niedziela, 21 października 2012

Szczerość jesienna



Moja motoryzacja to nie jest chęć poznania wszystkich sztuczek oficerów propagandowych samochodowych firm świata. W motoryzacji oszustwa propagandowe są równie wielkie, co w polskiej polityce. Nic nie jest tym, czym Państwu się wydaje. I żaden z handlowców nigdy nie dotrzymał słowa. Może dlatego tak wielu ich produkują, najmują, zużywaja i wyrzucają na bruk…

Moja realna motoryzacyjna pasja urodziła się na przełomie lat 60-tych i 70-tych. Drogowe i podróżnicze realia wyglądały wtedy tak:


Jeśli ktoś lubił spocone kobiety i niedomytych mężczyzn ściśle przylegających do współpodróżnych – nie zajmował się marzeniami o własnym środku podróży. Syndrom stada działał w najlepsze. Tak jeździli wszyscy. A tak "wybrani" lub w pewnym sensie szaleni:


 Gdzie ja? Najpierw z przodu. Na motorowerze marki Komar. Pierwszy z wielu jednośladów, jakimi się poruszałem. Najmarniejszy – ale też najbardziej znaczący. A potem już jestem w tym drugim pojeździe: „limuzynie” marki Zastava 750.  A że drogi były może dziurawe, wąskie, ale puste – po raz pierwszy obydwoma pojazdami objechałem Polskę. Wtedy nie kosztowało to tak dużo jak dzisiaj. Komar palił dwa litry na sto, Zastava sześć i pół – ale w tę drugą dało się zapakować trzech łebków, którzy do PKS-u już się nie zmieścili. To były złote czasy… Finansowo rzecz jasna – ponieważ bardzo względnej wolności do dzisiaj doznaję jadąc samemu, bez pasażerów. I nie dlatego, że tak się wzbogaciłem, iż pogardzam zarobkiem. Dlatego, że dawne „łebki” od lat jeżdżą już lepszymi samochodami, niż mój. A jak wiadomo miewałem i takie rarytasiki:


A wolność, ta prawdziwa? Dla wielu tumanów spośród aktualnych władców to jeszcze bardziej „uświadomiona konieczność”, niż za komuny. Facet cierpiący na notoryczny brak czułości wobec zabiegów służących rozgrabianiu Polski godzien jest współczesnej psychuszki. To niby ja. Jego pojmowanie wolności to w ogóle jakiś anachronizm. Dzisiaj każde dziecko wie, że zawsze gdzieś obok są mądrzejsi, starsi i lepiej wiedzący. I oni powiadają, że jakieś tam swobodne przemieszczanie się, podróże czy nie daj Boże mądrzenie na tematy polityczne to… no po prostu zbrodnia i antypaństwowe działanie!

Mam więc samochód, który jeździ niezawodnie, ale nie ma duszy jak tamte, stare… Po rzekomą wolność musiał bym niemiłosiernie tłoczyć się na każdym wylocie z mojego miasta. Gdzie indziej zresztą też. Motoryzacja nadal jest wrogiem numer jeden socjalistycznej ojczyzny i nikt zmotoryzowanym nieba przychylał nie będzie – choć w innych krajach to złoty interes.

Stąd od czasu do czasu sentymentalnie wracam do opisywania czegoś, co wielu Czytelników denerwuje, ponieważ sądzą, że chcę ich nauczyć reperowania silników. Nic bardziej mylnego.

M.Z. 
motocyklewprl.blogspot.com

Brak komentarzy: