piątek, 1 lutego 2008

Czarowanie kalendarza

O tej dacie, o zdarzeniach z nią związanych mało kto dzisiaj pamięta. Ja akurat pamiętam: właśnie stawałem się dorosłym człowiekiem i marzec 1968 utkwił w głowie na zawsze. Zanim jednak doszło do tego, co określa się mianem "wypadków marcowych" - w styczniu i lutym miały miejsce wydarzenia natury estetyczno-teatralnej. Jak Państwo pewnie wiedzą zaczęło się od wystawienia dejmkowskich "Dziadów", późniejszego ich zdjęcia z repertuaru i cyklu mniej czy bardziej gromkich protestów z tym związanych. Mylił by się jednak ten, który sądził by, że chodziło o życie teatralne stolicy, a przebrani za roboli agenci pałami wbili studentom Uniwersytetu Warszawskiego do głowy właściwe pojmowanie sztuki. Bo czymże mogła być sztuka dla prostaka kaleczącego się widelcem podczas obiadu? Chodziło jak wiadomo o walkę na szczytach władzy, cała reszta była zewnętrznym usprawiedliwieniem manewrów, jakie partyjna hołota postanowiła urządzić wewnątrz swego towarzystwa. Zażydzonego - dodajmy - po brzegi, stąd twierdzenie, że wywalenie Borensztajna do Tel Aviwu (przez Sztokholm rzecz jasna), dokonane rękoma Apfelbauma nie jest tak bardzo pozbawione sensu. A że przy okazji udział w igrzyskach wzięła wiecznie nienasycona wierchuszka najbardziej chamskiego odłamu partii - to też fakt.

I oto po 40 latach głos jak zwykle zabiera guru Michnik, objaśniając maluczkim co to się mianowicie w marcu 1968 roku stało i jak należy wszystko rozumieć. Myślę o tekście "Dziady z dynamitu", oczywiście Gazeta Wyborcza, jakże słusznie w tym świetle zwana "Jude Zeitung". Otóż jej naczelny we wzmiankowanym tekście, steku bzdur wręcz nieprawdopodobnych, już we wstępie pisze tak: "...Broniliśmy "Dziadów" gdy broniliśmy kultury, wolności i godności polskiej przed Chamem i Ciemniakiem..." Uff! Mocne, prawda? Dziecko z ultrapartyjnego domu, syn sowieckiego agenta z Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, brat mordercy sądowego Stefana postanawia oto pewnego dnia obronić Polaków przed zarazą, która znienacka poczyna im grozić. Bo jakże to tak: zostawić tych Polaków bez kultury? Dopuścić do stanu, w którym nie będą już mieli wolności? Dopuścić do stanu, w którym naruszona zostanie godność polska? Nie ma mowy! "Dziady" mają wrócić na afisz! A my - tego już ani nie pisze, ani nie precyzuje, ale to da się odtworzyć z życiorysu autora - spokojnie zabierzemy się za dalsze reformowanie partii w duchu ultralewackim. Zanim się te Polaki obejrzą będą mieli jasełka jak się patrzy!

Teza, że przed marcem 1968 istniała w Polsce jakakolwiek wolność, godność i kultura sama w sobie jest dość ryzykowna. Krótko mówiąc takie głupoty to można opowiadać, ale najlepiej ludziom, którzy urodzili się dwadzieścia lat później i kompletnie historią się nie interesują. Michnikowi właściwie nie dziwię się. Żydowskie pojmowanie historii ogranicza się nie do przywoływania FAKTÓW, ale snucia tzw. haggady, czyli opowieści o zdarzeniach, które niekoniecznie były faktami. Haggada nie mówi o tym co się zdarzyło, ale o tym, co mogło się zdarzyć, gdyby określone środowisko tak chciało. No więc środowisko Michnika chce, by było tak, jak ich guru to opisuje. OK, w porządku, opowiadajcie sobie w wąskim gronie co chcecie - ale czemu zawracacie tym dupę innym? Co ciekawsze mianem Chama i Ciemniaka autor obdarowuje też swoich współplemieńców, którzy walkę o miejsce przy korycie przetrwali. Jak to? Ano tak to - jakoś nie słyszałem, by towarzysze Rakowski, Urban, Starewicz i wielu innych tzw. starozakonnych wyjechali gdziekolwiek dalej, jak do Ciechanowa. Materialnie sprawdza się więc partyjne zawołanie tamtych lat: "Górą nasi! Jacy nasi? Ci co górą..."

Nie analizuję reszty tekstu, choćby w imię przekonania, iż głupotom nie wolno poświęcać więcej czasu, niż to konieczne. Każdy może przeczytać sobie tę haggadę sam i wyrobić sobie własne zdanie o autorze, faktach i metodzie rozumowania. Mamy epokę informatyczną, dojść do prawdy wcale nie jest trudno, wystarczy piętnaście minut przed komputerem i cała ta sfałszowana historyjka z Wyborczej runie jak domek z kart. Chcę jednak w tym miejscu przywołać fragment opinii, którą na temat autora wyraził Rafał Ziemkiewicz w swojej "Michnikowszczyźnie". Na stronie 64 pierwszego wydania stoi jak byk: "...Dzisiejszy Michnik to totalitarysta! Demokratą jest ten kto jest po mojej stronie. Kto się ze mną nie zgadza jest faszystą i nie można mu podać ręki. A tylko Michnik wie na czym polega demokracja i tolerancja..." Krótko, jasno, bez gmatwania. Aż chciało by się autora z Wyborczej zapytać: czemu się kliencie wyrywasz jeszcze raz? Czemu nie chcesz zauważyć, że intelektualny sznur, jaki osobiście założyłeś sobie na szyję wiele lat temu właśnie zaciągasz poza granicę duszenia?

Brak komentarzy: