Porobiło się ostatnio tak,
że albo zbyt wiele informacji do obrobienia, albo brak myśli przewodniej to
wszystko ułatwiającej – ale faktem jest, że nie pisałem zbyt wielu tekstów
własnych. Przy okazji trudno się jakoś porozumieć z innymi, sprawa obcej autorki
z poprzedniego wpisu jest tu najdoskonalszym przykładem. Wiem, podobne kłopoty
mają też inni, choćby portal „Polacy.eu.org” do którego kiedyś pisałem.
Między
nami mówiąc częścią winy obarczył bym niestety jego właściciela, tekst, który spowodował
tam semi-rewolucję nie był zbyt jasny i nieco pachniał prowokacją. No więc „sam
tego chciałeś Grzegorzu Dyndało”… Nie to co ja: nie chce mi się to nie piszę. Potem
się tłumaczę – ale sądów nijakich tu nie ma, sam się przecież na pudło nie będę
skazywał.
Okres przedświąteczny
zwykle politycznie bywał u nas spokojny, publika w skupieniu oddawała się
grabieniu supermarketów, w tym roku niestety tak nie jest. Tylnymi drzwiami ten
cholerny rząd usiłuje wprowadzić nam pakt fiskalny, co oddaje sterowanie
finansami do Brukseli, znowu rusza sprawa cenzurowania Internetu, dla zasłonięcia
tych tajnych działań gada się o zwrocie wraku smoleńskiego. Dziennikarze
obywatelscy ucierpieli jak nigdy przedtem: a to jednemu spalono dom wraz ze znajdującymi
się tam psami, innego aresztowano na sali sądowej za jakąś dętą sprawę, zabrano
komputery rzekomo do analizy, na rynek sieciowy weszli niezbyt moim zdaniem
udani autorzy papierowych wydawnictw, sieciowcy zasilili za to papier, ale już widać,
że idzie im niesporo. No cóż, z piachu
jak powiadają bicza nie ukręcisz, pisałem już dawno, że taki facet nie nadaje się
do niczego innego, jak reedukacji – a tu masz babo placek, znajomy Długi Romek
uczynił zeń redaktora naczelnego. Podobno - jak było naprawdę nikt „nie
wskazany” nie wie. Selekcja negatywna ma się jak najlepiej… Z nieba poleciało
mnóstwo śnieżnego puchu, zasypało kompletnie i przykryło, może nawet tak jest
lepiej, idą prawdziwie zimowe Święta i tego całego świństwa jakiś czas nie
będzie widać.
Przyszła też niestety Pani
Śmierć i na pewno nie był to zbiorowy samobójca. Umarła moja mama, wczoraj
kolega zawiadomił mnie o śmierci swojej. Nie czynię z tego przedmiotu
publicznej analizy, tu zdecydowanie nie jestem ekshibicjonistą. Szkoda tylko
taka, że było do obgadania jeszcze tyle rzeczy… Nie zdążyliśmy. Trzeba będzie z
tym żyć dalej. Martwieją domy, w których spędzaliśmy dzieciństwo, zostaje tylko pamięć i imaginacja. Ale to też wiele...
Na pocieszenie mam fotkę moich wnuczek, które parę tysięcy
kilometrów dalej też przygotowują się do Świąt. Wierzę, że ich Mama, a moja
córka zadba o to, by były to dobre Święta… Zasłużyły dziewczyny na takiego Mikołaja, o którym nikomu się przedtem nawet nie śniło...
M.Z.
fot. National Geographic i archiwum autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz