wtorek, 12 lutego 2013

ATOMIZACJA



Jak wiadomo – to rozproszenie, oddzielenie, brak kontekstu i ogólnie degrengolada. W tym świetle mnogość pączkujących platform wymiany politycznych myśli i wrażeń można oceniać tylko jak najgorzej. Z drugiej strony może nie jest tak źle, gdy o wielu portalach tego typu pomyślimy jako o firemkach zarządzanych twardą ręką przez ich właścicieli. Trudno dzisiaj założyć, że agentura ma ich wszystkich w kieszeni. Chociaż z drugiej strony…

Z drugiej strony jest tak, że niewielkie grupy ludzkie nadal nie są w stanie wypracować schematu wewnętrznej poza-internetowej komunikacji. Nie mówiąc już o czymś takim, jak współpraca międzyportalową… Stąd najpewniej zawodowym manipulatorom coraz łatwiej jest przekierowywać ludzkie zainteresowanie w kierunku, który gdyby nie był  prawdziwy – byłby śmieszny. O czym mówię? Oto na przykład dzisiaj rano, akurat wlewam wodę do kawy, na temat ustąpienia z funkcji papieża w Radiu dla Ciebie „płomienną” przemowę wygłasza niejaki Piotr Śmiłowicz. Lewak, oportunista i pieczeniarz właściwie skończony na każdym portalu nie-onetowskim. Spaślak ów stawia tezę, że to wszystko najpewniej za sprawą odrzucenia przez Kościół kierowany ręką obecnego papieża związków partnerskich. Teza jest tak porażająco głupia, ze właściwie nie ma nawet o czym gadać. A jednak ileś tam osób wkrótce po wysłuchaniu tej męskiej (?) Baby Jagi idzie do metra czy autobusu i podświadomie zastanawia się jakby tu idiocie odpowiedzieć. Ten zaciera łapki: trafiło, teraz muszą się męczyć nie z tym, co sami wymyślili, ale z tym, co im właśnie podrzuciłem! Tak, proszę Państwa – tak działa współczesna propaganda. Tak manipuluje. Z czeluści metra nikt natychmiast nie odpowie idiocie, że bredzi. Opór ujawni się nie wcześniej, jak za jakieś dwie-trzy godziny. Tyle czasu zatruta strzała będzie tkwić w ranie. Właściwie, pardon, chciałem powiedzieć: w dupie słuchacza…

I tyle trwa każdorazowo popularność celebrytów ględzących zawsze o tym, na czym się kompletnie nie znają. Pisałem kiedyś o pewnej pani malarce, która z lubością i od lat dywaguje na temat swych licznych mężów, co jeden to „piękniejszy”  i „mundrzejszy” – i posiadania oraz wychowywania dzieci. Ilość wejść na jej blog początkujących może przyprawić o zawał serca: milion, dwa miliony, już można zaproponować zamieszczanie obok bzdetów płatnych reklam. Głupota samonapędzająca się? Zapewne tak. Na dłuższą metę te wyznania burdelmamy o dziewictwie nie mają żadnego znaczenia. Ale ile krwi napsują…

Tymczasem normalni, a zaprzyjaźnieni nadal nie mają miejsca, w którym można spotkać się osobiście i chwile pogadać patrząc na interlokutora z małej odległości. Nie współpracujemy też z nikim. Ta nitka międzyludzkich kontaktów została kiedyś skutecznie amputowana. Stąd agenturze bez względu na nazwę i podległość tak łatwo jest poruszać się pomiędzy zatomizowanymi planetkami propagandowego oporu. Oni robią swoje – my swoje. Tyle że „ich” jest nie tyle więcej, co sprytniej się poruszają nie tracąc łączności z „centralą”. Szkoda…

M.Z.

Brak komentarzy: