poniedziałek, 22 października 2012

Cholery można dostać!



 Dzisiaj przypadkiem uruchomiłem Radio Wnet. A tam wywiad z Marią Wiernikowską i - jak sama twierdzi - szczere jej zeznanie na temat kondycji współczesnego dziennikarstwa. Szanowna Pani Mario! I tyle dyplomacji – bo później należy już tylko lutować…

Zatem Szanowna Pani Mario! Czy za późno pani wstała, czy nie miała polemicznego nastroju – to chaos wypowiedzi nie przystoi komuś, kto uważa się za zawodowego dziennikarza. Ciężko mi ten chaos, zresztą udatnie wzmacniany przez nieznany męski głos, uznać za przemyślaną i uporządkowaną wypowiedź. Maluczkich olśniła pani informacją na temat kondycji dziennikarstwa francuskiego. Z początków wieku XX… Proszę więc pozwolić mi tylko na ironiczny uśmiech. Wszystko to gaduły dobre dla starszych przedszkolaków. Ani słowa o dominującym na tamtym rynku odchyleniu lewackim. W dalszej części wywiadu zero odniesień do krachu przede wszystkim wydawców. Tak, tak, właśnie wydawców, także w Polsce bez tego wątku wszystko okazuje się być zawieszone w próżni! Każda diagnoza i każde późniejsze leczenie. Tymczasem złym i dobrym dziennikarzom ktoś płaci, ktoś się czegoś od nich spodziewa, ktoś ich karze i nagradza. Nie wiedziała Pani o tym? Nie wiedziała Pani skąd nadchodzą przelewy bankowe za czasów Pani etatowego zatrudnienia? To co najmniej dziwne…

Ziemkiewicz… Dlaczego oddzieliła Pani tego autora od jasnego powiedzenia od czego nie jest zależny, a przynajmniej tak się przedstawia? Powiem szczerze, że nie jestem jakimś szczególnym wielbicielem Ziemkiewicza, czasem zdarza mu się coś dobrego albo zaskakującego, reszta do bólu przewidywalna. I jakaś taka pańszczyźniana nuta komu by tu zagrać na nosie, może to tylko moje reminiscencje po jego „Polactwie”… No więc trzeba jasno wydukać: Ziemkiewicz nie jest zależny od żadnego wydawcy konkretnego tytułu prasowego, gdzie by siedział na pełnym etacie lub jak kto woli na dupie! Ale dalej już tylko zdaje mu się, że nie jest zależny w ogóle – ja na przykład sądzę, że jest odwrotną stroną monety, gdzie ta główna strona to szczerozłote popiersie Wielkiego Jąkały. W porządku, nie musi się Pani zgadzać. Chodzi mi jednak o jasne powiedzenie: to parszywi wydawcy, sami lub przez swych przedstawicieli winni są temu, że dzisiaj jak słusznie Pani powiada dziennikarz to tani wyrobnik. Albo jeszcze gorzej.

Czy winą dziennikarzy okazało się NIE PISANIE o Amber Gold? Przepraszam: a niby dlaczego? Nie każdy żurnalista to kategoria „śledczy”, są przecież inne obszary dziennikarskiej penetracji. A ci „śledczy” z Pani i mojej epoki… Tacy dociekliwi, czy tacy ustosunkowani w służbach? Wychodzi na to, od wielu lat to się okazuje czarno na białym, że dziennikarze śledczy w znacznej części byli na pewno, a co najmniej często bywali tubami propagandowymi służb właśnie! I te służby pewnie i dzisiaj życzyły by sobie zwiększać kategorię „śledczych” w każdym tytule prasowym. Łatwiej by im się manipulowało. A tak – kicha z grochem. Więc nie jest możliwe, by nie wyposażony w prokuratorskie uprawnienia zwykły dziennikarz cokolwiek wykrył. Musi być jakiś cynk, jakaś wskazówka, jakieś wsparcie. Inaczej żadne pióro nie sforsuje pancernych drzwi z tabliczką „Prezes”. Bo semtexem To i Pani nie pracowała, prawda?

Zatem jak najbardziej winniśmy rozmawiać o kondycji współczesnego polskiego dziennikarstwa, samo załamywanie rąk nad tą „lisową” beznadzieją nie pomoże. Ale może wreszcie zaczęlibyśmy rozmawiać szczerze i prawdziwie, bez owijania w bawełnę i zacierania śladów? Inaczej to wszystko nie ma sensu i cholery można dostać od tego jałowego bicia piany.

M.Z.

niedziela, 21 października 2012

Szczerość jesienna



Moja motoryzacja to nie jest chęć poznania wszystkich sztuczek oficerów propagandowych samochodowych firm świata. W motoryzacji oszustwa propagandowe są równie wielkie, co w polskiej polityce. Nic nie jest tym, czym Państwu się wydaje. I żaden z handlowców nigdy nie dotrzymał słowa. Może dlatego tak wielu ich produkują, najmują, zużywaja i wyrzucają na bruk…

Moja realna motoryzacyjna pasja urodziła się na przełomie lat 60-tych i 70-tych. Drogowe i podróżnicze realia wyglądały wtedy tak:


Jeśli ktoś lubił spocone kobiety i niedomytych mężczyzn ściśle przylegających do współpodróżnych – nie zajmował się marzeniami o własnym środku podróży. Syndrom stada działał w najlepsze. Tak jeździli wszyscy. A tak "wybrani" lub w pewnym sensie szaleni:


 Gdzie ja? Najpierw z przodu. Na motorowerze marki Komar. Pierwszy z wielu jednośladów, jakimi się poruszałem. Najmarniejszy – ale też najbardziej znaczący. A potem już jestem w tym drugim pojeździe: „limuzynie” marki Zastava 750.  A że drogi były może dziurawe, wąskie, ale puste – po raz pierwszy obydwoma pojazdami objechałem Polskę. Wtedy nie kosztowało to tak dużo jak dzisiaj. Komar palił dwa litry na sto, Zastava sześć i pół – ale w tę drugą dało się zapakować trzech łebków, którzy do PKS-u już się nie zmieścili. To były złote czasy… Finansowo rzecz jasna – ponieważ bardzo względnej wolności do dzisiaj doznaję jadąc samemu, bez pasażerów. I nie dlatego, że tak się wzbogaciłem, iż pogardzam zarobkiem. Dlatego, że dawne „łebki” od lat jeżdżą już lepszymi samochodami, niż mój. A jak wiadomo miewałem i takie rarytasiki:


A wolność, ta prawdziwa? Dla wielu tumanów spośród aktualnych władców to jeszcze bardziej „uświadomiona konieczność”, niż za komuny. Facet cierpiący na notoryczny brak czułości wobec zabiegów służących rozgrabianiu Polski godzien jest współczesnej psychuszki. To niby ja. Jego pojmowanie wolności to w ogóle jakiś anachronizm. Dzisiaj każde dziecko wie, że zawsze gdzieś obok są mądrzejsi, starsi i lepiej wiedzący. I oni powiadają, że jakieś tam swobodne przemieszczanie się, podróże czy nie daj Boże mądrzenie na tematy polityczne to… no po prostu zbrodnia i antypaństwowe działanie!

Mam więc samochód, który jeździ niezawodnie, ale nie ma duszy jak tamte, stare… Po rzekomą wolność musiał bym niemiłosiernie tłoczyć się na każdym wylocie z mojego miasta. Gdzie indziej zresztą też. Motoryzacja nadal jest wrogiem numer jeden socjalistycznej ojczyzny i nikt zmotoryzowanym nieba przychylał nie będzie – choć w innych krajach to złoty interes.

Stąd od czasu do czasu sentymentalnie wracam do opisywania czegoś, co wielu Czytelników denerwuje, ponieważ sądzą, że chcę ich nauczyć reperowania silników. Nic bardziej mylnego.

M.Z. 
motocyklewprl.blogspot.com

czwartek, 18 października 2012

Słów kilka po tekście prof. Legutki



Wczoraj przywołałem w tym miejscu znakomity tekst profesora Legutki – i okazało się, że większości moich Czytelników bardzo się on spodobał. Przede wszystkim dlatego, że go przedtem nie znali, a po lekturze uznali za nadzwyczaj jasny i celny. Takie jest też i moje zdanie – co tłumaczy decyzję przedruku. Oczywiście nie zamierzam bez końca nadużywać owoców cudzej pracy, tu chylę głowę przed spostrzegawczością blogerki Anny Zofii. Niestety drugą ręką, a konkretnie środkowym palcem wygrażam adminom Nowego Ekranu, którzy całość starannie ukryli, miast wyeksponować gdzieś wysoko. Na przykład zamiast bredni Korwina Mikrego, który od dłuższego już czasu nowoekranowe łamy traktuje jak własny słup ogłoszeniowy, na którym oznajmia czego nie przeczytał i jak bardzo jest zajęty.

Nie byłbym jednak sobą gdybym nie postarał się o pewne uwagi uzupełniające do tekstu Legutki. Otóż opisuje Autor kręgi, które da się nazwać zgrubnym mianem inteligencji. I pisze na przykład o odmowie korzystania z rozumu przez tę właśnie warstwę, konkretnie jej sprostytuowaną część. Nie wspomina natomiast o kategorii ludzi, którzy z przyczyn podstawowych, czyli braku jakiegokolwiek wykształcenia lub braku wykorzystania szczątkowych umiejętności operowania rozumem prawem kaduka do tej inteligencji poczęli się zaliczać. Mam na myśli na  przykład bardzo szeroką grupę rozmaitej maści operatorów internetowych, programistów, właścicieli prywatnych firemek para-graficznych czy konstruujących internetowe portale. Znaczna ich część – tu podkreślę, że NIE WSZYSCY – do dzisiaj działa jak spotykani przeze mnie przed laty operatorzy DTP. To byli młodsi i starsi mężczyźni, którzy chwalili się, że nawet poprawnie łamiąc gazetę (do dzisiaj nie wiem jakim cudem im to wychodziło!) nie zajmują się czytaniem przekazanych im treści. Traktują je jako barwną plamę, czy jako wspominany ostatnio w innym tekście KONTENT. Kilka lat temu, na początku istnienia tego bloga wszedłem z jednym z nich w dość ostry spór, zainteresowani może pamiętają, reszcie nie chcę zawracać głowy. Gość do dzisiaj ma się jak najlepiej – choć dla mnie już na zawsze pozostanie prostym durniem. Wielbicieli „kontentów”, które jako rzecz mało znaczącą zawsze należy załatwiać „później” jeszcze pewnie nie raz dotknę, znów mi ostatnio zaszli za skórę.

Co się zaś tyczy profesorskiego niepokoju dotyczącego słusznej obserwacji, że oto istnieje w Polsce grupa kibiców, dla których upadek instytucji państwa godzien jest co najwyżej wzruszenia ramion tyle mam do powiedzenia: to rzeczywiście CIEMNA MASA. Pewnie procentowo budząca słuszne obawy – ale przecież niezdolna do własnego ruchu, wytworzenia jakichś dzikich zasad postępowania. Kradną gdzieś i coś po cichu i na boku, ale w chwilach przełomu liczyć się nie będą. W ostre zakręty zawsze bowiem wchodzili świadomie – i wchodzić będą – prawdziwi inteligenci. Jedyny problem polega na tym, że inteligencja jako taka niekoniecznie musi służyć rzeczom i sprawom wzniosłym i dobrym. Ostatnio jakże często okazuje się dziełem współczesnego szatana i destruktora.

I to jego należy wyeliminować w pierwszej kolejności…

M.Z.
Ilustr. nasygnale.pl

środa, 17 października 2012

PRZECZYTANE - ZASŁYSZANE - GODNE POWIELENIA





Blogerka Nowego Ekranu, Anna Zofia, przywołała ten tekst profesora Legutki http://zpolski.nowyekran.pl/post/76974,swietny-tekst. Przeczytajcie! Daję słowo, że warto – choćby i dwa razy!

Ryszard Legutko – Stopniowanie podłości

PO ma tę cechę, jaką miała PZPR, czyli wciąga ludzi w system, który tych ludzi powoli prostytuuje, tzn. zmusza ich krok po kroku do zachowań coraz gorszych, na jakie w sytuacji wyjściowej, z powodów moralnych i intelektualnych nigdy by się nie zgodzili.



Wyobraźmy sobie, że w dzień po katastrofie smoleńskiej premier rządu polskiego Donald Tusk mówi tak. „Oddajemy całą sprawę śledztwa Rosjanom, co oczywiście musi spowodować łatwo dające się przewidzieć konsekwencje. Nie jesteśmy dziećmi. Wiemy, jak to się robi w Rosji. Rosjanie sfałszują wyniki badań, będą niszczyli materiały dowodowe, zrzucą całą odpowiedzialność na Polaków, śledztwo będą prowadzić na poziomie skandalicznym, dowodów – w tym wraku – nie oddadzą, pozostawią w ziemi ludzkie szczątki, sekcje przeprowadzą niechlujnie i sponiewierają ciała ofiar, a na dodatek jeszcze ciała zmieszają i pozamieniają. Staną się zapewne jeszcze rzeczy bardziej oburzające, ale taka jest nasza polityka i ona jest ważniejsza niż ofiary, ciała, wraki, śledztwa, sekcje, i co tam jeszcze.  Tej polityki będziemy bronili. A kto będzie protestował, tego wyzwiemy od psychopatów, wyśmiejemy i sponiewieramy moralnie. Zwracamy się niniejszym do środowisk opiniotwórczych, do dziennikarzy, profesorów, pisarzy, artystów różnych sztuk, aby nam w tym ruganiu, wyśmiewaniu i poniewieraniu pomogli”.

Bez oburzenia
Jaka byłaby na taką wypowiedź reakcja? Nie mam pewności, czy podniósłby się powszechny głos oburzenia z jednoznacznym żądaniem dymisji całego rządu. Jestem jednak pewien, że większość Polaków by zaprotestowała, bo nie tylko uznałaby taką retorykę za niedopuszczalną, lecz przede wszystkim nie zgodziłaby się na podobny poziom wrednego cynizmu w mariażu z upokarzającym kapitulanctwem.
Ale przecież, co łatwo zauważyć, stało się dokładnie to, co opisano w hipotetycznym wystąpieniu premiera. Nie ma jednak donośnego oburzenia większości Polaków i z każdym nowym skandalem związanym ze Smoleńskiem rośnie brutalność owych „środowisk opiniotwórczych”, które znajdują kolejne uzasadnienia dla tego, co się nie da uzasadnić. Znaleziono więc – by powołać się na ostatni przypadek – racje i dla tego, że w grobie Anny Walentynowicz nie było jej ciała. Przecież – jak napisał jakiś upadły dziennikarz – od początku było wiadomo, że ciała po katastrofie będą przemieszane, a robienie z tego teraz hałasu jest polityczną hucpą.

Zakrzyczeć hańbę
Mamy tu do czynienia – jak sądzę – z czymś niezwykle istotnym dla dzisiejszej Polski. Polacy kibicujący Tuskowi powoli byli wprzęgani w podły scenariusz, który – gdyby go znali na początku – odrzuciliby z gniewem, a którego teraz nie tylko bronią, lecz z furią atakują tych, którzy od tego scenariusza od początku się odcinali. Tuskowi kibice najpierw mówili, że MAK jest OK i że Rosjanie przecież wszystko wyjaśnią, bo im na tym musi zależeć. Później dowodzili, że chociaż raport jest zły, to ma fragmenty dobre. Następnie dodawali, że chociaż fragmenty dobre nie są całkiem dobre, to polski rząd zrobi erratę. I tak dalej, i tak dalej. A im większa kompromitacja następowała po kolejnym kroku, tym głośniej krzyczano, że nic się nie stało, że stoją murem przy Tusku i że Macierewicz oraz sekta smoleńska to szkodliwi wariaci.
Gdy przyjrzymy się temu mechanizmowi, to dostrzeżemy naturę i rozmiar destrukcji, jakiej dokonała Platforma Obywatelska w polskim narodzie. PO ma tę cechę, jaką miała PZPR, czyli wciąga ludzi w system, który tych ludzi powoli prostytuuje, tzn. zmusza ich krok po kroku do zachowań coraz gorszych, na jakie oni w sytuacji wyjściowej z powodów moralnych i intelektualnych by się nie zgodzili. Wielu Polaków wstępujących do PZPR nie przewidywało przecież, że po jakimś czasie będą musieli robić rzeczy skrajnie upodlające, a gdy już je robili, to mówili sobie, że to przecież nic strasznego i że ci, którzy ich krytykują, to głupcy i awanturnicy.

Odmowa używania rozumu
Ten sam mechanizm wciągnął wielu członków Platformy, którzy niepostrzeżenie znalazłszy się w sytuacji przymusowej, wykonują swoją wstrętną robotę i wypowiadają wstrętne słowa, choć kilka lat wcześniej potępiliby je jako niegodne. Ten mechanizm tłumaczy również fakt, że w Polsce żyje kilka milionów ludzi, którzy odmawiają używania rozumu i zmysłu moralnego, a właściwie używają jednego i drugiego głównie po to, by powiedzieć sobie i innym, że kolejny skandal smoleński nie jest skandalem, że PO jest OK, że państwo polskie jest OK oraz że najgorsze są pisowskie hieny cmentarne.
Oczywiście wśród tych milionów jest wielu najzwyklejszych łobuzów (jak ów wspomniany upadły dziennikarz) i durniów, którzy robią to, co robią, bo taka jest ich natura. Ale jest tam też ogromna grupa Polaków, którzy z rozmaitych powodów tej destrukcji się poddali i długo jeszcze nie będą świadomi tego, co z nimi uczyniono. Pojawia się więc pytanie o rolę polityczną owej wielkiej rzeszy, która widząc rozkład państwa, nie tylko nie protestuje, lecz mu kibicuje, przyzwyczajając się coraz bardziej do stanu chorobowego Polski. Co stanie się z krajem, w którym upadek instytucji państwowych zyskuje masowe poparcie?

Jeśli posłużymy się analogią do PZPR, to zrozumiemy, że sytuacja jest trudniejsza, niż może się wydawać. Wychodzenie ludzi z PZPR, nie tylko formalne, lecz mentalne, trwało długo i wiązało się z zasadniczymi zmianami w kraju. W końcu okazało się ono nie do końca udane, bo nastąpiła – jak wiemy – rehabilitacja uczestnictwa w partii komunistycznej. Wychodzenie ludzi z PO, przede wszystkim mentalne, i wyzwalanie się z upodlającego i ogłupiającego mechanizmu myślowego, który ta partia narzuciła Polakom, może się okazać równie długie i równie trudne. I z pewnością będzie temu musiała towarzyszyć równie wielka zmiana w Polsce i w jej obywatelach.
Przywołał: Marek Zarębski
Ilustr. niedziela.pl

środa, 10 października 2012

PYTANIA ZASADNICZE



K. Wojtas w Nowym Ekranie (http://cygnus.nowyekran.pl/post/76439,panslawizm-czy-cywilizacja-slowianska): „…Aby zatem znaleźć czynniki bazowe mogące stanowić o podwalinach słowiańskiej wspólnoty, konieczne jest najpierw dokonanie rozgraniczeń i rozróżnień odmienności. Tylko bowiem wskazanie różnic może być początkiem  poszukiwania elementów wspólnych.
 W rozważaniach przeprowadzonych w pracy „Cywilizacja Polska” wskazuję, głęboko to uzasadniając, że rzeczywistymi podstawami budowy odmienności cywilizacyjnych są wartości. To spostrzeżenie wynika z prac prof. Konecznego i jest, moim zdaniem, największym osiągnięciem jego myśli…”

Ja: A jeśli tak jest – to dlaczego POMINIĘTY zostaje przez autora CP wątek stosunku do etyki i generalnie roli etyki w życiu zbiorowości JUŻ W TYM PUNKCIE ROZWAŻAŃ? Czy to tylko nieuważna lektura bez zrozumienia, czy może manipulacja? Szczegółowe omówienie tego problemu można znaleźć na przykład tutaj: http://www.kki.pl/piojar/polemiki/koneczny/koneczny.html Tam zapisy, które wyraźnie mówią: Koneczny jasno wnosi, że w cywilizacji łacińskiej, jesteśmy z nią związani od tysiąclecia, wszystkie przejawy życia podlegają jednej i tej samej etyce, etyce Kościoła katolickiego. Dotyczy to nie tylko życia prywatnego ale i zbiorowego, również międzynarodowego. Ta sama etyka obowiązuje zawsze. Z tej to etyki wywodzimy prawo, domagamy się jego zmiany gdy jest nieetyczne. Inna jest sprawą, że nieraz działamy wbrew tej etyce, że grzeszymy - ale grzech nazywamy grzechem, a Kościół wspólnota grzeszników. Wymagamy etyki od siebie i od innych, również w polityce. Kościół ma obowiązek wtrącać się do polityki, gdy łamana jest etyka. Państwo nie ma prawa wtrącać się do życia Kościoła, ani do tego co Kościół naucza.  W cywilizacji turańskiej, która zapanowała w Rosji, władca nie podlega żadnej etyce. Żadna go nie obowiązuje. On ustanawia prawo. Jego wola jest prawem. On wie lepiej co dla obywateli jest dobre. Obowiązuje posłuszeństwo wobec władcy, rygor wojskowy.

F. Koneczny był wielbicielem cywilizacji łacińskiej. Uważał ją za najwyższe osiągnięcie cywilizacyjne ludzkości i pragnął obronić przed zagrażającym jej upadkiem. Mimo wszystkich przeciwności i nieszczęść sądził ,że cywilizacja ta ma wszelkie dane po temu, by się ostać. Zaś w życiu duchowym, moralnym i kulturalnym ludzkości zwyciężyć. Uważał dalej, że cywilizacja ta jest przez cały ciąg swych dziejów atakowana i podkopywana przez wpływ trzech cywilizacji jej obcych , mianowicie bizantyńskiej, żydowskiej i turańskiej. I że twory te w epoce dzisiejszej zagrażają jej bardziej jeszcze, niż w innych okresach dziejowych.  Cóż więc dla autora CP znaczą stwierdzenia zawarte w pracach Konecznego:

"Pomiędzy cywilizacjami , jak też religiami, nie ma syntez i być nie może"
"Ojczyzna jest to zwarty obszar , stanowiący stałą bez przerwy siedzibę i widownię dziejów narodowych"
 "Język ojczysty może być tylko jeden, ten sam od samego początku i bez przerw uprawiany"
"Nie można mieć ojczyzny wszędzie i gdziekolwiek"
"Dla cywilizacji łacińskiej absurdem jest zrzeszenie ponadnarodowe a beznarodowe, tendencje takie godzą w samo istnienie cywilizacji łacińskiej"

Czy teraz jaśniej kto i w co godzi? Co tu robi podnoszony coraz śmielej panslawizm, twór niedookreślony, para-byt powołany do egzystencji jak jakaś erystyczna sztuczka? Czy teraz wyraźniej widać powody, dla których CP nie została NIGDZIE przyjęta równie entuzjastycznie, co w portalu Polacy.eu przez niektórych? Czy wreszcie mogę zadać fundamentalne pytanie: dokąd Pan ciągnie ludzi, Panie Wojtas? W jakim celu?

M.Z.
Ilustr.  finanse.wp.pl

========================

PS i to WAŻNE: mam już szczerze dość rozmów dotyczących tej sprawy. Nie podoba mi się to wszystko. Co gorsza odciąga od zajmowania się czymś innym, czymś co uważam za równie ciekawe czy pouczające. Przeto niniejszym oznajmiam, że CYKL DOTYCZĄCY CYWILIZACJI POLSKIEJ ZAKOŃCZONY!

m.z.

Śpiewać każdy może...



…trochę lepiej lub trochę gorzej… Ale to już  wiadomo od lat, prawda? Mówić też każdy może – bo słowo ponoć wolne. I pisać może – bo może, a sieć ułatwiła mu to w znakomity sposób. Czy jednak dzięki tym wszystkim wolnościom osiągnęliśmy stan szczęśliwości? Sprawiedliwości? Rozumu? Niestety NIE! Poniżej przedrukowuję jeden z wielu wpisów internetowych, pojawiła się ta szkarada na Nowym Ekranie, łatwo będzie odnaleźć oryginał i przekonać się, że nie dokonałem żadnych skrótów czy przeinaczeń. Przyznaję, że tak wielkiej durnoty nie czytałem od lat.

Komentarze durnia niszczą. Niestety nie wszystkie. Przyjrzyjcie się proszę kto pomysł „szlachcica” popiera. Poświeciłem temu facetowi sporo czasu, parę razy dostałem po uszach za zbyt podobno ostre opinie. Dzisiaj żałuję. Nie, nie ostrości sformułowań – raczej łagodzenia kantów w wypowiedziach. Kuchenny historiozof… Za mało, za łagodnie. No ale jak twierdzi wielu: człek zacny i pracowity. Już nie będę przeczył. Ale czy mając, Szanowni, własne zdanie pozwolicie mi mieć swoje?

I na koniec wprowadzenia: co powinienem uczynić będąc hipotetycznie zadaniowanym dywersantem pracującym na odcinku „blogerów prawicowych i konserwatywnych”? Dokładnie to, co uczynił autor poniższego wpisu – zarejestrować się i przedstawić jako „szlachcic, monarchista” i tak dalej. Po czym bredzić, bredzić i jeszcze raz bredzić.



Paweł z Kuczyna - Szlachcic, monarchista, libertarianin, patriota.
3 komentarze

Prawo będzie działać wstecz...

Obserwujemy kolejny zamach na podstawowe zasady prawa wywodzące się jeszcze ze starożytnego Rzymu, na co przyklaskują indoktrynowani, prości ludzie.
  Podobną sytuację mieliśmy z nabytymi emeryturami funkcjonariuszy zeszłego reżymu, którego przecież nasza druga komuna jest prawnym spadkobiercą. Niewątpliwie osoby, które łamały prawo będąc w służbie należy karać, ale jak można dokonać zamachu na tak ważną dla nas wszystkich sprawę, jak wypracowane przez większość życia świadczenia? Podobnie orzeczone kary śmierci za tak ciężkie zbrodnie powinno się wykonać, ale jeżeli już zamieniono je na 25 lat więzienia, i to bez przymusowej terapii, to nie można na mocy nowo wprowadzonego przepisu zmieniać wyroków tym ludziom za przestępstwa popełnione zanim zaczął obowiązywać.
 Innym przypadkiem wiązania skutków prawnych ze zdarzeniami z przeszłości na mocy nowej ustawy był – ustawiony zresztą – Trybunał Norymberski, co podważa w całości jego sprawiedliwość, i nie jako jedyne. Nasza konstytucja – w wielu miejscach ze sobą sprzeczna tj. absurdalna – nie zawiera owej zasady.
 Wszyscy ci, którzy teraz żądają złamania fundamentalnej zasady prawa rzymskiego za kilka[dziesiąt?] lat bardzo się zdziwią, gdy socjaliści z jakiegoś powodu najpierw zakażą spożywania alkoholu, a później jakby tego było mało, wywloką ich z łóżek o szóstej rano, i skażą na długoletnie więzienie za to przestępstwo popełnione wiele miesięcy przedtem. 
Paweł z Kuczyna

KOMENTARZE

  • BŁĄD !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dokonujesz BŁĘDNEJ INTERPRETACJI !!!!!!!!!!!!!!!

1. Sprawa ZUS nie ma nic wspólnego z rzymską zasadą, że prawo "NIE DZIAŁA WSTECZ" !!!!!

Dlaczego ?

Otóż dlatego, że ubezpieczenia emerytalne nie są umową bezwarunkową !!!

One są określone w ten sposób:
- obywatel ma płacić miesięcznie określoną kwotę (ale określa się ją co jakiś czas według swobodnej interpretacji aktualnie rządzących)
- część tych kwot przeznacza się na "solidarność międzypokoleniową"
- część na konta osobiste (które i tak są fikcją)
- emerytury będą wypłacane, ale państwo z góry nie określa wieku emerytalnego ani wysokości emerytur. Państwo określa jedynie AKTUALNIE WYPŁACANE emerytury !!!


2. Sprawa cofnięcia przywilejów emerytalnych ma swoje uzasadnienie w tym, że akt "nabycia" tych uprawnień odbył się na zasadach PASERSKICH: państwo o charakterze niedemokratycznym i zbrodniczym podjęło decyzję, na którą nigdy (NIGDY !!!) nie otrzymało zgody suwerena !!! A skoro nie miało takich uprawnień, to nie mogło SKUTECZNIE nadać komuś praw, których samo nie posiadało !!!

Tak więc wszelkie nadania z rąk złodzieja są z definicji NIEWAŻNE.

Jeżeli ktoś jednak zamierza WSPÓŁPRACOWAĆ ZE ZŁODZIEJEM, to sam sobie jest winien !!!

Nie mamy ŻADNYCH DŁUGÓW wobec bandytów z UB i SB !!!

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!____ŻADNYCH____!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ultima Thule
================================
  • Funkcjonariusze tamtego reżymu
powinni otrzymywać świadczenia z Moskwy, bo niby dlaczego ofiary mają płacić swoim oprawcom? Winni być przegnani za armią bolszewicką do swej ojczyzny której się wysługiwali - oczywiście gdybyśmy byli suwerennym krajem, a tak nasi oprawcy mają się dobrze.
lju
================================
  • autor
Mnie tam sie ta zasada podoba; przyjdzie czas rozliczania.
Wszystkiego.
Rozliczy się, a później ustali nowe zasady.
Krzysztof J. Wojtas
A KIM W OGÓLE JEST PAWEŁ Z KUCZYNA? Przeczytajcie niżej fragment dyskusji pod innym jego wpisem. Nic tylko bić „szlachcica” po gołej dupie i patrzeć czy równo puchnie...

 Bękart

Pewnym komentatorom bardzo nie spodobało się nazwanie przeze mnie nieślubnych dzieci bękartami.
  Świat pełen jest ludzi, którzy kochają wszystkie dzieci nawet bardziej od ich rodziców w myśl zasady ,,wszystkie dzieci nasze są’’, a jest na nich określenie, którym tu się nie posłużę.
 Napisałem, że jest różnica pomiędzy dzieckiem a bękartem. Ktoś powie, że bękart to rodzaj dziecka. Ja zaś napiszę, że zarówno bękart jak i dziecko są kategoriami młodych w gatunku ludzkim. Nie można stawiać znaku równości pomiędzy żadnymi dwoma ludźmi, tak też pomiędzy bękartem a dzieckiem, albo szlachetnym dziedzicem i potomkiem prostego człowieka. Powszechna równość jest sloganem komunistycznym. Nie mam tu na myśli ,,równości’’ wobec prawa, bo ta wbrew swej nazwie nie jest wcale równością, ale o tym kiedy indziej.
 Wszystko wskazuje na to, że pojęcie ,,bękart’’ zniknęło w języka na skutek celowego działania żydomasonerii, i ma to związek ze zniszczeniem znaczenia rodu, a teraz również z kryzysem rodziny.  Paweł z Kuczyna


Natychmiast pojawiły się stosowne komentarze. Co ostrzejsze autor bredni wyciął. Pozostały te dwa: 

KOMENTARZE
  autor
I oponenci Pana maja rację (choć nie czytałem tamtej notki. Używając pańskiej retoryki nie byłoby "bękartów" gdyby "szlachetnie urodzeni" nie bzykali się z kim popadnie i jak popadnie. Ale taka już "uroda" libertynów - sobków i egocentryków do obrzydliwości.
w.red

  @w.red 19:47:34
100/100.
Pozdrawiam.
alf

W oryginale piosenki śpiewanej w Opolu wiele lat temu przez Jerzego Stuhra było dalej o rurze. Że nie ma takiej, której nie można by odetkać… No to odetkano. Chyba kanalizacyjną. Smród jak się patrzy.  Nie chce mi się niczego więcej dodawać. Zresztą po co?

M.Z.


niedziela, 7 października 2012

Pomyłka?

To prawda: spieram się ostatnimi czasy dość często. Temu mam coś za złe, tamtej też. Liczba wrogów rośnie. I to nie jest wcale taki powód do chwały - co mówię przede wszystkim tym, którzy zechcieli napisać do mnie nie w komentarzach do poszczególnych tekstów, ale na prywatnego maila. Rozpraszają mnie podobne wpisy i wkurzają. Na razie trzymam linię nie publikowania głupot. Nawet nie dlatego, że tak przystoi, że nie wolno - list należy do odbiorcy, mail także, adresat może go opublikować. Chodzi o to, by podobnym sporom nie nadawać rangi. Żadnej!

Co się jednak tyczy politycznych wyborów: od lat są takie same. I proszę do jasnej cholery nie twierdzić, że kiedykolwiek było inaczej! Dzisiaj tekst z roku 2007, łatwo sprawdzić jego wiarygodność sięgając na tym blogu do odpowiedniej daty. W tym systemie publikowania niczego nie da się sfałszować ani przekręcić.
=======================================================================

czwartek, 1 listopada 2007

Ryszawy świat


Świat ten formalnie jeszcze się nie zaczął – a już powodów do wątpienia w słuszność ostatnich wyborów tyle, że włosy dęba stają. Wróciliśmy do czasów, w których informacja czytana bez kontekstu nic nie znaczy, dwie takie informacje kłamią, a trzy to już początek kłamliwej demagogii. Do czasu wszakże – gdy pojawi się czwarta wszystko nabiera konturów i innego wymiaru.
O czym ja gadam? Ot, chociażby o kwestii lokalizacji stadionu piłkarskiego. To że piłka kopana nie interesuje mnie wcale to już wiadomo. To że prezydent Warszawy swoimi kolejnymi enuncjacjami na ten temat robi wodę z mózgu warszawiakom – wiadomo tym bardziej. Raz miał być na błoniach wokół Stadionu X-lecia, innym razem w Łomiankach, jeszcze później na Śląsku. Aż przyszło wyjaśnienie FIFA, czyli Najwyższej Rady Kopaczy: zaakceptowano tylko stadion warszawski i innego być nie może. Więc po co Bufetowa miesza tę breję? Czy dlatego, że budowanie na państwowym to nie ten sam interes, co budowanie na prywatnym?
A premier jeszcze nie został premierem jak już zdążył się popisać numerem całej swej kadencji: otóż tak bardzo potrzebuje w rządzie agenta Boniego Michała, że „da mu odpracować winy”. Panie Rudy! Łaskawość to pan okazuj za własne pieniądze, nie za moje. Ja na most zbudowany z połamanych prętów zbrojeniowych nie wejdę – a i też innym odradzam. Zaś rozmowę czemu coś lub ktoś doznało złamania pozostawiam specjalistom-złamańcom, złamasom czy jak oni się tam nazywają. Takie rude bibrzenie o winie i karze to jest z jednej strony trochę wchodzenie w rolę Pana Boga, na Niego nikt pana nie wybierał. Z drugiej każdy student pierwszego roku filozofii powie, że relatywizacja moralna zawsze kończy się źle, kapowanie to nie budowanie, a cierpienia kapusty to jego problem z samym sobą, nie problem ministerstw czy innych centralnych urzędów. Przypominam, że na takie bóle istnieje Prozac, Relanium czy wreszcie sznurek. W internecie już pojawił się postulat, by w ogóle cały rząd skompletować z takich kulawych króliczków, padła propozycja, by ich rzecznikiem prasowym został Maleszka Lesław, najbardziej znany polski kablarz, udający przez wiele lat tzw. "autorytet moralny". Wtedy też nie będziecie mieli problemu z organem prasowym, wiadomo kto Maleszkę przygarnął i czynnie chroni. Zresztą co ja gadam - wy już nie macie problemów z organami prasowymi i telewizyjnymi, kilka stoi w kolejce i nerwowo przebiera nogami...
Parszywie zaczyna się ten ryszawy świat. I niech mi nikt nie mówi, że byłem uprzedzony do koloru od zawsze. W takie pierdoły nie wierzy nawet mój rudy kot.

Marek Zarębski
------------
Ilustracja dodana dzisiaj (ale dotycząca roku 2007!):  astrojawil.pl

środa, 3 października 2012

PIGUŁKA PRZECZYSZCZAJĄCA - czyli szczere i dobrowolne zeznanie durnia



 Kiedyś było tak, że gazety  powstawały z potrzeby serca lub rozumu – oto ktoś chciał coś bliźnim udostępnić z miłości. Lub powodowany rozumowym impulsem postanawiał ogłosić światu rzecz ważną, a niecierpiącą zwłoki. Dzisiaj pozostał już tylko rozum, serca okazały się niewymienną i słabą walutą – niektórzy jeszcze próbują, ale niesporo to idzie. Co ważniejsze gazety i sieciowe wydawnictwa powstają z tego rozumowego zakątka, który każe wydawcom powodować lub manipulować. I pięknie, gdy przy okazji zarabiać… No tak to jest Mili Państwo, że ludzki umysł kryje w sobie nie tylko rzeczy ważne i wzniosłe. Po jego kątach chowają się też intencje małe i podłe.

Tylko w jednym 2012 roku namówiono mnie TRZYKROTNIE do uczestnictwa w rodzeniu się nowych portali sieciowych. Lub zapełniania treścią już istniejących. Jak to można zrobić w stosunku do nieufnego byłego dziennikarza? Dwojaka przynęta na haczyku: mołojecka sława i obietnica zysków niejasno zdefiniowanej przyszłości. A że jakoś na rachunki trzeba zarabiać – ryba wzięła ładunek haczyka i poczęła powoli mu się przyglądać. Mołojecka sława odpadła pierwsza – mam co mam i więcej mieć nie muszę. Pozostały pieniądze.

Betoniarze… Potężne środki finansowe, wola mówienia o sobie i konkurencji (plastikowej zresztą), w sumie decyzja o stronie sieciowej, nie żadnym tam papierze. Dlaczego organizacja zamożna, ale nie tak duża, bo składająca się raptem z dziewięciu zakładów produkcyjnych oddała działanie w ręce jakiegoś faceta z Lublina, a nie na przykład Szczecina, skąd wywodził się prezes całości? Licho wie, pewnie gdyby poszperać w sieci wzajemnych układów rodzinnych, czy znajomościowych wszystko stało by się jasne. Problem polegał na tym, że dyrektor biura tego przedsięwzięcia pojęcie o prasie sieciowej czy papierowej miał takie bardziej mgliste i raczej oparte o dowolną Wyższą Uczelnię Gotowania na Gazie, niż bezpośredni kontakt z tym obszarem ludzkiej działalności. Zaletą było to, że płacił. Do pewnego momentu – ale płacił, także za podróże służbowe. Zasadniczą wadą zaś to, że kompletnie nie widział różnicy miedzy wkładką mięsną do zupy pomidorowej, a wywiadem prasowym. I jedno i drugie było dlań KONTENTEM. Kontent wkładało się w STRUKTURĘ – i wszyscy mieli być szczęśliwi. Mizeria takiego postrzegania realiów nie dała na siebie długo czekać. Najpierw pękł system wywiadowania członków stowarzyszenia: już pierwszemu nie podobała się forma przeprowadzonej z nim rozmowy. O co chodzi? Po odrzuceniu wszystkich mylnych tropów tylko jeden wniosek: źle się nasmarowałam i za płytko wszedłem. Nie, nie w meritum, tu nauczono mnie sporo i zawdzięczam to skromnemu, ale już usuniętemu z interesu fachowcowi. Jeżeli zatem wybiorą Szanowni ten przysłowiowy kierunek – to będzie właśnie racja. Źle poinstruowany o układzie wzajemnych powiązań nie okazałem się dostatecznym entuzjastą przedsiębiorstwa i działania tego pana, tekst oparłem na auto-opisie zawartym w zakładowych dokumentach, nie wydukałem własnych wyrazów zachwytu – więc przepadłem. Później było lepiej – co okazało się właściwie już bez znaczenia. Pewnego dnia telefon: rezygnujemy z pana, nie mamy już kasy. Okazało się, że kasa jest, ale wydana na ponoć niemieckiego konkurenta. No taki lajf, nie ma co płakać… Kręgi kanalizacyjne i studzienne w końcu nie są tym, czym pasjonowałem się całe życie. Pozostała szczypta goryczy: po grzmota musiałem w ciągu tych kilku miesięcy współpracy pakować na twardy dysk głowy tyle niepotrzebnych dzisiaj informacji? Kogo obchodzi fakt, że norma taka i taka odpowiada za rury pionowe, a sąsiednia za poziome? Jaka jest przesiąkalność betonu, jaka jego klasa i co dodaje się do mieszanki latem, a co zimą?

Radio. I sąsiadujący z nim twór tekstowy, rodzaj zleconego bloga. Pieniądze za  teksty miały się pojawić w chwili, w której nawiązana zostanie współpraca ekonomiczna z wydziałami kultury urzędów dzielnicowych. No to zacząłem teksty produkować. Lepsze, gorsze, po prostu robiłem co umiem i mogę. Bardzo szybko okazało się, że wszystkie obietnice są funta kłaków warte, żadna z siedzących w Wysokim Zarządzie pań nie miała pojęcia co robi, po co, a przede wszystkim jak to się POWINNO CZYNIĆ. Pisałem więc dodatkowo jakieś listy intencyjne, tłumaczyłem na czym marketing zdaniem uznanych fachowców polega, jak się w ogóle do tej „dzielnicowej” kasy dobrać. Za każdym z tych tekstów ciągnęło się milczenie. Później wyszło szydło z wora: nie wyszedł w świat ani jeden! Radio zaś z lubością zajmowało się promowaniem satanizmu, zachęcało szalonych metalowców do słuchania muzycznych składanek nikomu nieznanych zespołów jakimś „pieprzeniem muzy bez zobowiązań” - i podobnymi działaniami. Obciach, jakiego świat nie widział! Wycofałem się rakiem na inną sieciową płaszczyznę, skasowałem wszelkie wpisy w poprzedniej, zawiadomiłem o wszystkim Głównego Donatora – i czekałem co będzie. Niedługo czekałem. Strzelba wisząca na ścianie gdy tylko kurtyna idzie w górę na ogół oddaje strzał w czwartym akcie porządnej sztuki teatralnej. Tu się wyraźnie pospieszyła i wypaliła już w drugim. Huk był potężny – a straty finansowe niemałe. To znaczy moje względnie żadne: niczego nie dostałem, straciłem czas. Donator żywą gotówkę. Nie wiem co gorsze. Dla mnie oczywiście ważniejsze to, co moje.

Założono na moje wyraźne żądanie inny rodzaj bloga. Bezkosztowo. A bezkosztowo można założyć coś na kształt tego, co właśnie drodzy Czytelnicy odwiedziliście. No trudno. Dalej waliłem w klawiaturę. W sumie czterdzieści oryginalnych tekstów, średnio trzydzieści miesięcznie. Kasa znów miała się „kiedyś tam pojawić”. Pewnego dnia telefon - tu będę mówił szyfrem, nie chcę narażać się na proces sądowy – będzie Radio agroturystyczne i portal agroturystyczny! Obejmujący tylko województwo świętokrzyskie… Jutro kontakt z damą, która ma ogromne, pewnie trzyletnie doświadczenie i wszystko już wie! HURRAA! Wpieriod!

Skracając by całość nie  była nudnym żalem: opracowano bardzo precyzyjną strukturę portalu. Wróciło pojecie KONTENTU. Miał się pojawić po naborze studentów z miejscowych uczelni. Oni wyprodukują, one wsadzą produkt w STRUKTURĘ i będzie git… Ogłoszenia, plakaty i takie tam drobiazgi. Donator zatelefonował i zapytał: wchodzisz w to?

Niestety stanowczo odmówiłem. Nadal nie mam pieniędzy i znów nie mam stałych obowiązków. Niech żyje wolne słowo! Wiem tylko, że po tej trzykrotnie zażytej pigułce przeczyszczającej w życiu nie wejdę w żaden podobny szemrany interes. Okazałem się bowiem durniem. A o takich Michalkiewicz powiada, że „…
 nie bez powodu Pan Bóg stworzył również durniów. Świat ma z ich przyczyny wprawdzie wiele udręki i paroksyzmów, ale też i pewne korzyści. Są oni bowiem na ogół szczerzy…” Co polecam tym, którzy zechcą mnie zapytać po co powstają takie testy. No po to, by durniów było na tym łez padole mniej!

M.Z.

Ilustr.  sport.wp.pl

PS. Szanowni! W pierwszym etapie, bez mała dwa miesiące temu, nikt nie zechciał skomentować felietonu. Aż do dzisiaj. Powinienem tedy pędem wpuścić to na stronę? A figa! Bo nie podoba mi się prowadzenie własnej wojny na cudzym podwórku. Pisuję felietony, a nie rozprawy naukowe, mam prawo do własnych ocen i wartościowania na przykład muzyki - zatem sorry, komentatorze, proponuję przyjąć inną taktykę.
M.Z.

poniedziałek, 1 października 2012

Manipulanci: dalej mamy was na oku!



17 września napisałem ten tekst: http://mcastillon.blogspot.com/2012/09/pisaem-w-tym-miejscu-juz-kilka-razy-o.html W sumie omawiam tam kilka sposobów na manipulowanie wielkimi zbiorowościami, poleca je niejaki Noam Chomsky. Dlaczego tylko tyle i w tej kolejności? Kolejność oryginalna, a ilość z wyrachowania – chciałem, by tekst był przeczytany, a duże formy męczą coraz większą grupę ludzi. To smutne, ale… Natychmiast ruszył do ataku bloger o nicku Mati Rani. Wysłał do mnie takie oto „dictum”:
„…Jak zwykle u Wacpoana, niejasne przeslanie. Konkretnie to co chce powiedziec? Ze Chomky pisze bzdety? Ehh... hola, hola...
Jak cos sie zgadza z rzeczywistoscia, to nie sa bzdety, tylko opis stanu rzeczy. Jak Protokoly... niby falszywka a pasuja jak ulal do rzeczywistosci,,, 27 września 2012 01:53…”

Oczywiście odgryzłem się. Wszystko jest pod oryginalnym tekstem, trochę też w następnych, kto ciekawy przeczyta sam. Zapomniałem tylko wspomnieć o takim drobiazgu, jak forma. Bo oto zwracać się do kogoś per „co chce powiedzieć” może zdewociały hodowca psów. Innych rozmów, jak ze zwierzami od dawna nie prowadzący… O czym to świadczy moim zdaniem? O pustce we łbie. Co zresztą potwierdzają dalsze działania jegomościa. Czy w związku z tym w ogóle powinienem mu tłumaczyć, że pomiędzy OPISEM RZECZYWISTOŚCI, a KREACJĄ RZECZYWISTOŚCI występuje fundamentalna różnica? Pewnie i nie - daremne żale, próżny trud... Niemniej pytanie wisi w powietrzu. By jednak ułatwić oponentowi zadanie - dzisiaj kolejne wskazówki „mistrza” Chomsky’ego. Wyraźniej widać kogo i do czego namawia.
================================================

FORMA APELI: JAK DO NIEDOROSTKÓW…
Proste – ale i trudne zarazem. Większość dorosłych, a politycy co najmniej chcą się do takich zaliczać, ma naturalne kłopoty z mówieniem do bliźnich jak do 12-latków. Zdecydowanie winni przełamać ten opór! Psychologiczna sztuczka polega tu bowiem na tym, że podobne przekazy zawierają w sobie niezwykle mocną sugestię, każąca odbiorcy tak właśnie się traktować: jako małolata odbierającego wyłącznie proste przekazy. Wskazana i pożądana jest też protekcjonalność – skoro jesteś bratku takim przygłupem, że nic sensowniejszego nie pojmiesz, to ja, polityk, zniżę się do twojego poziomu. Byleś tylko zrozumiał i przyjął do wiadomości! Proste, szczątkowe (a więc też kłamliwe!) opisy świata mają to do siebie, że łatwiej się je zapamiętuje. Niemal automatycznie wpisują się w podświadomość i zagnieżdżają tam na długo. Przykłady? Każdy zna ich mnóstwo. Mnie utkwił w pamięci pewien toast, który jakiś pijus wznosił po raz n-ty na przyjęciu pod śmietnikiem (nie, kolego MT, nie masz mnie, to nie uczestnictwo, ale słyszalność pijackich ryków z któregoś tam piętra!): po kilku „na zdrowie”, chluśniem bo uśniem” i tak dalej pojawiło się też „za wystrzelanie wszystkich kaczek!” Deklaracja polityczna? Ależ skądże! Bo jak niby coś politycznego może deklarować menel za chwilę walący się z nóg? On po prostu odtworzył to, co ktoś mu w tę jego połamaną, pijaną podświadomość trwale wpisał.

KRZYCZ, PŁACZ, WAL PIĘŚCIĄ W STÓŁ – NIE DOJDĄ DO ETAPU REFLEKSJI
Brzmi skomplikowanie? A jest proste jak drut. Przypomnijcie sobie Państwo wystylizowaną samoobronę posłanki Sawickiej: łapownika jakich mało, kobietona tyleż paskudnego, co zachłannego, nadto zdecydowanie puszczalskiego. A potem już tylko krokodyle łzy i niemy krzyk: jam znienacka poezją uwiedziona, ratunku!! I zero wyjaśnień gdzie mianowicie ta plastikowa torba ze stoma tysiącami… Uwierzyć „zniewolonej”, że gotówka pachnie tak pięknie, jak poezja Asnyka?

 NIE WYJAŚNIAJ, NIE INFORMUJ, NIE TŁUMACZ
Zwłaszcza dotyczy to metod manipulacji. Mają być nieświadomi, ot co! Nie mogą się połapać kto, kiedy i jak tym wszystkim steruje. Nie mają prawa odwołać się do żadnej tam wyniesionej ze szkoły czy ze studiów wiedzy – bo nie mają  prawa takiej wiedzy posiadać. Po co komu nauka historii – jeśli immanentną jej częścią jest ukazywanie mechanizmów władzy? Władza jest dla władców, dla wskazanych przez nich kręgów – nie dla motłochu. Spraw, aby społeczeństwo było niezdolne do zrozumienia technik oraz metod kontroli i zniewolenia. Czy trzeba tu dawac jakiekolwiek przykłady? Czy trzeba tłumaczyć, że pod tym względem rok 1989 nie był przełomem dla nikogo i niczego – bo jak sztuczki stosowano za komuny tak stosuje się je w niezmienionej formie i obecnie.

 DOBRZE JEST BYĆ LEMINGIEM! NIECH ŻYJE PRZECIĘTNOŚĆ!
W pewnym sensie najtrafniej ujął to mentalny kolega Chomsky’ego, też już przeze mnie wspominany Erich Fromm w swojej książce „Ucieczka od wolności”. Rzecz cała ujęta była oczywiście w formę pewnej krytyki – ale i tak wszystko sprowadzało się do pytania „Po co ci wolność, po co ci indywidualizm i wyjątkowość, grupa zapewnia ciepło i bezpieczeństwo, zwalnia od myślenia i podejmowania kłopotliwych decyzji, nie każe niczego wybierać”. W kabaretowej formie słyszeliśmy to na „Seksmisji”: „grupa myśli, grupa radzi, grupa nigdy cię nie zdradzi”. Albo jakoś podobnie, sens dokładnie ten sam. W grupie jest fajnie, grupa jest modna, po co masz się wygłupiać z jakimiś wątpliwościami…

A JEŚLI SIĘ NIE UDA? JESTEŚ SAM SOBIE WINNY!
Jeśli się nie uda, wszak nie wszystkim się udaje? Nie wszyscy równie ochoczo podnoszą do góry ręce… Cierp w milczeniu! Za mało się starałeś, byłeś bierny, miałeś te cholerne wieczne wątpliwości – więc kto jest temu winny jeśli nie ty sam? Depresyjka jakaś? No trudno bratku, musisz teraz uporać się z tym sam. Byle nie w jakichś nieodpowiedzialnych ruchach, lepiej idź do kąta i przemyśl sprawę choćby i tysiąc razy…
Moja opinia o podobnych wskazówkach? Ano właśnie taka: że to wskazówki, podany na tacy sposób działania, a nie żaden tam opis rzeczywistości. Tylko proszę nie gadać, że tkwi w tym wszystkim sprzeczność – opisane sposoby udoskonalono przez lata, dzisiaj manipulacyjne nauki posunęły się dalej. l są doskonalsze i skuteczniejsze. Więc o starych można już gadać. Kto by tam zresztą w takie wyłożone ex post bajki wierzył?

M.Z.
Ilustr:  TopolinskaMarionetki [w] mojageneracja.pl
=======================================
PS, ale ważne, odpowiadam P. Pawłowi Tonderskiemu: od wielu miesięcy nie piszę, ani nie należę do Nowego Ekranu. To miejsce jest jedynym, gdzie można mnie znaleźć. Do 28 września przedrukowywałem część swoich tekstów na WordPressie pod adresem ipolska24.pl. W sieci nie używam już żadnego nicka czy pseudonimu, choć nadal bardzo jestem przywiązany do dawnego Castillona. Adres wordpressowy przekazany został innej osobie, stosowny wpis jeszcze dzisiaj wisiał w tzw.zajawce. W Polakach.eu polecają mnie ci, którzy chcą polecać, nie wywieram presji i nie mamię jakimiś obietnicami. Nie musiałem mówić tego wszystkiego - ale chciałem więc powiedziałem.
m.z.