sobota, 1 października 2011

Nie będę grał w ruletkę!


Bankowi oszuści w natarciu! Bo jak inaczej to nazwać? Jak inaczej podejść do planu zawładnięcia kolejnym sektorem własności poza-bankowej? Działają po cichu, ale sprawnie. Krótka opinia o tak zwanej odwróconej hipotece. Posiadacz mieszkania własnościowego sprzedaje ja bankowi na zasadzie rat. Wycena nieruchomości, ustalenie kwoty, za którą bank w określonym czasie gotów jest odkupić rzecz od właściciela, wypłacanie comiesięcznych rat. Samotni starsi ludzie teoretycznie mogą w ten sposób poprawić swój byt materialny. Co bogatsi zapewne zwiedzić kawałek świata.

Ale dlaczego ja właściwie mówię o samotnych? Przecież może to zrobić również ojciec wielodzietnej rodziny i dziadek wnukom…

Teoretycznie mnie to nie dotyczy – nie jestem u siebie, ale na pasku jakiegoś bliżej nieokreślonego „Miasta”. Skoro bowiem mieszkanie nie moje to nie oddam się finansowej rozpuście, nie wykupię „odwróconej hipoteki”, nie przehulam kasy na filipińskich dziwkach żeńskich lub męskich, czy luksusowych wczasach pod namiotem nad zimnym Bałtykiem.

No ale lubię od czasu do czasu pofantazjować. Jestem w stosownym wieku, zakładam, że mieszkanie moje, dzielnica atrakcyjna, idę do banku i mówię „Bierzcie, miesięcznie chcę za to trzy tysiące”. Ale, ale – powiada bank – musimy najpierw wycenić pańską własność. I wyceniają. Oczywiście według własnych zasad. Nie sądzę, by wyszło, że te moje m-ileś warte jest więcej, niż jakieś 500 tysięcy złotych. Wykonajmy więc szybkie obliczenie: ile lat bank będzie płacił mi te trzy tysiaki miesięcznie, by mu się transakcja opłacała? 166,66 miesiąca. Niecałe czternaście lat.

Więc co stanie się jeśli pożyję jeszcze piętnaście, czyli rok dłużej? Przyjdzie miły pan i poda szklaneczkę „czegoś absolutnie bezbolesnego”? A może z przejeżdżającego samochodu ktoś odda serię z automatu? Spadnę ze schodów? Izba skarbowa skieruje mnie do kliniki eutanazyjnej na przymusowe „badania”?

A co z moją żoną, moimi dziećmi albo wnukami? Przeklną sukinsyna, co przepartaczył dobro w najgłupszy z możliwych sposobów? Tak, idiotów bez fantazji nie wspomina się na ogół ciepło. Co innego taki modelowy pradziadek, który na paryskie kurewki i latającą po talerzu kulkę w Monte Carlo wydał całą fortunę. No, z tą całością może trochę przesadzam, wywiózł to, co dało się zapakować do walizki, mało nie było, ale też małżeńskiej sypialni nie wywoził. W końcu wrócił do prababci, a ta po sprawdzeniu, czy uciekinier nie ma pryszczy na uszach - darowała. Współcześni bliscy tacy wspaniałomyślni raczej nie są.

Niedawno jakiś bankowy prachwost chciał mnie namówić na dyskusję o tym problemie. Szczerze mówiąc kazałem się gościowi pocałować w doopę. Jak najuroczyściej oświadczam, że tę „inicjatywę bankową” uważam za zwykłe szalbierstwo. A o czymś takim nie ma co poważnie dywagować.

M.Z.

Brak komentarzy: