wtorek, 18 grudnia 2012

Różności



Porobiło się ostatnio tak, że albo zbyt wiele informacji do obrobienia, albo brak myśli przewodniej to wszystko ułatwiającej – ale faktem jest, że nie pisałem zbyt wielu tekstów własnych. Przy okazji trudno się jakoś porozumieć z innymi, sprawa obcej autorki z poprzedniego wpisu jest tu najdoskonalszym przykładem. Wiem, podobne kłopoty mają też inni, choćby portal „Polacy.eu.org” do którego kiedyś pisałem. 

Między nami mówiąc częścią winy obarczył bym niestety jego właściciela, tekst, który spowodował tam semi-rewolucję nie był zbyt jasny i nieco pachniał prowokacją. No więc „sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało”… Nie to co ja: nie chce mi się to nie piszę. Potem się tłumaczę – ale sądów nijakich tu nie ma, sam się przecież na pudło nie będę skazywał.

Okres przedświąteczny zwykle politycznie bywał u nas spokojny, publika w skupieniu oddawała się grabieniu supermarketów, w tym roku niestety tak nie jest. Tylnymi drzwiami ten cholerny rząd usiłuje wprowadzić nam pakt fiskalny, co oddaje sterowanie finansami do Brukseli, znowu rusza sprawa cenzurowania Internetu, dla zasłonięcia tych tajnych działań gada się o zwrocie wraku smoleńskiego. Dziennikarze obywatelscy ucierpieli jak nigdy przedtem: a to jednemu spalono dom wraz ze znajdującymi się tam psami, innego aresztowano na sali sądowej za jakąś dętą sprawę, zabrano komputery rzekomo do analizy, na rynek sieciowy weszli niezbyt moim zdaniem udani autorzy papierowych wydawnictw, sieciowcy zasilili za to papier, ale już widać, że idzie im niesporo. No cóż, z  piachu jak powiadają bicza nie ukręcisz, pisałem już dawno, że taki facet nie nadaje się do niczego innego, jak reedukacji – a tu masz babo placek, znajomy Długi Romek uczynił zeń redaktora naczelnego. Podobno - jak było naprawdę nikt „nie wskazany” nie wie. Selekcja negatywna ma się jak najlepiej… Z nieba poleciało mnóstwo śnieżnego puchu, zasypało kompletnie i przykryło, może nawet tak jest lepiej, idą prawdziwie zimowe Święta i tego całego świństwa jakiś czas nie będzie widać.
 
Przyszła też niestety Pani Śmierć i na pewno nie był to zbiorowy samobójca. Umarła moja mama, wczoraj kolega zawiadomił mnie o śmierci swojej. Nie czynię z tego przedmiotu publicznej analizy, tu zdecydowanie nie jestem ekshibicjonistą. Szkoda tylko taka, że było do obgadania jeszcze tyle rzeczy… Nie zdążyliśmy. Trzeba będzie z tym żyć dalej. Martwieją domy, w których spędzaliśmy dzieciństwo, zostaje tylko pamięć i imaginacja. Ale to też wiele...


Na pocieszenie mam fotkę moich wnuczek, które parę tysięcy kilometrów dalej też przygotowują się do Świąt. Wierzę, że ich Mama, a moja córka zadba o to, by były to dobre Święta… Zasłużyły dziewczyny na takiego Mikołaja, o którym nikomu się przedtem nawet nie śniło...



 M.Z.

fot. National Geographic i archiwum autora





Brak komentarzy: