czwartek, 24 maja 2012

Zabij konkurenta – bo cię zablokuję!


Dzisiaj rzecz mała i w gruncie rzeczy lokalna: strajk taksówkarzy. Nie byłem wczoraj w centrum Warszawy – ale ci, którzy musieli tam być opowiadali o istnym horrorze. Taryfiarze sparaliżowali mosty i ulice, skarżąc się w ten sposób na swój dolegliwy los. Dolegliwość owa polega wprost na tym, że oto ktoś im chce zakłócić monopol na określony rodzaj usług. I że deregulacja zawodu (a to ci dopiero zawód, niech ich cholera!) przyniesie im same straty. Zatem wnoszą przy pomocy owego paraliżu, by władze miasta objęły typowymi taksówkarskimi dolegliwościami także tych „nowych”. UWAGA! Nie walczą o zniesienie opresji, którym podlegają – ale o to, by tymi opresjami objąć również konkurencję. Jest to istne horrendum: oto bowiem współcześni niewolnicy domagają się nie zdjęcia im z szyj obroży, ale tego, by obroże założono każdemu, kto zechce wozić ludzi! Kto się tylko w pobliżu ich profesji pojawi!

Grupy zawodowe zrzeszające się w gildie strzegące interesów swych członków są w Polsce różne. Pisałem już o nie najmądrzejszych inżynierach budowlanych i projektantach, którymi dowodzi banda pieczeniarzy ssących krociowe zyski z tej działalności. Mądrzejsi opisują każdego niemal dnia kryminalną bandę prawników. Przez sieć przetaczają się opisy działań bandy lekarskiej i w ogóle zarządzającej tzw. służbą zdrowia. Różne o tych gremiach rzeczy można mówić – ale nie to, że paraliżują i tak już sparaliżowane miasta. Narzędziem pracy klasycznego „cierpiarza” nie jest przecież stetoskop, skalpel, kodeks cywilny czy jakikolwiek inny, zszywka prawa budowlanego czy sędziowska toga. To przedmiot nieskończenie większy – pojazd mechaniczny. Można przy jego pomocy zablokować most, rondo, szeroką ulicę. Na amen i kompletnie! Za kierownicami tych blokad siedzi kilkudziesięciu czy kilkuset facetów, którym nawet do łba nie przyjdzie, że działając w ten sposób po pierwsze walczą nie z tym wrogiem co trzeba, po drugie dodatkowo przydają sobie opinię głąbów, oszustów i wydrwigroszy. Z czego słynęli od lat i jako żywo żadne bicie się w piersi, że tylko oni wożą „uczciwie”, „sprawnie” i „z wdziękiem” nic tu nie daje i złej o taksówkarzach opinii nie zmienia.

A jaki tak naprawdę jest moim zdaniem prawdziwy taksówkarski wróg? Krótko: korporacje. Założone przez byłych SB-ków i milicjantów montują w taksówkarskich autach skomplikowane urządzenia, za które co miesiąc pobierane jest określone myto, każą jeździć tylko w określonych godzinach i strefach, często za okazaniem karty klienta, z której jeśli w ogóle spływają jakieś pieniądze to najwcześniej po miesiącu albo dwóch… Procent od obrotu, opłata stała, rygor obozowy – co miesiąc idzie w błoto od 1000 do co najmniej 1500 złotych. Powie ktoś „no tak, ale dzisiaj mogę wezwać taksówkę na określoną godzinę przez telefon”. Szanowny: tę sprawę jest stanie zapewnić wcale nie bardzo skomplikowany automat. Aparat na słupku przy postoju. Cokolwiek – byle nie banda chciwych nierobów zdobiących auta coraz wymyślniejszymi wzorkami i emblematami. Dlaczego zatem, szanowni cierpiarze, nie pojechaliście pod te właśnie "korporacje”? Pod Urząd Miasta? Dlaczego zamiast ruchów sensownych i skutecznych wykonujecie manewry głupie i kłopotliwe dla tych, którzy wam życia nie ułatwią, bo po prostu nie mogą? Kto wami dowodzi i kto wpuszcza was w maliny? Czyj interes załatwiacie – bo że nie swój to pewne?

M.Z.

Fot. polska.newsweek.pl

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czytałeś to:
"...III RP jest polityczną Syberią dla reformatorów. Od roku 1992 żadnemu z tych, którzy próbowali zmienić logikę systemu nie udało się politycznie przetrwać (nie licząc powrotów po latach a’la Jerzy Buzek czy Jarosław Kaczyński). Jan Olszewski, Jan Rokita, Marian Krzaklewski– to tylko najbardziej znane przykłady postaci, które próbowały przeprowadzić głębokie reformy, i zostały za to srogo ukarane politycznym zesłaniem, zakończonym nieraz „śmiercią”.

Dlaczego tak się dzieje? System ukształtowany na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku został od początku zawłaszczony przez współczesne odpowiedniki dawnych królewiąt, żerujące na sferze publicznej grupy prywatnego interesu. Ich umocowanie w biurokracji, korporacjach zawodowych czy służbach specjalnych dało im potężną polityczną moc. A ponieważ dzisiejszym królewiętom jest dobrze tak, jak jest, swoją potęgę pożytkowały i pożytkują na blokowanie wszelkich istotniejszych reform..."
Autorem jest niejaki Radziejewski: Deregulacja, czyli walka z królewiątkami III RP, link http://rzeczywspolne.nowyekran.pl/post/63355,radziejewski-deregulacja-czyli-walka-z-krolewiatkami-iii-rp

M.Z. pisze...

Właśnie przeczytałem. Dokładnie tekst potwierdza co napisałem w swoim felietonie: są i korporacje, i służby, i ich umocowanie w biurokracji. A na końcu tego "łańcucha pokarmowego" my, warszawiacy skazani na chimeryczne zachowania bandy przygłupów działających w nie swoim interesie. Pzdr.