czwartek, 15 listopada 2012

Wieści z fabryki gumy



Dziennikarze… Ilu ich poznałem w ciągu swojej zawodowej pracy w tym fachu? Szczerze mówiąc nie tak znowu wielu. Niektóre kręgi po prostu nie przenikały się. Radiowcy i ci z Woronicza (gdy zaczynałem nie było innych stacji TV!) separowali się jak mogli od „kałamarzy” z prasy papierowej. Fotopstryki jako jedyna grupa, która mogła wejść do zawodu nie mając wyższych studiów to też osobna opowieść i osobne państwo. „Papierowi” spotykali się rzadko, koncern RSW raczej dbał o to, by nie marnotrawić sił i środków wysyłając do jednego zdarzenia czy tematu wszystkich na raz. Mogło by się bowiem okazać, że wcale nie jest  tak, iż „gwiazdy” świecą naprawdę, a nagrody resortowe rozdawane są słusznie. No i wreszcie powód najważniejszy: istniały obszary oficjalnego postrzegania, tworzone na przykład przez PAP, które stanowiły dziennikarskie dogmaty. Czegoś tam się nie podważało, a opinia wyrażona przez PAP była ostateczna. PAP oczywiście Biuro Prasy KC PZPR kontrolowało w sposób szczególny. W końcu było nie było kierownicza rola partii jakoś musiała się realizować…

Dziennikarze prasowi nie stanowili jednorodnego ciała. Jak w każdym fachu tak i tutaj zdarzali się ludzie zdolni i ludzie dyspozycyjni. Czytaj „mało zdolni”, „mierni ale wierni”… To był podział w miarę sztywny, dodatkowo utrwalany przez nieustanne indywidualne szkolenia zawodowe, którym dyspozycyjni byli poddawani. Do niektórych tępych główek wkładano tyle wiedzy niedostępnej innym, iż różnica działań „przed szkoleniem” i „po” była wyraźnie widoczna. Reszta miała się dopasować – i z reguły czyniła to bez większego trudu. Bo kto nie podołał – odpadał samoistnie.

Dzisiaj twierdzę, że element kiedyś za żadne skarby nie ujawniany, czyli zdolność redaktorów naczelnych (czy też ciał, które za nimi stały) do manipulowania podległymi ludźmi stał naprawdę na wysokim poziomie. I twierdzę dalej, że zapotrzebowanie na zdolnych, choć bezpartyjnych rzemieślników było tym większe, im pismo chciało być lepiej oceniane na wewnętrznym rynku. Istniał taki, jak najbardziej! Istniały rankingi związane z nazwiskami, tematami, czy sposobem ich ujęcia. To się rozchodziło pocztą pantoflową, bodaj skuteczniejszą, niż dzisiejsze publiczne ogłoszenia. W czasach, kiedy nie działał Internet plagiat był czymś wstydliwym, nadto natychmiast rozpoznawanym. Słynne przed laty duety reporterów rozczytywano natychmiast i bez pomyłki: ten pisze, tamten załatwia dojścia i delegacje. Czy tak jest i dzisiaj?

Pewnie nie do końca – to najłagodniejsza definicja i odpowiedź na powyższe pytanie. Pojawiły się przecież gremia kiedyś nieznane w tej formie, co obecnie: salony, koterie, cadykowie mniejsi i więksi, wreszcie „tajemne moce”, które choć „nie istnieją”, to mogą z tej magmy nieistnienia skutecznie stroszyć miny groźniejsze, niż przed laty. Mocno wyciszony problem selekcji negatywnej, która to metoda zdominowała minione dwie dziesiątki lat, też zrobił swoje. Tumany wyrąbały standardy. Przeciętniacy awansowali do rangi apostołów. A cała reszta ma się dostosować, kropka! Nie twierdzę, że wywaleni z „Rzepy” czterej dziennikarze to kwadryga doskonałości. Moim zdaniem każdy ma coś za uszami, a tuzami żurnalistyki na dłuższy dystans też nie zostaną. Męczennikami? Tak, to może się zdarzyć. Ale ile potrwa skandal męczeństwa? Dla mnie ważniejsze jest to, że o ich losie zdecydował ktoś, kto prawu dziennikarskiemu nie podlega, znać się na pisaniu nie musi, wystarczy, że ma kasę i dobrze ustawionego wspólnika. Zachód, proszę Państwa, no po prostu Ameryka…

A zło i głupota mnożą się i mnożą, niższe szczeble i warstewki zapatrzone w decyzyjną górę zakładają swoje publikatory, wszystko jedno o czym, treść nie ma znaczenia – byle reklamy były. Misja i powinność informowania czy suflowania poważnych debat na poważne tematy… Mój Boże, a cóż to za fanaberie się panu, panie Marku śnią po nocach i na jawie? Kto dzisiaj płaci za sens i popychanie czegokolwiek do przodu? Trzeba produkować jak najwięcej kolorowej, pięknie opakowanej gumy do żucia. To jest „trynd”!

M.Z.

Fot. stopmanipulacji.info

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

no i co zrobic ?

widac potrzeba kogos jak
ci ktorzy zyli w poczatku 20 wieku
aby ruszyc ta lawe obojetnosci i doopochronow