Dzisiaj
przypadkiem uruchomiłem Radio Wnet. A tam wywiad z Marią Wiernikowską i - jak
sama twierdzi - szczere jej zeznanie na temat kondycji współczesnego
dziennikarstwa. Szanowna Pani Mario! I tyle dyplomacji – bo później należy już tylko
lutować…
Zatem
Szanowna Pani Mario! Czy za późno pani wstała, czy nie miała polemicznego
nastroju – to chaos wypowiedzi nie przystoi komuś, kto uważa się za zawodowego
dziennikarza. Ciężko mi ten chaos, zresztą udatnie wzmacniany przez nieznany męski
głos, uznać za przemyślaną i uporządkowaną wypowiedź. Maluczkich olśniła pani
informacją na temat kondycji dziennikarstwa francuskiego. Z początków wieku XX…
Proszę więc pozwolić mi tylko na ironiczny uśmiech. Wszystko to gaduły dobre
dla starszych przedszkolaków. Ani słowa o dominującym na tamtym rynku odchyleniu
lewackim. W dalszej części wywiadu zero odniesień do krachu przede wszystkim wydawców. Tak, tak, właśnie
wydawców, także w Polsce bez tego wątku wszystko okazuje się być zawieszone w
próżni! Każda diagnoza i każde późniejsze leczenie. Tymczasem złym i dobrym dziennikarzom ktoś płaci, ktoś się czegoś od
nich spodziewa, ktoś ich karze i nagradza. Nie wiedziała Pani o tym? Nie wiedziała
Pani skąd nadchodzą przelewy bankowe za czasów Pani etatowego zatrudnienia? To co
najmniej dziwne…
Ziemkiewicz…
Dlaczego oddzieliła Pani tego autora od jasnego powiedzenia od czego nie jest
zależny, a przynajmniej tak się przedstawia? Powiem szczerze, że nie jestem
jakimś szczególnym wielbicielem Ziemkiewicza, czasem zdarza mu się coś dobrego
albo zaskakującego, reszta do bólu przewidywalna. I jakaś taka pańszczyźniana
nuta komu by tu zagrać na nosie, może to tylko moje reminiscencje po jego „Polactwie”…
No więc trzeba jasno wydukać: Ziemkiewicz nie jest zależny od żadnego wydawcy
konkretnego tytułu prasowego, gdzie by siedział na pełnym etacie lub jak kto
woli na dupie! Ale dalej już tylko zdaje mu się, że nie jest zależny w ogóle –
ja na przykład sądzę, że jest odwrotną stroną monety, gdzie ta główna strona to
szczerozłote popiersie Wielkiego Jąkały. W porządku, nie musi się Pani zgadzać.
Chodzi mi jednak o jasne powiedzenie: to parszywi wydawcy, sami lub przez swych przedstawicieli winni są temu, że
dzisiaj jak słusznie Pani powiada dziennikarz to tani wyrobnik. Albo jeszcze
gorzej.
Czy winą
dziennikarzy okazało się NIE PISANIE o Amber Gold? Przepraszam: a niby dlaczego?
Nie każdy żurnalista to kategoria „śledczy”, są przecież inne obszary
dziennikarskiej penetracji. A ci „śledczy” z Pani i mojej epoki… Tacy
dociekliwi, czy tacy ustosunkowani w służbach? Wychodzi na to, od wielu lat to się
okazuje czarno na białym, że dziennikarze śledczy w znacznej części byli na
pewno, a co najmniej często bywali tubami propagandowymi służb właśnie! I te służby
pewnie i dzisiaj życzyły by sobie zwiększać kategorię „śledczych” w każdym tytule
prasowym. Łatwiej by im się manipulowało. A tak – kicha z grochem. Więc nie
jest możliwe, by nie wyposażony w prokuratorskie uprawnienia zwykły dziennikarz
cokolwiek wykrył. Musi być jakiś cynk, jakaś wskazówka, jakieś wsparcie. Inaczej
żadne pióro nie sforsuje pancernych drzwi z tabliczką „Prezes”. Bo semtexem To i
Pani nie pracowała, prawda?
Zatem jak
najbardziej winniśmy rozmawiać o kondycji współczesnego polskiego dziennikarstwa,
samo załamywanie rąk nad tą „lisową” beznadzieją nie pomoże. Ale może wreszcie zaczęlibyśmy
rozmawiać szczerze i prawdziwie, bez owijania w bawełnę i zacierania śladów? Inaczej
to wszystko nie ma sensu i cholery można dostać od tego jałowego bicia piany.
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz