…chętnie was
poprowadzi… Najpierw tytułem wprowadzenia: to się tyczy mojej „ulubionej” przed
laty lewaczki. Kiedyś Voit z Salonu24, dzisiaj Anna Grzybowska z mazurskiego
portalu obserwator.org. Dama z recyklingu, której tak bardzo przeszkadzały
krzyże na Krakowskim Przedmieściu po 10 kwietnia 2010 i która wyła z radości,
gdy banda podpuszczonych pijanych szczyli i gównozjadów siusiała do
umieszczonych pod krzyżem zniczy.
Lewacki orgazm na wieść o istnieniu takiego indywiduum,
jak niejaki Taras, sztucznie przez lewiznę wykreowany nowy „bohater spontanu,
luzu i politycznej rozwagi”? Być może. Zbyt obrzydliwe, by kontynuować
orgazmiczne rozważania. Od kilku lat stworzenie owo prowadzi portal bazujący na
pewnej pustce intelektualnej i wszelkiej innej, jaka wśród urzędników i
lokalnych „elit” panoszy się na Mazurach. Oto przedświąteczny numer lewaczki, w
całości i z zachowaną oryginalną pisownią, oryginał znajduje się tutaj http://obserwator.org/index.php/nowiny/1-nowiny/18724-nie-lubi-wit :
środa, 19 grudnia 2012 17:58
Nie lubię świąt
Święta za kilka dni, a ja Świąt mnie lubię.
Wkurzają mnie kolędy w sklepach i świąteczne wyprzedaże. Cieszy się za to mój
Syn, który do dzisiaj wierzy w Mikołaja.
Czego najbardziej nie cierpię? Żywych karpi. Nie
mogę patrzeć na to, jak w męczarniach zdychają, usiłując złapać oddech. To jest
jakaś makabra. Dzisiaj sama kupowałam taką żywą rybę - dostałam młotek i
zabiłam ja na miejscu. Wolę szybka śmierć od powolnego konania.
Kolejną rzeczą są żywe choinki. Patrzę na
takie drzewko z nostalgią. Ktoś je ściął i zaniósł do domu. Za chwilę się
osypie i wyląduje na śmietniku. Jaki w tym sens?
ag
Świat według
sowieckiego umysłu… Właściwie nikt nie powinien sobie tym głowy zawracać, gdyby
nie malutkie „ale”: tacy ludzie degenerowali pokolenia, tkwili u steru agenturalnych
rządów, marnowali ludzkie istnienia i życiorysy. Dzisiaj gdzieś na zadupiu, bez
szans na urzędnicze kariery i ciepłe synekurki – ale kręcą, judzą i przemawiają
dalej. Wskazują i przewodniczą. Ile to wszystko warte – zdecydujcie sami. Przy
okazji zwrócę tylko uwagę na najdramatyczniejsze zawarte w cytacie zdanie,
fragment o karpiach. Ruciano-nidzki „geniusz” dziennikarstwa „nie do kupienia”
lituje się oto nad nieszczęsnymi rybami. I co czyni? Wali młotkiem w łeb. To
kwintesencja wyznawanej doktryny, która damie wyrwała się zdaje przypadkowo.
Dajcie teraz temu stworzeniu władzę. Któregoś dnia zapewne zauważy panoszącą
się dokoła bidę i bezrobocie. Ulituje się nad nimi. Jak?
A to już
dopowiedzcie sobie, drodzy Czytelnicy, sami.
M.Z.
1 komentarz:
Chyba przygotowuje zwoje umysłowe czytelników do świeżuteńkiej mądrości etapu - niedawno natknęłam się w sieci na wieści o wyższości sprzedaży karpia filetowanego nad żywym.
Ot, okaże się. ;)
Prześlij komentarz