piątek, 21 grudnia 2012

Lewizna rządzi, lewizna radzi, lewizna...




…chętnie was poprowadzi… Najpierw tytułem wprowadzenia: to się tyczy mojej „ulubionej” przed laty lewaczki. Kiedyś Voit z Salonu24, dzisiaj Anna Grzybowska z mazurskiego portalu obserwator.org. Dama z recyklingu, której tak bardzo przeszkadzały krzyże na Krakowskim Przedmieściu po 10 kwietnia 2010 i która wyła z radości, gdy banda podpuszczonych pijanych szczyli i gównozjadów siusiała do umieszczonych pod krzyżem zniczy. 

Lewacki orgazm na wieść o istnieniu takiego indywiduum, jak niejaki Taras, sztucznie przez lewiznę wykreowany nowy „bohater spontanu, luzu i politycznej rozwagi”? Być może. Zbyt obrzydliwe, by kontynuować orgazmiczne rozważania. Od kilku lat stworzenie owo prowadzi portal bazujący na pewnej pustce intelektualnej i wszelkiej innej, jaka wśród urzędników i lokalnych „elit” panoszy się na Mazurach. Oto przedświąteczny numer lewaczki, w całości i z zachowaną oryginalną pisownią, oryginał znajduje się tutaj http://obserwator.org/index.php/nowiny/1-nowiny/18724-nie-lubi-wit :

środa, 19 grudnia 2012 17:58
Nie lubię świąt
Święta za kilka dni, a ja Świąt mnie lubię. Wkurzają mnie kolędy w sklepach i świąteczne wyprzedaże. Cieszy się za to mój Syn, który do dzisiaj wierzy w Mikołaja.
Czego najbardziej nie cierpię? Żywych karpi. Nie mogę patrzeć na to, jak w męczarniach zdychają, usiłując złapać oddech. To jest jakaś makabra. Dzisiaj sama kupowałam taką żywą rybę - dostałam młotek i zabiłam ja na miejscu. Wolę szybka śmierć od powolnego konania.
 Kolejną rzeczą są żywe choinki. Patrzę na takie drzewko z nostalgią. Ktoś je ściął i zaniósł do domu. Za chwilę się osypie i wyląduje na śmietniku. Jaki w tym sens?
ag

Świat według sowieckiego umysłu… Właściwie nikt nie powinien sobie tym głowy zawracać, gdyby nie malutkie „ale”: tacy ludzie degenerowali pokolenia, tkwili u steru agenturalnych rządów, marnowali ludzkie istnienia i życiorysy. Dzisiaj gdzieś na zadupiu, bez szans na urzędnicze kariery i ciepłe synekurki – ale kręcą, judzą i przemawiają dalej. Wskazują i przewodniczą. Ile to wszystko warte – zdecydujcie sami. Przy okazji zwrócę tylko uwagę na najdramatyczniejsze zawarte w cytacie zdanie, fragment o karpiach. Ruciano-nidzki „geniusz” dziennikarstwa „nie do kupienia” lituje się oto nad nieszczęsnymi rybami. I co czyni? Wali młotkiem w łeb. To kwintesencja wyznawanej doktryny, która damie wyrwała się zdaje przypadkowo. Dajcie teraz temu stworzeniu władzę. Któregoś dnia zapewne zauważy panoszącą się dokoła bidę i bezrobocie. Ulituje się nad nimi. Jak? 

A to już dopowiedzcie sobie, drodzy Czytelnicy, sami.

M.Z.

1 komentarz:

Esperance pisze...

Chyba przygotowuje zwoje umysłowe czytelników do świeżuteńkiej mądrości etapu - niedawno natknęłam się w sieci na wieści o wyższości sprzedaży karpia filetowanego nad żywym.
Ot, okaże się. ;)