środa, 5 października 2011

Czy brak tematów?




Odpowiedź jest oczywista: w żadnym wypadku tematów nie brakuje! Pomiędzy dość ważnymi – jak koniec dziennikarskiego chamstwa tego obrzydliwca Lisa – mnóstwo nieistotnych, mnożonych jakby specjalnie, dla zamętu. Powiem nawet, że ilość wrzutek, informacji o małych, drobnych zdarzeniach, które winny być rozstrzygane na miejscu (a nie są!) gmatwa obraz całości.

Oto na przykład na wiecu wyborczym Andrzeja Gwiazdy jakiś osobnik usiłował jak najwulgarniej zakłócić jego przebieg. Dzielnej policji z bronią gładkolufową, radarem czy choćby procą oczywiście nie było. Pewnie polują w lesie na kibiców albo inne futerkowe stwory. Jaki ta ich celowa nieobecność ma wpływ na losy Polski? Żaden. Albo co najwyżej estetyczny. Uwieczniony na filmie spaślak był tak obrzydliwy, że już za sam wygląd należało by go obić na miejscu. Ale cośmy sobie pogadali tośmy pogadali… Jutro dowiemy się, że policjanci nie mogą być obecni wszędzie. Serio? Nigdy nie ma ich tam gdzie trzeba, zawsze obecni tam, gdzie można kogoś rozjechać rozpędzonym tajnym pojazdem?

Niestety ani jutro ani też pojutrze nie dowiemy się co na temat polityki energetycznej, mieszkaniowej i wobec banków sądzą kandydaci na posłów z naszych okręgów wyborczych. Po co nam to? Trwa czarowanie rzeczywistości: kandydaci zapewniają z kosztownych plakatów „mam doświadczenie i będę dbał”. Ja też mam doświadczenie. I jak do tej pory o różne rzeczy, dla siebie i dla innych ludzi, dbam bez poselskiego uposażenia. A przydało by mi się, oj przydało…

Spory miedzy monetarystami i ich przeciwnikami, nawet nie wiem jak ich nazwać. I kolejne miraże – będziemy „już niedługo” jeździć pociągami 300 km na godzinę. Odkąd się urodziłem, nie było to wcale tak niedawno, słyszę jedno i to samo. Dzisiaj znów. Obietnice, fantasmagorie, przysięgi nie do dotrzymania. Mam dość! Kiedy w moim komunalnym domu poczuję się jak u siebie, a nie jak na folwarku mojej pani administratorki? No kiedy do jasnej cholery!!?!

Drobiazg sieciowy: polemiści i wyznawcy teorii dziubdziusia. Dziubdziuś wstaje rano szczęśliwy, bierze w mordę od sąsiada w poczuciu radosnego spełnienia, niektóre dziubdziusie pewnie i do pierdla idą z uśmiechem na ustach. Tak mają, to jest coś emocjonalnie niedorobionego – jeśli prawdą jest, że istota ludzka odczuwa czasem coś tak egzotycznego, jak gniew. Dziubdziuś się nie gniewa – „nie umi”. Głośno za to wydaje okrzyki paszczą. Jesteśmy jednym narodem! Kochajmy się jak bracia! Darujmy sobie nasze winy! Ejże, radośni obywatele: moje ekstremalne zdanie sprowadza się do konstatacji, że ani nie rodzimy się równi (bo jedni mają smykałkę do muzyki, inni do kradzieży), ani równo nie zarabiamy bez względu na umiejętności (głupsi mają o dziwo więcej), ani też nie charakteryzujemy się taką samą wrażliwością. Więc dalej jazda mi z tymi pierdołami o równości i zgodzie! Bank niczego mi nie daruje – ale ja mam niby mówić dobrze o bankach, tak? No to won z mojego życia! (A propos: nie mam w bankach żadnych długów).

I wreszcie zmora mojego życia – farbowane szczury polityczne. Dawni agenci i donosiciele, lewaki wszelkiej maści, całe to kurestwo sprzedające Polskę za bezcen, nawet nie z godnością przedwojennego złodzieja, który nie brał mniej, jak połowę: dożywotni zakaz pełnienia jakichkolwiek funkcji publicznych, najniższa emerytura, możliwość podróży w jedną stronę na Kołymę czy gdzie tam wybierzecie! Niektórzy pewnie wniosą postulat o wieszaniu. Nie jestem okrutnikiem – ale tym razem odwrócę się i udam, że nie słyszę. Bo może istotnie paru trzeba wywiesić za okno?

No więc tematów jak mrówek. Nie wiadomo w co ręce włożyć, o czym pisać najpierw. I organizm popada w stres: drzemie. Może jutro okaże się bardziej klarowne?

M.Z.

Fot. Gazeta Prawna

Brak komentarzy: