czwartek, 3 maja 2012

Co jest po drugiej stronie lustra?


Śmieszne pytanie, prawda? Jeśli jeszcze zadaje je facet, który w kilku już ostatnich wpisach wprost powiada, że coś tam sprzedał i coś tam kupił tylko dlatego, „że tak było zapisane na górze” to może całość być zrozumiana jako zdewocenie, idiotyzm i demencja. W porządku, niechaj będzie i tak, zupełnie mnie to nie boli. Nadal uważam, iż zdarzają mi się rzeczy, które zdecydowanie wykraczają poza normalne pojmowanie tego, co dzieje się wokół, jakie mogą być przypadkowe rozmowy czy nieprzewidziane kontakty. I powiem wprost, że bardzo mi się to podoba.

Kilkanaście miesięcy temu sprzedawałem Hondę Accord. Stara seria jeszcze z początków lat 90-tych, bez ABS-ów, klimatyzacji i temu podobnych wodotrysków. Silnik obsługiwał zwykły gaźnik, fotele były bardziej podobne do klubowej kanapy, niż niewygodnych współczesnych „kubełków”, ale całość jechała jak wściekła – lub aksamitnie i łagodnie gdy tak jej kazałem. O woli sprzedaży przesądził brak najprostszego schładzacza, podczas dość upalnego urlopu po prostu gotowaliśmy się z żoną we wnętrzu łowiącego upał czerwonego koloru karoserii. Nie było łatwo z tą sprzedażą! Autko napadli najpierw młodzi ludzie skorzy do kupienia, ale „za połowę ceny”. Później starsi „koneserzy” skłonni nawet do zapłacenia jakiejś tam kwoty, ale pod warunkiem udzielenia im wieloletniej gwarancji i zagwarantowania bezpłatnego serwisu posprzedażowego. Wariactwo i absurd? Widać nic im nie szkodziło formułowanie takich właśnie żądań. Autko trafiło w końcu w ręce normalnego nabywcy. Nie wnosił do mnie nigdy żadnych pretensji, mogę więc domniemywać, że był zadowolony z transakcji. Nie nakłamałem nigdzie, opowiedziałem wszystko, co wiedziałem o aucie, nawet obiecałem dostawę tylnych lamp, po które nikt nigdy się nie zgłosił (to były lampy zapasowe, te zamontowane nie nosiły śladów uszkodzeń).

A dzisiaj telefon właśnie w sprawie owej Hondy. Pewien pan chciałby kupić ją dla syna. Bo ma być to auto może i nie nowe, ale pewne, dobrze wyglądające i takoż jeżdżące. Od dbającego o nie właściciela. Pasują wszystkie wymagania - prócz tego, że Hondy już nie mam. Tak czy siak z sympatycznym rozmówcą przegadaliśmy niemal godzinę, pewnie zasypałem go gradem informacji, które niby leżały na wierzchu, ale to zwykle przyczyna, dla której ich nie zauważamy. Mam nadzieję, że się przydałem i że to, co powiedziałem okaże się pożyteczne…

Dlaczego dzisiaj o tym wszystkim? Okazuje się oto, że normalni ludzie jednak potrafią się jakoś odszukać, nawiązać kontakt i wymienić co najmniej kilka uwag o świecie wokół. Czy więc uważam, że dwóch normalnych to coś nadzwyczajnego? Nie. Ale dwóch normalnych kontaktujących się ze sobą po powodzi informacji o sprzedażach pewnie i miliona samochodów w ciągu tego minionego roku (to się dokonało wokół, nie za ich sprawą) – to takie całkiem zwyczajne nie jest. W każdym razie jakie by nie było – podoba mi się. Dowodzi bowiem, że można i tak.

M.Z.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ah te Acordy. Acord cupe 99 r. Niespełnione marzenie. Teraz za to poluję na neona, ale nie inesse.
Pzdr :)