sobota, 9 lutego 2008

Wątki incydentalne?

Po wpuszczeniu do sieci ostatniego tekstu, to ledwie kilka godzin temu, w pod-klatkowej rozmowie zapytano mnie czemu tak usilnie przeciwstawiam urzędników wysokiego szczebla lokatorom i obywatelom. I czy to nie jest aby błąd największy - tylko ludzie nierozsądni przyczyniają sobie nowych wrogów każdego dnia. Nowych? Przecież w gruncie rzeczy to ci sami, znani od lat, z tych samych gabinetów... Obiecałem odpisać, ponieważ czasem źle mi się dyskutuje w cienkim ubranku na dość przenikliwym zimnie, wyszedłem nie na seminarium, ale by wyrzucić śmieci. Czasem nie chce mi się zaczynać rozmowy, która zostanie zaraz ucięta - pan mąż wyjedzie z garażu, zadzwoni komórka czy dzieci zażądają odpalenia jakiejś gry komputerowej. Poniżej dotrzymuję słowa.

I tak: urzędnik, zakładam że polski urzędnik, ma psi obowiązek dbać o polską rację stanu w takiej mikroskali, w jakiej reprezentuje dowolne miasto czy jego biuro polityki lokalowej. Miasto i wymieniona racja stanu to LUDZIE. Ich dobytek, losy, przyszłość, edukacja i poczucie bezpieczeństwa. Nie żadne tam korporacje, supermarkety czy chętni z zagranicy na duże mieszkania, które przypadkowo zajmujemy. Nie nadzieja na dużą premię za zrobienie w konia setki czy dwóch setek współobywateli. Wiem że po takim dictum ktoś się może obrazić. Mam to w nosie najłagodniej mówiąc. Dokładnie ta sama kwestia wypowiedziana do urzędnika niemieckiego czy brytyjskiego spotkała by się z jego pełną aprobatą. Bo ani w Niemczech, ani Wielkiej Brytanii nikt nie mówi obywatelom, że są elementami zbędnymi, że obcy interes ma prymat nad ich potrzebami. Oni tak to pojmują: nie sra się na poprzedników na urzędzie, nie wmawia się ludziom, że są niepotrzebni w realizacji jakiegoś utopijnego planu finansowego. Nie dusi się płatników. Nie utrąca się inicjatyw prowadzących do wznowienia stanu posiadania jednostki. My w istocie chcemy tej prywatności, w sensie posiadania. Bo pieniądze i splendor nie biorą się znikąd, pochodzą od tej jednostki, nie są zrzucane z samolotów w ściśle określonych, choć utajnionych dla maluczkich miejscach. Pochodzą z siły zbiorowości. Sytej i zadowolonej. Co innego materialnie znaczy to w Berlinie, co innego w Londynie - ale zasada jest tu i tam taka sama.

W Polsce jest najwyraźniej inaczej. Mentalni sowieci (uwaga - nie wymieniam ich z nazwiska!) dla "naszego dobra" gotowi są nam przykręcić śrubę o dowolną ilość obrotów. Dla nich operacje tego typu udają się zawsze, nawet gdy pacjent zdechnie przed szczęśliwym finałem. Co tam jakaś plama na lamperii, co tam tynk walący się na pańszczyźniane łby! Było uważać... Wejdziemy do was kiedy chcemy, zrobimy co uznamy za stosowne - a wy, kapuściane łby, od lat przyzwyczajane do posłuszeństwa przecież będziecie się bać sądów, prokuratur i cholera wie kogo jeszcze. Głupota i pokora jest marzeniem każdego socjalisty, w efekcie każdego rozsadnika sowietyzmu mentalnego. O, gdybyśmy postanowili walczyć na przykład o nową piaskownicę - pomogli by, dotulili i przywieźli górę piachu. Po czym doliczyli do czynszu jak za złoty piasek, każdemu po równo, impotentom, emerytom i niemowlakom też. Bo wszystkie dzieci nasze - czyż nie tak przyzwyczajali nas już od epoki Gierka? Pożyteczni idioci to łykają od lat, niektórzy wręcz przytyli, nie zauważają badziewia. Pożyteczni idioci tak się przyzwyczaili do istnienia władzy na nimi, wrogiej dodajmy władzy, że uznali ją za przyjaciół - i wyją teraz po kątach "Nie wolno rozjątrzać! Nie należy nazywać po imieniu!" To jeszcze nie wiecie kto jest kim? Jeszcze nie zdajecie sobie sprawy, że pokorne cielę ssie tylko i wyłącznie w przysłowiu, bo w realu idzie do rzeźni?

Zgoda, kiedyś mogliśmy rozmawiać o strategiach, planach i kampaniach. Mogliśmy - ale tzw. "zdrowa większość" nie chciała. Jeden szedł na ryby, drugiemu nie chciało się dupska ruszyć z kanapy, trzeci wpadał, ale tylko po to, by porazić zgromadzonych tym czy owym płodem swego pomyślunku, niestety nie do końca przemyślanym. Zawsze było tysiąc usprawiedliwień. Na koniec wyszło jak wyszło. Czyli urzędnicy uprzejmie prawią Państwu arogancję za arogancją. Obowiązuje ta opcja myślenia, że jak mokre, to na pewno deszcz pada.

A dlaczego nie szkodzę zbiorowości? Ponieważ można mówić o mnie różne rzeczy, zgadzać się i nie zgadzać ze stawianymi tu tezami - ale na pewno nie można zarzucić bezwolności, marazmu i uśpienia. Wiem czego chcę i wiem, że mam w sobie dość determinacji, by dla grupki, w której dobrowolnie się osadziłem powoli to osiągać. A owa grupka to też zbiorowość. Tym inna od reszty, że aktywna.

Marek Zarębski

Brak komentarzy: