wtorek, 19 lutego 2013

Raport wojenny



Szczerze mówiąc nie sądziłem, że wpis o wojnie z portalem Polacy.eu.org przyniesie taką ilość różnych komentarzy, znaczna ich część zresztą nie ujrzała światła dziennego, ponieważ poproszono mnie o nie publikowanie tych treści. Więc jak to mam w zwyczaju – zastrzeżonych nie publikuję. I dobrze: w sumie ani mam ochotę na dalsze boksowanie się z niektórymi durniami, ani chcę być arbitrem w ich pojedynkach. O pojedynkach zresztą za chwilę.

Tak czy siak to co się tam dzieje przypomina prawdziwą rewolucję, w której argumenty stron dawno przestały się liczyć, liczy się natomiast desperacja i łatwość ferowania wyroków. Plus długie noże. Jednym słowem strony ucinają sobie głowy aż furczy, właściciel portalu zdaje się nad niczym już nie panować, co gorsza - sam popełniając liczne kiksy logiczne nie darowuje ich wrogom. Co prostą drogą prowadzi do sytuacji, w której pewnie i od jutra przemawiał będzie już tylko on, właściciel, oraz niejaki Szmidt, ponoć narodowiec i niepodległościowiec. Ważny – dodaję – ponieważ jest depozytariuszem Tajnego Archiwum. Przechowuje je za granicą. To dopiero musi być BOMBA! Coś jak czarna teczka Tymińskiego? Może tak, może jeszcze gorzej.

Twardy facet, nie ma co… Jeśli tylko nie zgadzasz się z jego obsesyjnie zapisywanymi i w sumie prostackimi poglądami natychmiast otrzymasz polecenie spotkania osobistego. Pieluszki Szmidt deklaruje dostarczyć na miejsce pojedynku. Ponieważ w tak zwanym „międzyczasie” Szmidt zarobił etykietkę agenta izraelskiego, kogoś na miarę Eli Barbura z Salonu24 – to po prostu strach się bać. No bo gdzie proszę Państwa zostaną zakopane trupy, pewny skutek tego pojedynku? To jest stresująca sytuacja. Jeśli nie wierzycie porównajcie proszę konterfekciki obu postaci. Grozą wieje! Wróżę przeto już wkrótce dwuosobową obsadę dyskutantów portalowych. Szmidt i Mufti. Ten ostatni jak to wprost zarzuca mu już dzisiaj bloger Zenon Jaszczuk - dziwnie głuchy. A jaki ma być w obliczu majestatu swej rychłej cywilnej śmierci? – należało by Zenka zapytać. No ale ja już nie mogę. Co tłumaczę starym kabaretowym powiedzonkiem z roku bodaj 1970: „jadą goście jadą koło mego sadu. Do mnie nie zajadą – bo ja już tam kurwa nie mieszkam”… Pardon za wulgaryzmy, tak było w oryginale.

Dzieje się zatem na „prawicy”, oj dzieje! Teoretycznie powinno mi to sprawiać pełną satysfakcję: wypowiedziałem wojnę, nie odpaliłem ani jednej rakiety, a w obozie przeciwnika trup i tak ściele się gęsto. Wyszło mi oszczędnie… A jednak szkoda detalu: tradycyjnej wiosennej wycieczki do Zenka pod kwitnące jabłonki. Było uroczo, a trunki o właściwej mocy.

M.Z.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Marek: o co tam w ogóle chodzi? Czy Muftiemu odbiło już kompletnie? Cos kiedys wspominałes o nadzorze właścicielskim. Większość odczytuje to jako cenzurę, ja się zgadzam, że nie jest to cenzura, ale dbanie o właściwy poziom i własciwych gości. I co - i wlaściciel strony nie jest w stanie unieść tego ciężaru? To moze powinien powołać jakąś redakcję, albo grupę osób, które mają ręce odpowiednio mocne do podobnych zadań? Nie mozesz mu tego podpowiedzieć?

M.Z. pisze...

Szanowny/Szanowna!
Zacznę od końca. Nic Muftiemu podpowiadać nie będę, nadajemy na tak różnych falach, że nie widziałem w pewnej chwili szansy na porozumienie (mimo że apelowano do mnie bym „zrozumiał” – i był to apel od osoby poważnej i bardzo przeze mnie cenionej), a dzisiaj nie mam jej również formalnie. Moje odejście było definitywne. Nie każdy pasuje do każdego, idziemy swoją drogą, koniec, kropka. Najbardziej nie podobały mi się różne prowokacje, rzekomo „intelektualne”, w istocie prostackie i nachalne. Nienawidzę prowokacji! Już to kiedyś mówiłem: jeśli ktoś chce zachować czyste serce, mieć czyste intencje winien od prowokacji stronić jak od najgorszego gówna. Nie pomogło. No to ja do kloaki wchodził dobrowolnie nie będę, nie mam w sobie poczucia takiej misji.

Kwestia redakcji jak powiadasz… Może masz na myśli konwent seniorów, albo coś na kształt rady redakcyjnej? To jest oczywiście słuszne – o ile właściciel chce posłuchać rad, czy wskazówek. A co jeśli nie chce? Bo jest uparty jak muł, bo przecenia swoje możliwości, bo ktoś mu powiedział, że zadając upierdliwe i głupie pytania zdobędzie zawsze przewagę? Że można polecać cudze teksty, ale stanowczo zabraniać myślenia i argumentowania jak tamci autorzy? Też pisałem o tym, nie chcę się powtarzać. Konwent ani rada nie powstały. Nie uporano się ze sztuczkami pseudo-filozoficznymi kolejnych autorów, zaakceptowano manieryzm Szmidta (a przedtem sztuki innych), nie stworzono żadnej struktury poza-sieciowej, przy pomocy której wszystkie wątpliwości można by przynajmniej próbować wyjaśniać. Zenek się zbuntował, słusznie, to samo bym zrobił na jego miejscu, ba, to samo zrobiłem!

Dzisiaj mam już poczucie zmarnowanego czasu. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz – ale zegarek tyka, jestem coraz starszy i gospodaruję uwagą oszczędniej, niż przed laty. Ktoś wziął się za coś, czego od początku nie był w stanie unieść. Ktoś nie reagował na słowa, na to nie miał czasu, na tamto też. Dość! Zabawy z sieczkarnią mogą skończyć się uszkodzeniem ciała. Trwałym uszkodzeniem. Nie wystarczy stworzenie sieciowej STRUKTURY. Trzeba jeszcze umieć dobierać TREŚCI I ZARZĄDZAĆ NIMI. Od tego są inni specjaliści, śpiewać jednak nie każdy może.