sobota, 15 grudnia 2012

A w finale...

... tak zwana "męska decyzja". Głupie określenie - ale niechaj już zostanie. Rzecz dotyczy felietonów P. Małgorzaty Todd. Podobają się Państwu? OK, mnie też. Dlatego przez kilka tygodni zająłem się ich zamieszczaniem - chociaż jako żywo na macierzystej stronie P. Małgorzaty ani jednego nie znalazłem. Dziwne? Ale prawdziwe. Nie spotkałem się z najmniejszą reakcją Autorki na formę tych publikacji, ich ilustrowanie itd. Do dzisiaj żywię przekonanie, że tzw. dziennikarstwo obywatelskie między innymi polega na wzajemnej wymianie tekstów, uwag, propozycji, można dalej w nieskończoność przywoływać opcje do zastosowania. Tu nic takiego się nie dzieje. Cisza. Głuche milczenie.

Zatem kończymy z klaką, nie mam ochoty bawić się dalej w propagatora cudzej twórczości. Adres oryginalnej strony P. Małgorzaty już Państwo znają, kto chce - zajrzy . Myślę Pani Małgorzato, że zrobiłem dla Pani sporo, u mnie co prawda rzadko pojawiają się komentarze - ale przecież istnieją inne próbniki przy pomocy których bada się feedback, rezonans czy jak to tam nazwiemy. Daję słowo - był zadziwiająco duży. Tyle że... Tyle że to mój blog, moja strona, moje interesy i moja cierpliwość. Właśnie wyczerpana. Z ukłonami pozostaję!

M.Z.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

I sądzisz naiwniaku, że ona będzie tego żałować?

M.Z. pisze...

Wcale tak nie sadzę! Na bazie refleksji związanych z brakiem zainteresowania losem autorskich tekstów. Ale to jedna strona medalu. Druga jest taka, że to były dobre teksty. Zatem w summie trochę mi szkoda. Niestety zdania na temat ich losów (u mnie) nie zmienię... Ukłony!