piątek, 1 listopada 2013

STOIMY

1 listopada, około godziny 10.15, teoretyczny dojazd do warszawskiego Cmentarza Północnego. Mniej więcej 8 kilometrów wcześniej, jeszcze na Wisłostradzie... Stoimy... Tak zwyczajnie i po prostu. Metr, dwa do przodu, hamulec, stop. W paśmie CB kilku dowcipnisiów doradza: "trzeba było wyjechać nad ranem, nie mielibyście teraz kłopotów". Może to i racja, tyle że nie ma u nas tradycji nocnych startów do zmarłych bliskich. Po półtorej godziny mam dość, za stalowymi barierami wypatruję fragment pasa środkowego, na którym udaje się zawrócić. Z powrotem już pusto. Odwiedzę Ich jutro, może pojutrze, gdy się nieco rozluźni na trasach dojazdowych i przycmentarnych parkingach.

W tym roku piękna pogoda. Korek też raczej spokojny, bez agresji i zdenerwowania. No cóż, sami wybraliśmy ten dzień na próbę odwiedzenia cmentarzy, mamy co mamy, czym tu się irytować... W eterze CB smok-miluś gdzieś spod Marek (mówi o tym jakby mieszkał bęcwał co najmniej w Paryżu) gromi przez mikrofon: "Chciało wam się obchodzić jakąś tam śmierć, to teraz macie za swoje..." Bzdura, durnowaty i pokraczny umysłowo "mobilku": chciało nam się pomilczeć o ich życiu minionym, ja co prawda wracam i zrobię to dzisiaj w domu, ale ty dalej pozostaniesz niedoukiem. Małej szerokości i pancernych drzew!

M.Z.                    

Brak komentarzy: