niedziela, 3 lipca 2011

Karnawał trwa!


To prawda, obserwuję świat z pozycji mrówki. Kroplę wody widzę jako niemal nieskończoność. I dostaje po uszach za to właśnie: że niby z tak marnej perspektywy nie dostrzega się rzeczy wielkich, wzniosłych, albo politycznie na skalę kraju marnych. To nieprawda! Polityka, ludzkie zachowania i wybory materializują się nie na Olimpie, ale tutaj, na tym marnym padole łez, u dołu. W sąsiednim mieszkaniu, klatce schodowej, w pobliskim sklepie, gdzie rzekomo niewielka podwyżka skutkuje dla niektórych sąsiadów całkowitą zmianą przyzwyczajeń żywieniowych. Po prostu jedzą mniej, jakby na przekór twierdzeniom tego rudego drania, że wzrost cen paliwa nie ma nic wspólnego ze wzrostem cen kurczaków. Dramat ludzkiej grupy, jakiejś nieokreślonej i być może wielkiej jest abstraktem. Dramat Kowalskiego, który nie ma co jeść to konkret.

Kiedyś pisywałem o tym, że ramiona nożyc pomiędzy ubóstwem, a zamożnością rozwierają się każdego roku coraz bardziej. Ale to też rodzaj abstrakcji. Po jakimś czasie zauważyłem, że ów dualizm finansowego postrzegania realiów, zachowań nawet, przeniósł się na wszystkie płaszczyzny ludzkiego życia. W poprzednich odcinkach felietonowych wspominałem o zakupach motoryzacyjnych i pogaduchach z ludźmi, którzy siedzą wewnątrz tego zamkniętego światka. To dobry przykład, by pokazać w czym rzecz: auto sprzedawane na zewnątrz kosztuje trzy i pół tysiąca. Ale parę tygodni wcześniej pewien cwaniak zapłacił za nie gdzieś na krańcach Polski tylko tysiąc złotych. Wczoraj wyjmuję zza wycieraczki zafoliowaną karteczkę: korzystnie kupię twoje auto, nawet uszkodzone. Moje nie jest wadliwe – ale co mi szkodzi zatelefonować. Marka, model, rocznik, stopień korozji – dwieście złotych. Tyle daje ten cholerny biznesmen! Przedwojenny złodziej sprzedawał kradziony towar za pół ceny. Współczesny handlowiec daje dwadzieścia razy mniej. Czy to skala upadku między II i III Rzeczypospolitą?

A „ulubiony” mój sąsiad znów wpada w trans opowieścią o inteligencji Wojewódzkiego. Ale pięknie zainaugurował polską prezydencję w Unii… Głupieję, po prostu głupieję. Naczelny Baran Medialny nadal ma swych wyznawców! To wielkie intelektualne zero rozpoczyna okres karnawału, o którym Michalkiewicz pisze, że zawsze po jednodniowej zamianie ról króla i błazna przychodzi moment otrzeźwienia. I błazen drży – tak narozrabiał, że po prostu nie wie za co zaraz dostanie w mordę upierścienioną królewską ręką. Ludzie tez drżą: bo niby czemu uwierzyli, iż piękno to owa pani z ilustracji? Będą alimenty?

Zostaję na mojej płaszczyźnie mrówczanej. Tu jest ciekawiej. Tu się dzieje że hej!

M.Z.

Brak komentarzy: