wtorek, 29 października 2013

KONFESYJNIE



A propos ostatniego wpisu, a w nim o materii usuwania tekstów. Czasami tak robię - usuwam. To po prostu kwestia krytycyzmu, mam w siebie wpisany taki mechanizm, który od czasu do czasu każe przeczytać ponownie co napisałem wczoraj czy przedwczoraj. I wyszło mi, że nadal nie lubię musicali, komiksów czy czegoś tam jeszcze – ale ująłem rzecz za słabo, po amatorsku i niejasno. Więc już tylko kosz…

Problem komiksów na tle innych zdarzeń odpływa zresztą w dal, chce właściciel jakiegoś wydawnictwa je promować – jego rzecz. Przewiduję jedno: da ciała na całej długości. No ale to jego pieniądze, jego wysiłek, ja nadal komiks postrzegam jako protezę dla mało zdolnych i leniwych, których czytanie po prostu męczy, a oglądanie obrazków mają za czynność wysoce „artystyczną”, przez co czują się uszlachceni. Licho z nimi…

Dzisiaj ważniejsze jest to, co po jakimś czasie pokazuje się w związku z nieważnym referendum dotyczącym odwołania Bufetowej. Nie udało się – i jest już kilka teorii lepiej tłumaczących dlaczego tak się stało. Jedna z nich, lubię ją, mówi, że PiS jako „sztandarowa partia opozycyjna” miast sformułować rozsądną ofertę dla warszawiaków zajął się promowaniem własnych lęków i uprzedzeń – przez co zarżnął sprawę jak to ma w zwyczaju. Zgadzam się ZUPEŁNIE! Przy czym jest to dla mnie zjawisko dziwne, w końcu szef tej partii czyli ocalały bliźniak jest teoretycznie warszawiakiem i powinien wiedzieć co jego sąsiadów i ogólnie krajan boli. Niestety… Albo nie wie, albo nic go to nie interesuje – albo ma tak fatalnych doradców, jak ten, co to lubi chwalić się jakimś przyrządem czy narządem. W tym świetle to już nawet miłośnik cudzych zegarków w rządzie Partii Obłudników wypada lepiej. No bo ludzie naprawdę są w stanie darować komuś nielubianemu miłość do błyskotek. Ale informacje, że oto polityczny celebryta ma większego ptaka od reszty świata – o, co to to nie! Takie numery w narodzie najlepszych kierowców, kochanków i lekarzy po prostu nie przechodzą!

Zatem PiS przerżnął co było do przerżnięcia i żadnemu z doradców nie przyszło do głowy, by na przykład ogłosić, iż przyszłe zwycięstwo kandydata tej partii powiązane zostanie dzień po przyszłych wyborach z przeznaczeniem do natychmiastowego wykupu wszystkich mieszkań kwaterunkowych po cenach sprzed reformy finansowej, czyli ze zniżką 90 procent. Że co, że fatalnie to brzmi i pachnie rozpustą? OTÓŻ NIC BARDZIEJ MYLNEGO, proszę Państwa! Taka bowiem bonifikata obowiązywała przez lata, co najmniej trzydzieści albo i więcej – po czym po cichu została zmieniona. Sytuując nowych amatorów własności na pozycji z góry przegranej. To potwierdza rzecz jasna tezę, która stawiam tu od lat: największym wrogiem mentalnych socjalistów, wszystko jedno z jakiej partii, jest metafizyczna własność. Czyli coś, co czyni ludzi niezależnymi, pozwala się im przeprowadzać gdzie chcą i dysponować czymś, co i tak zgodnie z konstytucją jest ich - jako suwerenów państwa. Dlaczego w świetle prawa jedni wykupujący swoje chałupy mają mieć  lepiej od innych – nie wiadomo. No ale gdy się chce psa uderzyć kij się zawsze znajdzie… Czy to się jednak nie nazywa rażącą nierównością wobec prawa?

I wyobraźcie sobie teraz dzień referendalny, podczas którego do urn rusza dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy ludzi. A może i parę razy więcej. Bo oczywiście chcą mieć wreszcie coś swojego, o tyle specyficznego, że przecież nie do przeniesienia, nie do zburzenia, ale pozostającego w swobodnej decyzji. Co by było? Dzisiaj Bufetowa musiała by siedzieć nad jakimś biureczkiem i opracowywać plany rozwoju partii, która już się rozwinąć nie może z przyczyn oczywistych. Gdyby zaś przy okazji usunięto z rad dzielnic PO-wskich pieczeniarzy – o, to zwycięstwo pełne!

Oczywiście gadam o tym ze wszystkimi, którzy chcą ze mną rozmawiać. I ci ludzie wyrażają naturalną obawę, że oto roję plany, na których zyskają cwaniacy i właściciele innych, własnościowych lokali kupionych gdzieś po cichu albo odziedziczonych po rodzinach. Tłumaczę im, że to kolejna nieprawda – ponieważ co kto dzisiaj ma (i gdzie) urzędnik może sprawdzić nie ruszając tyłka od swego biurka. O ile rzecz jasna mu się chce i akurat nie pisze do mnie pism, w których stoi jak wół, bym do zaległości czynszowej w wysokości 157 zł (tyle wychodzi z rozliczenia – ale dług już uregulowany!) DOLICZYŁ KOSZTY PROCESU, KTÓRY NIGDY SIĘ NIE ODBYŁ, ponieważ nie było powodu podania mojej sprawy do niezawisłego sądu. Chciałem odpisać tej wybitnej prawniczce coś na kształt „Nie strasz, nie strasz bo się…” – ale dałem spokój. Mam nadzieję, że wkrótce spełni się napoleońska zasada, że indolentów nie należy tępić, ale wynosić tak wysoko, by gawiedź mogła ujrzeć ich małość w całej krasie.

Więc jak: można było wygrać coś, czy nie można? Można było przy okazji zdobyć ileś tam tysięcy serc i umysłów dla innych partyjnych planów? MOŻNA. Ale krety zadbały by wszystko spieprzyć. I tu odwołując się do fragmentu o ptakach należy powiedzieć wprost: takich doradców, takich prominentów partyjnych tak wyposażonych należy wywieźć na dach wieżowca i puścić wolno. Na pewno ulecą z powiewami jesiennej wiosny, dopieszczała nas ostatnio nad wyraz. Tylko kto miałby to zrobić? Szef coraz mniej wyraźny i marudny? Ten rzekomo wybitny strateg co to dzisiaj bardziej rozwiany i niewidoczny od własnego cienia?

M.Z.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Autorze: to jak to jest, winna sekta czcicieli świętego spokoju, czy PiS? Bo w dwóch kolejnych tekstach zawarłeś jakby nieco inne twierdzenia...

M.Z. pisze...

To nie są inne twierdzenia, ale poniekąd ogląd tej samej rzeczy z dwóch różnych stron. W kampanii przed-referendalnej nie było dla nie przekonanych i malkontentów żadnej rozsądnej, ciekawej propozycji. Gliński to jest ciekawa postać? Dla kogo? Nie poruszono wątków ważnych, za to pieprzono bez sensu o duperelach. I mamy co mamy. Jutro, pojutrze i za miesiąc czeka nas zatem ta sama beznadzieja, co dwa miesiące temu i pół roku wcześniej. A przecież może być jeszcze gorzej, idzie zima. Dzisiaj "lud" ma się zajmować problemem, czy były poseł PiS-u Wipler powinien chlać w podejrzanej okolicy, czy nie powinien. Moim zdaniem jeśli tam polazł, wszystko jedno w jakim celu, to jest tumanem wprost i bez dalszej zbędnej dyskusji. Eliminacja z życia publicznego - i tyle. Jak długo mamy zajmować się tego typu prostakami?