wtorek, 5 lutego 2008

Czemu to czynią?

W minionych tygodniach kilkakrotnie mieliśmy okazję analizować pisma, jakie docierały do lokatorów na Abramowskiego. Ale nie tylko - na Mickiewicza i Marii Kazimiery również. Wyrażaliśmy zdumienie argumentami tam przywołanymi, pomrukiwaliśmy pod nosem "jak to - czyż nie służycie lokatorom za pieniądze lokatorów?". Efekt tych pomrukiwań był oczywiście żaden. A jakiekolwiek napomknięcie o wykupie lokali budziło istną furię urzędniczą. Jakby nie pamiętano o tym, że jeszcze kilka lat temu podobna sytuacja miała miejsce wśród spółdzielców, których prezesi w iście naukowy sposób udowadniali, że sprzedać się nie da, nie wolno, że wywoła to wręcz wojnę domową i poleje się krew. Jak widać krew się polała - z odciętych od stołków, na żywca, tyłków urzędasów spółdzielnianych. Innych ofiar nie było, bo też i być nie miało.

Urzędnicy kłamią. Gmatwają i mistyfikują w przekonaniu, że powaga stanowiska ochroni ich przed konsekwencjami. Straszą najwyższą formą kłamstwa, czyli statystykami - czyż nie tak było w wypadku czynszów w naszych lokalach? Gdzie wspomniane przez p. Freudenheim 52 zł za metr kwadratowy powierzchni mieszkalnej, jeśli ostatni przetarg na lokal sklepowy (a więc UŻYTKOWY, nie mieszkalny!) po punkcie regeneracji kijów bilardowych wygrany został na poziomie 32 zł za metr? Mam więc prawo zapytać w tym miejscu: czemu tak czynią? Otóż z tej przyczyny, że reprezentują INNĄ CYWILIZACJĘ.

Zwariowałem? Otóż nie. Otóż w Polsce od lat ścierają się ze sobą właśnie dwie takie cywilizacje: przez Feliksa Konecznego, przedwojennego polskiego naukowca nazwane GROMADNOŚCIOWĄ i INDYWIDUALNOŚCIOWĄ. Z grubsza tę pierwszą, zwaną też TURAŃSKĄ, można utożsamić ze Wschodem, choćby z systemem panującym dzisiaj w Rosji. Druga to cywilizacja Zachodniej Europy. Pierwsza powiada jasno: prawem suwerena, właściciela, jest być srogim, wasale (to my, lokatorzy) mają czuć twardą rękę władzy, a kto by pisnął skrócony zostanie o głowę dla zasady i publicznie. Suweren bez okrucieństwa czy twardości traci twarz, przestaje się liczyć, nie panuje nad wasalami - w efekcie traci też władzę. I gdzież taki powszechnie znienawidzony bidul znajdzie dobrze płatne zajęcie na stare lata?

Z powyższego mogłoby wynikać, że oto my, dobrzy płatnicy, stoimy naprzeciwko złych poborców, granica jest wyraźna i jasna. Niestety to nieprawda. Okazuje się bowiem, że wśród "płatników" też znajdzie się garstka "turańczyków". I u nas - i na Żoliborzu, pewnie też na Pradze i Gocławiu. Powiadają tacy: "przecież podpisaliście stosowne dokumenty - więc płaćcie!" Albo: "sprawa wykupu jest zamknięta, nie wracajmy do tego". Lub: "urzędnik stosuje się do obowiązującego prawa, więc z klucza ma rację". Cóż można powiedzieć w takiej sytuacji? Chyba to tylko, że rozwój cywilizacji nieodmiennie prowadził od turańskiej do indywidualnościowej właśnie, nie na odwrót. Nie ma więc obecnie zachodnich cywilizacji o zamordystycznym, absolutnym charakterze - jak to ironizowałem w jednym z ostatnich felietonów. Prędzej czy później będzie jak w staropolskiej przypowiastce o pewnym doktorze-pijaku: "doktor nie puścił - ale drzwi puściły..."

Cóż więc czynić z opornymi turańczykami? Mówić im kim są. Głośno i po sto razy. Te drzwi w końcu puszczą.

Marek Zarębski

Brak komentarzy: