Tym razem o sprawie małej, ale - pardon za słowo - upierdliwej. Ochrona Juwentus. W przeciwieństwie do nazwy sugerującej potęgę młodości dostaliśmy w prezencie od ZBK-u chór dziadów – tym różniących się od śmietnikowych, że umundurowanych i kosztujących nas bez mała 10 tysięcy miesięcznie. Sprawa wałkowana jest od roku, sam poświęciłem rozmowom z koordynatorem Juwentusu pewnie z pięć godzin rozmów. O specyfice budynku mieszkalnego, o oczekiwaniach lokatorów i korelacji tychże z podpisanym zakresem umowy. I nic. Koordynator ponoć już nie pracuje. Przywrócono dawne, z lutego, sterowanie i dawne kadry. Dwóch normalnych i czterech geriatryków bez słuchu, wzroku i jakiegokolwiek rozeznania w przestrzeni, prawie i zakresie własnych obowiązków. Szczególnie denerwujący jest ten, który każdej soboty o 5.30 rano nie może trafić palcem we właściwe cyferki domofonu, uruchamiające kod wejścia. I zawsze tak się skurczymiś pomyli, że dzwoni do mojego mieszkania. Po jedenastu miesiącach ćwiczeń dość mam już tych wczesnoporannych sobotnich capstrzyków. Z drugiej strony bić staruszka, mimo że to łatwiejsze od bicia młodzianków? Jakoś nie mogę się przemóc, choć chyba trzeba będzie... Inaczej inwalida umysłowy nie zrozumie.
Napisałem w poprzednim tekście, że dziwię się tym lokatorom, którzy doskonale wiedząc jaka jest treść umowy z ochroniarzami uparcie telefonują do nich z absurdalnymi zleceniami. Stukrotnie skuteczniej dla każdego, kto choć trochę liznął logiki byłoby usuwać przyczyny choroby, a nie jej objawy. Więc jeszcze raz: umowa z ochroniarzami jest źle sformułowana i jeszcze gorzej realizowana. Niestety jest sztywna i obowiązuje do końca tej zmiany ochroniarskiej. Nie wynika z niej, by ochroniarze mieli mieć na względzie fakt, iż przyszło im pracować w domu zamieszkałym przez ludzi, nie roboty. Umowa z firmą rzekomo dbającą o czystość na terenie posesji jest wręcz szczytem idiotyzmu i marnotrawstwa pieniędzy podatników i lokatorów. W sumie mamy dom, w którym nikt nie sprząta, nikt nie jest bezpośrednim, obecnym na miejscu gospodarzem obejścia, ochroniarze jeżeli czegokolwiek pilnują, to bardziej terminów własnej drzemki, niż bezpieczeństwa powierzonego im mienia. Zakres tego „powierzonego mienia” też taki bardziej abstrakcyjny, autor umowy długo musiał się trudzić, nim wynalazł stosowne sformułowanie. Słowo które nic nie znaczy... Co ciekawsze lokatorzy posiadają wszystkie możliwe prawa, tyle że dla ułatwienia zredukowano je do jednego punktu: terminowo płacić czynsz i nie zgłaszać żadnych żądań. Więc jak to już było w piśmie od niejakiej Urszuli Liwińskiej z Irysowej do lokatorów: nie my płacimy (a kto do cholery, jeśli nie my, obywatele?), więc nie my będziemy decydować. To wiecie co mili zarządcy budynku: zabierzcie to całe tałatajstwo w cholerę i przestańcie udawać, że czynicie cokolwiek dla wspólnego dobra! Wasze działania okazały się nieskuteczne – są więc na przyszłość zbędne.
Stowarzyszenie Po Drugiej Stronie w nadchodzącym tygodniu prześle na ręce administratorów odpowiednie pisma traktujące o tych sprawach. Przekażemy ich treść na tej stronie, jeśli nadejdzie odpowiedź – zacytujemy ją również. Poinformujemy jednocześnie adresatów, że tym razem nie skończy się na pisaninie. Skontaktujemy się w tej sprawie również z dzielnicowym i Strażą Pożarną – prosząc o przeprowadzenie wzorem naszych przyjaciół z Mickiewicza 65 stosownych kontroli bezpieczeństwa. Całość wspomnianych zagadnień zostanie również starannie opisana w memoriale do władz miasta i zakończona jednym wnioskiem: pozwólcie nam wykupić lokale, stworzyć Wspólnotę Mieszkaniową i właściwie zadbać o stan i materię tego budynku! Bo rządy Trzeciej Ligi Bez Polotu z kategorii bezhołowia powoli przesuwają się do kategorii szkodliwego gospodarczo zaniechania i marnotrawstwa...
Marek Zarębski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz