wtorek, 5 lipca 2011

Spowolnienie z powodu przyspieszenia


O kolei napisano już kilka tomów samych gorzkich słów. Niepunktualna, dziadowska, wydawało się, że nic już w jej obrębie nie można popsuć – ale udało się, odpowiedni minister i podlegli mu urzędnicy są najwyraźniej geniuszami. Oczywiście geniuszami destrukcji. Ceny z kosmosu i Księżyca, w połowie dnia na jednej z ważniejszych linii Warszawa Katowice nie ma biletów drugiej klasy po sto kilkanaście złotych. Wyłącznie pierwsza, 157 złotych. Pewnie w zamian spory luksus – powie ktoś. Dla Dżingis Chana może tak. Dla Europejczyka zdecydowanie nie.
Wracam z powrotem nie najoszczędniejszym Fordem Mondeo benzyna, zużywam paliwa za dokładnie 98 złotych. Za te pieniądze mógłbym przewieźć jeszcze trzech pasażerów. W warunkach zdecydowanie lepszych, niż ta cała zasmarkana pierwsza pociągowa klasa. Niestety na przeszkodzie znów ten sam minister: nakazał rozkopać sto kilkadziesiąt kilometrów trasy do stolicy. Jedna nitka, zbyt wąska dla Tir-ów, nawet samochód osobowy jadący powyżej czterdziestki ma kłopoty z utrzymaniem kierunku. We wszystkich ideologicznych przekaziorach jeden ton: przyspieszyliśmy! Pytam się: dokąd, głąby, dokąd? Do nieszczęścia?

Komputeryzacja urzędów, instytucji i banków. Mam konto, pewnego dnia klikam polecenie wysyłki niewielkiej kwoty pieniędzy tuż po szesnastej. Kiedy będzie u adresata przekazu? Nie wiadomo. Po 24 godzinach jeszcze nic nigdzie nie doszło. Pytanie zasadnicze: co w tym czasie dzieje się z moimi pieniędzmi i kto z nich korzysta? Pytanie oczywiście retoryczne, nikt mi nigdy na podobne nie odpowiedział. Kiedy forsa dotrze gdzie powinna, firemka-adresat przekazu zapakuje zamówioną część i wyśle kurierem. Koniecznie kurierem, taką mają z firmą kurierską umowę! Jeśli komuś się to opłaca – to na pewno nie mnie. Harmonogram wygląda mniej więcej tak: zamówienie w środę, wysyłka kurierem nie w piątek (wszelki pośpiech od diabła pochodzi…), ale wtorek następnego tygodnia, kurier telefonicznie pyta w czwartkowe południe gdzie jestem. W pracy, kurwa twoja mać! Moja praca to między innymi delegacje. Jestem akurat pod Poznaniem. Przecież dziadygo cholerna nie wyskoczę z pociągu, z tej w mordę szarpanej pierwszej luksusowej klasy (też nie było drugiej) i nie przetransportuję się odrzutowcem do domu! Firma, w której chciałem coś zakupić śle skargę na mnie: nierzetelny klient. Odpisuję krótko: pocałujcie mnie w dupę! Staję się nie tylko „nierzetelny” ale też „chamski”.

Śmiesznostka: w pociągu dostaję kawę, którą idiotka siedząca obok potrącając mnie wylewa na czyste me spodnie. Pal sześć, są gorsze nieszczęścia. Obok kawy mała czekoladka jakiejś firmy, tekturka z reklamowymi napisami, sreberko i tak dalej. Jeden z wersów reklamy: „Dotknij ją, a poczujesz doskonale gładką fakturę, która jest oznaką jedwabistej konsystencji”. Uśmiecham się lekko i na pytanie współtowarzysza kolejowego znoju odpowiadam, że jakoś to dziwnie erotycznie brzmi. Głos damy z boku: bo wszystkie chłopy to erotomany. Tak jest, proszę pani! Ale proszę wytrzeć wąsy!

M.Z.

Brak komentarzy: