O ludziach, ludzkich i diabelskich sprawach - i wszystkim o czym chcę coś powiedzieć. M.Z. to Marek Zarębski. Strona zawiera treści ujęte w formę słowa pisanego. Wszelkie zatem pretensje przyjmuję również TYLKO W TEJ FORMIE!
piątek, 15 lipca 2011
Odpryski
Czego nie oglądam, nie czytam i nie słucham – to już moi bliżsi i dalsi znajomi wiedzą. Nie ma się czym chwalić, to jest w szanujących się kręgach normalne i naturalne. Nie bawią mnie na przykład gazety czy stacje polskojęzyczne. Luksusowe dziennikarki różnych kanałów telewizyjnych nie budzą we mnie ni podziwu ni pożądania, ot, mocno przekwitnięte i przecenione aroganckie dupy lat minionych z małymi móżdżkami. Gdybyż to jeszcze wdzięczne było… Ale nie. Więc ich oglądanie i słuchanie to zabawa dla schyłkowych masochistów. Szczycę się nie należeć do nich.
Ale też nie jest – i nie może być - tak, że nie czytam nikogo, nie słucham niczego i niczego nie widzę. Podstawowe źródła: sieć. Ostrożnie, nieufnie, sprawdzając tak fakty, jak wrażenia. I nie dowierzając idealistom. Idealista dzisiaj to najgorszy gatunek szkodnika, trzeba sypać azotoxem i już! Idealista rozpuszcza zawziętość, upór, twarde dążenie do celu. Zawsze ma na podorędziu jakieś usprawiedliwienie, by być łagodnym, koncyliacyjnym, dyskusyjnym, a w efekcie nijakim i bezbronnym. Napisałem niedawno o wojnach domowych. Dramat, tragedia na niewyobrażalną skalę. Ale gdyby już stało się, gdyby trzeba było bronić rodziny, czy domu – to bez dyskusji i zbędnych rozmów, te bowiem prowadzą prostą drogą na cmentarz. Opowiadał mi jeden z dawnych sąsiadów w innej dzielnicy o swoim sporze z lokatorem wyższego piętra. Panowie nie mogli dogadać się w sprawie nocnych hałasów. I mój znajomy któregoś dnia zwrócił hałaśliwemu sąsiadowi uwagę. Nie minęło chwil parę, gdy do jego drzwi ktoś zadzwonił. Duże chłopisko, silne jak byk, ale też i łagodne jak dziecko nie spodziewając się niczego - otworzył. W tym momencie dostał w nos czymś twardym i stracił czucie na kilka dobrych chwil. Później okazało się, że to rozsierdzony hałaśliwiec, pewnie czymś naćpany, zdzielił znajomego kawałkiem metalowego pręta trzymanego w dłoni. Podczas interwencji tak zwanych „organów” oczywiście wyparł się, miał wielu świadków, że „to nie on to Leon”, kicha. Policaj patrząc na posturę poszkodowanego i jego potencjalne możliwości nie mógł wyjść ze zdumienia. I półgębkiem zapytał czy w ogóle trzeba było wzywać patrol, w końcu na tego awanturującego się, kurduplowatego i spedalonego agresora wystarczył by jeden cios ofiary.
Czy to jedyna recepta postępowania z opornymi durniami? Oczywiście nie. Są miejsca i płaszczyzny, gdzie konieczna jest wymiana zdań, spór, nawet rodzaj słownej awantury w dobrym stylu. Cywilizacja… I są miejsca, gdzie albo ty, albo on. Jestem agresywnym idiotą? To kim w takim razie był pewien Rzymianin, które ze dwa tysiące lat temu wypowiedział słynne słowa „Si vis pacem para bellum”? Chcesz pokoju – szykuj wojnę…
No ale idealiści odparują, że odpowiadało to ówczesnej doktrynie wojennej, czasy się zmieniły i trzeba gadać. Gadajcie. Piszcie protesty, postulujcie, manifestujcie. Wiecie w jakim silny czy trzymający władzę ma to poważaniu? Wzgardliwe milczenie i „luksusowe dziennikarki”, które wywrócą na nice coście kiedykolwiek powiedzieli, wyśmieją i prychną dumnie wypełnionymi botoxem podstarzałymi wargami. Ich małe, a wspomniane wyżej móżdżki idealnie nadają się do takich czynności.
M.Z.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz