuje BIERNOŚĆ. Nie widzi, że może niekoniecznie przy tej okazji – ale generalnie Francuzi, ich rządy przede wszystkim, jak najpełniej zastosowali się do jej wskazówek. Palą auta: nadstawić drugi policzek, w niebie to będzie policzone na plus. Mordują sąsiadów, pal sześć, że nie do końca czystych: nie wyrywać zła, Siła Wyższa to przemieni. Circ już dzisiaj żyje w wymiarze Wieczności. Większość jej czytelników jest aż nazbyt doczesna, planuje i komentuje w wymiarze „od narodzin – do biologicznej śmierci”. Zapewne lada moment Czarna Limuzyna dostanie w łeb aż się zakurzy – jakimś teologicznym wykładem, albo wręcz kategorycznym rozkazem „Przestań natychmiast!”
Zawsze obawiałem się ekstremistów i hunwejbinów bez względu na ich barwę ideologiczną i rzekomo święte zamiary. A oni zawsze podnosili łby i głosy w chwili, w której o czym innym winno się dla bezpieczeństwa Europejczyków dyskutować i zupełnie inne zasady postępowania stosować. Im bardziej chrześcijanie pokorni czy dbający o swe życie wieczne – tym chętniej przedstawiciele innych religii gotują im los marny. W Syrii gazu i noży. Kiedyś na dzisiejszej Ukrainie - wideł i siekier. W co ty kobito do cholery grasz?
M.Z.
2 komentarze:
Circ - to wredna, arogancka, apodyktyczna suka. Nie zwracał bym na nią uwagi gdyby nie fakt, że jest jak piszesz: od lat miesza, przynajmniej stara się mieszać, na wszystkich możliwych portalach. Mianowała się artystką, dowodziła, że jako takiej wolno jej więcej (od kogo i dlaczego?), ze jej racja zawsze jest ostateczną. Portal Ekspedyt rozwijał by się zupełnie dobrze, gdyby właśnie nie ta "dama". Maja tam wystarczajaco wielu sprawnych, nieźle piszących ludzi. I to zdaje się jest powodem rozpaczy wymienionej. Jej argumenty to zawsze słowa innych. Bo jej własne warte tyle, ile przestrzeń ekranu, na której je zapisano - nic.
No i jak mam skomentować komentarz, z którym zgadzam się w 100 procentach?
Prześlij komentarz