piątek, 25 maja 2012

Imponderabilia


czyli rzeczy małe, niemierzalne, a jednak mające wpływ na całość działań człowieczych. Od pewnego czasu notują w wejściach na moją stronę istną lawinę czytelnictwa tekstów z roku 2007. Dotyczą sytuacji mojego domu i korespondencji prowadzonej wówczas z urzędami, jeden z nich straszył nas, że jeśli nie będziemy siedzieli cicho w sprawie jakości lokali mieszkalnych i cen za nie - to podniosą nam czynsz tak, że się ze śmiechu nie pozbieramy. Odpowiadałem wówczas, że jako człek nieco już w leciech doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że:
- krowa która ryczy mało mleka daje
- mocarze wieszczący wieczne, a może tylko tysiącletnie trwanie ich reżimów skończyli marnie i nawet proch po nich nie pozostał
- nie ma decyzji nie do oprotestowania i nie ma planów, które nie mogły by być zmienione


Potem to wszystko przesunęło się w krainę cienia, moi sąsiedzi nie byli już zainteresowani ani obniżkami czynszów, ani jakimikolwiek wspólnymi działaniami. Podczas ostatnich remontów kilka lat temu wpadli na pomysł, że przy okazji uczynią ze swych mieszkań prawdziwe świątynie sztuki dekoracyjnej. Większości się nie udało, jakość usług wnętrzarskich okazała się niska, a możliwości finansowe grubo przesadzone. No cóż, ich sprawa, nie moja. Obserwując co się dzieje wokół doszedłem do wniosku, że oto niektórzy bardziej zaambarasowani są pilnowaniem tego, co niekoniecznie jest proste – a co wydobyte na światło dzienne mogło by im przysporzyć sporo kłopotów. Otrzymałem nawet kilka gróźb, tyleż pouczeń, skończyło się to wszystko zawieszeniem kilku kontaktów międzyludzkich. OK., takie życie. Tyle tylko dodam, że jako człowiek nieskomplikowany nie mam niestety szacunku dla przeciwników. A grożącym mi po prostu pogardzam.

Ciekawi mnie jednak: CO SIĘ STAŁO KOMU I KTO WRACA DO TAMTYCH KLASYCZNYCH JUŻ WPISÓW?

Bo niektóre wątki duszenia nas, obywateli i lokatorów, właśnie dzisiaj godne są gremialnego rozważenia. I ja to oczywiście uczynię na swój rachunek, indywidualnie, bez żadnego „zmiłuj”, także w oparciu o dokumenty. Jeden z nich, bodaj najważniejszy, wprost powiada, że tzw. wykup podobnych lokali owszem, będzie możliwy, ale już nie ze zniżką 80-90 procent, ale maksimum 50 procent. Zaś potencjalna sprzedaż tak pozyskanego dobra nie przyniesie kwoty miliona złotych (nadal niektórzy w nią wierzą!), ale dużo mniej. I co dalej? Komu nasz dom w całości czy części?

Może być też i tak, że czytają dawne teksty urzędnicy. Kiedyś tu wchodzili, pewnie i dzisiaj tak jest. Proszę bardzo: moje zdanie już znacie.

M.Z.

Fot. makromaniak.blox.pl

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czemu nie chcesz reprezentować pozostałych, w końcu sąsiadów? Jak na razie twoi sprzeciwiacze poznikali, nie ma, polikwidowali strony, kaput...

M.Z. pisze...

A niby dlaczego miałbym kogokolwiek prócz siebie reprezentować? To w ogóle jest jakiś obowiązek użerać się z urzędami za innych? Coś tym innym jestem winien? Nie wystarczą dwie edycje takich działań i jednoczesnego oganiania się od światłych uwag tych, którzy "wszystko mogą załatwić jednym telefonem"? Więc niechaj ruszą dupy i wykonają ten właściwy, kable im chyba nie zamokły i komórek nie pokradli. Nie mam żadnej satysfakcji z faktu, że ktoś coś zlikwidował, od początku do tego się nie nadawał, to było widoczne jak na dłoni - tylko reszta nie chciała widzieć. Znajomi i przyjaciele doskonale wiedzą jak się ze mną porozumieć, mogą liczyć na taką najlepszą pomoc, jakiej mogę im udzielić. Owej reszcie niczego nie jestem dłużny.