sobota, 9 lutego 2008

Jakieś refleksje?

W sprawie ostatniego pisma viceburmistrza oczywiście. Pytam - ponieważ wszystko raptem ucichło, zapał ankietowy na stronie konkurencji też jakby przygasł, nadal co prawda to JEDYNA metoda rozmawiania z sąsiadami - ale taka już jakby wyblakła i mało energiczna... Co sądzimy o tym, że administracja chce przeprowadzić w tym roku remont naszego budynku... A co mamy sądzić? Wystarczy, że co uważniejszy Czytelnik tej strony wejdzie w okienko w prawym górnym rogu - i będzie wiedział. Jak byk kwestia owa jest tam wyeksplikowana. "Nie ma zgody..." - i tak dalej. Jeśli jeszcze przypomni sobie przebieg co burzliwszych zebrań ogółu będzie wiedział wszystko. A Autorzy strony nie wiedzą? Nie pamiętają? Gdzieś już zagubiła się wiedza, że czego administracja się w latach ubiegłych nie tknęła to paliło się jej w rękach? Co nie postanowiła to głupiej, niż pensjonariusz Tworek - przypomnę tu odwadnianie fundamentów przeprowadzane podczas wyjątkowo deszczowej jesieni i podczas trzaskających mrozów? Nikt już nie widzi barwnych plam na klatkach schodowych, efektu usilnych starań technologicznych i estetycznych durniów? Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, iż dokładnie te same ekipy będą mu uśliczniać mieszkania? Ależ oczywiście: możliwe, że taka części Państwa wola, macie tyle kasy, że wyrzucić coś w błoto to dla niektórych jak splunąć. Tylko do diabła nie róbcie z tego sztandaru, pod którym mamy kroczyć wszyscy!

Nie tak dawno w ankiecie konkurencji postawiono pytanie na ile jestem szkodliwy dla interesów zbiorowości, pisując tu od czasu do czasu ostro i wprost. Miałem zamiar nie odbijać tej piłeczki zbyt energicznie, dzisiaj jednak już pora. Na ile polityka Państwa okazała się funta kłaków warta? Na ile Państwa upór w forsowaniu rozwiązań niemądrych, spisanych językiem mętnym i płaczliwym stał się zaczynem tej klęski, której właśnie doświadczamy? A może sądzicie, że jest zgoła inaczej: że odnieśliście sukces jasnego postawienia sprawy? To możliwe. W równie jasny sposób skazaniec słyszy komendę "Pal!". I już nie ma wątpliwości. Pytanie ile ów stan jasności trwa milisekund. Bo czym się kończy wszyscy wiedzą.

Wskazywałem DWA kierunki kampanii od lat, uparcie i konsekwentnie. Pierwszy: szalbierstwo w chwili podpisywania umowy, z czego wynika prawna konieczność zadośćuczynienia oszukanym. Drugi: sprzeciw wobec traktowania lokatorów jak uciekinierów z Białorusi, jak ludzi znikąd i bez niczego, którym wspaniałomyślne, obce Miasto dało szansę życia. Nie, my niczego przedtem zasiedlonego nie oddaliśmy! Niby skąd - skoro zrzucono nas tu z Marsa... Udowodnimy, że jest inaczej.

Miasto postanowiło... Nigdy... Ostateczna wersja i odpowiedź... Ileż razy słyszeliście takie bzdety? Sto? Tysiąc? Na pewno wiele razy. Jak pisałem w poprzednim felietonie: prezesi spółdzielni mieszkaniowych "naukowo" udowodnili, że sprzedawać zasobów NIE WOLNO. Ale sprzedano - i tylko słychać wycie możnowładców, którym władza wymknęła się z rąk. A świat się zawalił? Nie. Nawet gdy podpuszczono do jątrzących wypowiedzi wielu właścicieli lokali wykupionych według starych zasad - ich sztuczny zapał trwał mgnienie oka, pozamykali jadaczki niczego nie zwojowawszy. Prace nad sprywatyzowaniem TBS-ów trwają, nie wymyśliłem ani jednej notki prasowej na ten temat, wszystko to FAKTY. Cóż, widać ktoś ma inne zdanie, niż Pan Jakubiak, dzisiaj trwający we własnym mniemaniu wiecznie, jutro zapewne gorączkowo poszukujący równie dobrego zajęcia. I Pani Freudenheim, wcielająca (na razie teoretycznie) w życie przedwojenne określenie miasta: wasze ulice, cudze kamienice. Tak, tak, mili sąsiedzi: którego z was będzie stać na czynsz w wysokości 52 zł za metr kwadratowy, taka supozycja znalazła się przecież we wspomnianym "dokumencie"? A jeśli nie będzie stać - to gdzie pójdziecie? Na razie jeszcze nie jest tak, że oficjalnie można oderwać istnienie substancji ludzkiej od materialnej, Miasto jako twór odrębny od obywateli miasta nie istnieje.

Komunikat dla członków Stowarzyszenia: zebranie nadzwyczajne odbędzie się w terminie, który przesłany zostanie Państwu drogą elektroniczną. Obecność obowiązkowa. Wstępna teza: nie bronimy tych, którzy nie chcą być bronieni. Zajmujemy się naszymi sprawami. Konkurencja zapewne wymyśli kolejną ankietę. Wesołego Alleluja! Z pamięcią, że przedtem topienie Marzanny...

Marek Zarębski

Brak komentarzy: