Nie wiem u kogo ja to wyczytałem –
ale wyczytałem na pewno. I to otworzyło ciąg skojarzeń: Eryk Mistewicz pracował
kiedyś dla młodzieżowej gazetki „Na Przełaj”. W latach socjalizmu rzecz jasna. I
tam to prowadził projekt znany pod nazwą „Wolę być” - czy jakoś tak. No więc
zaraz po tej notce otworzyła mi się w głowie przegródka pamięci, a z niej
wysunęła nazwa. Poprawna dla wymienionej wyżej gazety brzmiała „Na Przemiał”.
Tak
mówiła o niej znaczną część czytelników. Ba! Tak mówili również niektórzy
pracownicy! Cała reszta to prawda jak raport: na przełomie lat 70- i 80-tych
komuchy centralne usiłowały zasiać w różnych młodzieżowych gazetkach takie
właśnie podejście do świata. Wyrażane w opozycji „mieć czy być” i oczywiście ze
wskazaniem na jeden tylko element. Ponieważ tylko niewielu młodych mogło w tym
czasie cokolwiek mieć – pozostawało im to piekielne „być”. Oczywiście być w
taki sposób, jaki światłe władze suflowały młodym umysłom w mniej czy bardziej
podstępny sposób. Używając w tym celu osobników ze skłonnością do manipulacji.
Niektórym jak widać zostało to do dzisiaj. „Na Przemiał” nie cieszył się
uznaniem, sprzedaż spadała mimo drukowanych kolorowych plakatów muzycznych, już
nie pamiętam jaki był koniec tego tytułu, na pewno śmiertelny. Komuszki
zmajstrowały w międzyczasie specjalne wydawnictwo pod tytułem „Razem”. I to
piśmidło, nieźle nawet robione od strony formalnej, zaczęło poszukiwać
dziennikarzy właśnie ze skłonnościami do manipulacji. Obiecując wysokie
wynagrodzenia podstawowe i wyższą, niż gdzie indziej wierszówkę. Następnego
dnia chodził już po mieście wierszyk: lepiej dziś się otruć gazem, niż pracować
jutro w „Razem”. Nie ujawniana na jego łamach tak nachalnie i wprost teoria
„bycia”, a nie „mania” okazała się zbyt mało nośna. Pozostało jedno „osiągnięcie”-
ostatnia strona magazynu. Nomen omen nosiła tytuł „Osobno”. I żywcem
przypominała dzisiejsze „Szkło kontaktowe”.
Problem
wskazywania manipulatorów omawiany jest przez wielu blogerów. Część z nich do
zawodowców tej „manipulanckiej branży” zaliczy zresztą takich na przykład
psychologów. Faktem jest dla mnie jedno: próby masowego manipulanctwa w
dziedzinie przekierowywania ludzkich serc i umysłów w pożądanym kierunku to z
pamiętanych czasów właśnie „Na Przełaj” i „Razem”. Ale później, gdy ktoś swoje
rojenia zweryfikował praktycznie - wnioski z klęsk zostały skrzętnie zapisane. Część psychologów migiem ten materiał
podchwyciła, ubrała w pseudo-naukowe słowa – no i mamy dzisiaj co mamy. Na
przykład teorię „narracji”. Praktykę zagadywania pożaru powodzią. I goebbelsowskie
wręcz wmawianie publice, że rude jest piękne. Furda tam: dla mnie, przecież
normalnego chłopa… jak z biustem to może być i piękne. Ale jeśli tylko rude,
dalej męskie i podobno zawsze słuszne… O nie! To wolę być osobno!
A co się
psychologów tyczy: we wspominanych latach tworzenia „Razem” potencjalnym
przeciwnikom, niedowiarkom, frustratom i warchołom z góry mieli do powiedzenia
jedno. Mianowicie, że jeśli ktoś ma marny los, tak ten los postrzega – to
znaczy, że na to wszystko zasłużył. Bo niby źle sobie życie ukształtował. W ten
sposób łatwiej było niezadowolonych lub nie przekonanych osaczyć. I powiedzieć
im już wprost: nie chcieliście słuchać to i macie. Nie chcieliście wierzyć – to
i pała na zakute łby się znajdzie. Bo niby demokracja demokracją – ale że socjalistyczna to przecież
ktoś tym burdelem musi rządzić…
Gdyby mi
teraz jakiś lewak usiłował ripostować, że nie dostrzegam różnicy między tamtą
„socjalistyczną demokracją”, a „prawdziwą wolnością dzisiaj” to melduję: nie
dostrzegam!
M.Z.
4 komentarze:
Pracowałeś w Razem?
Nie. Pracowałem w Świecie Młodych. Od szeregowca do zastępcy sekretarza redakcji, wszystko co wyżej to już nominacje partyjne, a ja nie należałem. W 1981 roku odpowiadałem za trzy wydania tygodniowo, każde 450 tysięcy egzemplarzy. To że później zmarnowano taki tytuł, taką gazetę (umarła ostatecznie w 1993 roku) to największa zbrodnia mentalnych i faktycznych komuchów. Mam nadzieję, że powyzdychają boleśnie.
Tia, fajne mieliście komiksy...
To dziwne - ale nie bardzo wiem z jakich powodów do dzisiaj Świat Młodych kojarzony jest wyłącznie z komiksami. Owszem, były, niektóre wyjątkowo dobrej jakości. Ale na osiem kolumn (stron) KOMIKS POPRZEDZAŁO SIEDEM INNYCH. Jeżeli do redakcji przychodziło dziennie kilka worków korespondencji - to sądzisz, że skierowana była do postaci komiksowych, albo dotyczyła wyłącznie komiksów? PO STOKROĆ NIE!!! Zespół, do którego dołączyłem stosunkowo późno, bo realnie w roku 1976 zdołał wypracować taką formę rozmowy z czytelnikami, że reagowano na teksty, na konkursy, akcje, reportaże, a nawet felietony. Pisano do nas także wtedy, gdy zwracanie się do innych tytułów zawiodło. I my pomagaliśmy dzieciakom w sprawach ich rodziców. Bo zażalenie tychże do Trybuny czy Życia Warszawy można było utopić, wyciszyć. A listu dziecka wyrzucanego z rodzicami z mieszkania, listu skierowanego do Świata Młodych - NIE. Jechaliśmy, opisywaliśmy sprawę - I SKUTKOWAŁO. Wiesz jak reagował naczelnik jakiegoś tam miasta kiedy od własnej latorośli dowiadywał się, że jest prześladowcą tego i tego? Najpierw zastanawiał się czy skoczyć do rzeki czy raczej powiesić się w kątku. A później automatycznie uciekał gdy tylko usłyszał z daleka śmiech dzieciaków. Jeszcze długo sadził, że to nieodmiennie z niego się śmieją. Tak to było naprawdę. Więc nie mów mi proszę, że ta gazeta to wyłącznie komiks. To NIEPRAWDA!
Prześlij komentarz