Dziennikarze…
Ilu ich poznałem w ciągu swojej zawodowej pracy w tym fachu? Szczerze mówiąc
nie tak znowu wielu. Niektóre kręgi po prostu nie przenikały się. Radiowcy i ci
z Woronicza (gdy zaczynałem nie było innych stacji TV!) separowali się jak mogli od
„kałamarzy” z prasy papierowej. Fotopstryki jako jedyna grupa, która mogła
wejść do zawodu nie mając wyższych studiów to też osobna opowieść i osobne
państwo. „Papierowi” spotykali się rzadko, koncern RSW raczej dbał o to, by nie
marnotrawić sił i środków wysyłając do jednego zdarzenia czy tematu wszystkich
na raz. Mogło by się bowiem okazać, że wcale nie jest tak, iż „gwiazdy” świecą naprawdę, a nagrody
resortowe rozdawane są słusznie. No i wreszcie powód najważniejszy: istniały
obszary oficjalnego postrzegania, tworzone na przykład przez PAP, które
stanowiły dziennikarskie dogmaty. Czegoś tam się nie podważało, a opinia
wyrażona przez PAP była ostateczna. PAP oczywiście Biuro Prasy KC PZPR
kontrolowało w sposób szczególny. W końcu było nie było kierownicza rola partii
jakoś musiała się realizować…
Dziennikarze
prasowi nie stanowili jednorodnego ciała. Jak w każdym fachu tak i tutaj
zdarzali się ludzie zdolni i ludzie dyspozycyjni. Czytaj „mało zdolni”, „mierni
ale wierni”… To był podział w miarę sztywny, dodatkowo utrwalany przez
nieustanne indywidualne szkolenia zawodowe, którym dyspozycyjni byli poddawani.
Do niektórych tępych główek wkładano tyle wiedzy niedostępnej innym, iż różnica
działań „przed szkoleniem” i „po” była wyraźnie widoczna. Reszta miała się dopasować – i z
reguły czyniła to bez większego trudu. Bo kto nie podołał – odpadał samoistnie.
Dzisiaj
twierdzę, że element kiedyś za żadne skarby nie ujawniany, czyli zdolność
redaktorów naczelnych (czy też ciał, które za nimi stały) do manipulowania
podległymi ludźmi stał naprawdę na wysokim poziomie. I twierdzę dalej, że
zapotrzebowanie na zdolnych, choć bezpartyjnych rzemieślników było tym większe,
im pismo chciało być lepiej oceniane na wewnętrznym rynku. Istniał taki, jak najbardziej!
Istniały rankingi związane z nazwiskami, tematami, czy sposobem ich ujęcia. To
się rozchodziło pocztą pantoflową, bodaj skuteczniejszą, niż dzisiejsze
publiczne ogłoszenia. W czasach, kiedy nie działał Internet plagiat był czymś
wstydliwym, nadto natychmiast rozpoznawanym. Słynne przed laty duety reporterów
rozczytywano natychmiast i bez pomyłki: ten pisze, tamten załatwia dojścia i
delegacje. Czy tak jest i dzisiaj?
Pewnie
nie do końca – to najłagodniejsza definicja i odpowiedź na powyższe pytanie. Pojawiły
się przecież gremia kiedyś nieznane w tej formie, co obecnie: salony, koterie,
cadykowie mniejsi i więksi, wreszcie „tajemne moce”, które choć „nie istnieją”,
to mogą z tej magmy nieistnienia skutecznie stroszyć miny groźniejsze, niż
przed laty. Mocno wyciszony problem selekcji negatywnej, która to metoda
zdominowała minione dwie dziesiątki lat, też zrobił swoje. Tumany wyrąbały
standardy. Przeciętniacy awansowali do rangi apostołów. A cała reszta ma się
dostosować, kropka! Nie twierdzę, że wywaleni z „Rzepy” czterej dziennikarze to
kwadryga doskonałości. Moim zdaniem każdy ma coś za uszami, a tuzami żurnalistyki
na dłuższy dystans też nie zostaną. Męczennikami? Tak, to może się zdarzyć. Ale
ile potrwa skandal męczeństwa? Dla mnie ważniejsze jest to, że o ich losie
zdecydował ktoś, kto prawu dziennikarskiemu nie podlega, znać się na pisaniu
nie musi, wystarczy, że ma kasę i dobrze ustawionego wspólnika. Zachód, proszę Państwa,
no po prostu Ameryka…
A zło i
głupota mnożą się i mnożą, niższe szczeble i warstewki zapatrzone w decyzyjną
górę zakładają swoje publikatory, wszystko jedno o czym, treść nie ma znaczenia
– byle reklamy były. Misja i powinność informowania czy suflowania poważnych
debat na poważne tematy… Mój Boże, a cóż to za fanaberie się panu, panie Marku
śnią po nocach i na jawie? Kto dzisiaj płaci za sens i popychanie czegokolwiek
do przodu? Trzeba produkować jak najwięcej kolorowej, pięknie opakowanej gumy
do żucia. To jest „trynd”!
M.Z.
Fot. stopmanipulacji.info
Fot. stopmanipulacji.info
1 komentarz:
no i co zrobic ?
widac potrzeba kogos jak
ci ktorzy zyli w poczatku 20 wieku
aby ruszyc ta lawe obojetnosci i doopochronow
Prześlij komentarz