Moja
motoryzacja to nie jest chęć poznania wszystkich sztuczek oficerów
propagandowych samochodowych firm świata. W motoryzacji oszustwa propagandowe
są równie wielkie, co w polskiej polityce. Nic nie jest tym, czym Państwu się
wydaje. I żaden z handlowców nigdy nie dotrzymał słowa. Może dlatego tak wielu
ich produkują, najmują, zużywaja i wyrzucają na bruk…
Moja
realna motoryzacyjna pasja urodziła się na przełomie lat 60-tych i 70-tych.
Drogowe i podróżnicze realia wyglądały wtedy tak:
Jeśli
ktoś lubił spocone kobiety i niedomytych mężczyzn ściśle przylegających do
współpodróżnych – nie zajmował się marzeniami o własnym środku podróży. Syndrom
stada działał w najlepsze. Tak jeździli wszyscy. A tak "wybrani" lub w pewnym
sensie szaleni:
Gdzie ja?
Najpierw z przodu. Na motorowerze marki Komar. Pierwszy z wielu jednośladów,
jakimi się poruszałem. Najmarniejszy – ale też najbardziej znaczący. A potem już
jestem w tym drugim pojeździe: „limuzynie” marki Zastava 750. A że drogi były może dziurawe, wąskie, ale
puste – po raz pierwszy obydwoma pojazdami objechałem Polskę. Wtedy nie
kosztowało to tak dużo jak dzisiaj. Komar palił dwa litry na sto, Zastava sześć
i pół – ale w tę drugą dało się zapakować trzech łebków, którzy do PKS-u już
się nie zmieścili. To były złote czasy… Finansowo rzecz jasna – ponieważ bardzo
względnej wolności do dzisiaj doznaję jadąc samemu, bez pasażerów. I nie
dlatego, że tak się wzbogaciłem, iż pogardzam zarobkiem. Dlatego, że dawne
„łebki” od lat jeżdżą już lepszymi samochodami, niż mój. A jak wiadomo miewałem i takie rarytasiki:
A wolność,
ta prawdziwa? Dla wielu tumanów spośród aktualnych władców to jeszcze bardziej „uświadomiona konieczność”, niż za komuny.
Facet cierpiący na notoryczny brak czułości wobec zabiegów służących
rozgrabianiu Polski godzien jest współczesnej psychuszki. To niby ja. Jego pojmowanie
wolności to w ogóle jakiś anachronizm. Dzisiaj każde dziecko wie, że zawsze
gdzieś obok są mądrzejsi, starsi i lepiej wiedzący. I oni powiadają, że jakieś
tam swobodne przemieszczanie się, podróże czy nie daj Boże mądrzenie na tematy
polityczne to… no po prostu zbrodnia i antypaństwowe działanie!
Mam więc
samochód, który jeździ niezawodnie, ale nie ma duszy jak tamte, stare… Po
rzekomą wolność musiał bym niemiłosiernie tłoczyć się na każdym wylocie z
mojego miasta. Gdzie indziej zresztą też. Motoryzacja nadal jest wrogiem numer
jeden socjalistycznej ojczyzny i nikt zmotoryzowanym nieba przychylał nie
będzie – choć w innych krajach to złoty interes.
Stąd od
czasu do czasu sentymentalnie wracam do opisywania czegoś, co wielu Czytelników
denerwuje, ponieważ sądzą, że chcę ich nauczyć reperowania silników. Nic bardziej
mylnego.
M.Z.
motocyklewprl.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz