piątek, 28 sierpnia 2015

RZYMIANIE PRZEWIDZIELI



Drzewiej, bardzo „drzewiej”, bo aż w starożytnym Rzymie powiadano wprost: cunctando rem restituere – co się wykłada, że sytuację należy ratować zwlekaniem. Oni zwlekają – my mamy płacić nieprawnie naliczone pieniądze za czynsze. Oni czekają na wykładnię Biura Polityki Lokalowej – my mamy bulić, bo od tego jesteśmy, by poddawać się cudzej woli i nie pyskować, choć prawo za nami. Tak, tak, proszę Szanownych Administratorów, Konstytucja wymusza na was równe traktowanie najemców, przegraliście w wypadku jednej lokatorki, my mamy identycznie brzmiące umowy, przegracie także wobec nas. Tylko po co to wszystko? Po co procesy, angażowanie całej machiny prawnej – kiedy wykładnia konstytucyjna jest jasna i nie pozostawia cienia wątpliwości?



W ramach „przyjaźni polsko-polskiej” otrzymaliśmy niedawno pisma z Kolberga: proszę być o tej i o tej godzinie w domu, będzie wizyta. Rano, w godzinach naszej pracy, bo administracja nie ma zwyczaju wizytować swoich chlebodawców po południu. Ich praca ważniejsza. Dalej uzasadnienie prawne. Złe – bo to nie to prawo, nie ten paragraf. Mniejsza… O dziewiątej rano skromne puk-puk do drzwi. Panie proszą o wypełnienie druku. Z datą urodzin mojej żony albo peselem. Po co? Bo tak ma być. Oświadczam, że wypełniam ten bzdet OSTATNI RAZ. A skoro już mnie panie odwiedziły proszę jak najuprzejmiej o odpowiedź na dwa pytania: kiedy dozorca z prawdziwego zdarzenia i kiedy dbałość o miejsca parkingowe przed domem. Odpowiedź: wynajęta będzie firma sprzątająca. Proszę Pani, od wielu tygodni bałagan przekracza naszą cierpliwość, brud dokoła, a Pani pyta mnie o datę urodzenia żony. Dla odwrócenia uwagi? „No bo wie Pan, dotychczasowa szefowa firmy sprzątającej przechodzi na emeryturę…” A co to obchodzi nas, lokatorów?



Parking… Nic się nie da zrobić. Druga z pań cierpi na to samo. Gdy wraca do domu swym luksusowym jak mniemam bolidem to jeździ wokół kamienicy i jeździ, a miejsca jak nie było tak nie ma. OK., ale to nas nie dotyczy, możecie nam pomóc, czy mamy zając się przebijaniem dętek intruzom? Nie, tu się nic nie da zrobić…



I dalej już tylko w tym stylu. Tak, pogadaliśmy sobie… Jak o zupie, panie o… Wyraziły zdumienie, że niektórzy nie otwierają im drzwi. Jak tak można – nie dostosować się do wezwania… Czują się pewnie: jest przepis, są zwierzchnicy, którzy go wydali. Wspominałem o tym zjawisku w jednym z poprzednich felietonów – wystarczy stworzyć wewnętrzny przepis-bzdet, mianować  go prawem i teoretycznie wszystko gra. Teoretycznie – bo albo dozorca zacznie sprzątać, albo sięgniemy po inne środki. Powiem wprost: brutalne. Pani administratorka powiada, że na wewnętrznym podwórku straszny bałagan, lokatorzy wyrzucają pety z papierosów i inne śmieci. Słowem bydło! Pani Administratorko! To Pani nie zwalnia z obowiązku uporządkowania tego bałaganu! Za to do cholery Pani płacimy!



Za nieprawnie pobierane czynsze jesteście mi Państwo winni ponad 4 tysiące złotych. Kiedy zwrot? Odsetki rosną, złość lokatorów też, teraz tylko drobiazg i wybuchnie pożar. Już prawie wybuchł. Ratujecie własne tyłki zwlekaniem? To i my pozwlekamy z paroma rzeczami. Macie prawników? My też, podejrzewam, że lepszych.



Tylko po co ta wojna?



M.Z.

sobota, 15 sierpnia 2015

PISMO


W piątek, 14 sierpnia 2015 r. otrzymałem z Irysowej (ZGN Mokotów) pismo, którego fotokopię zamieszczam obok. Ponieważ nie działam już jako się rzekło w żadnej zbiorowości odpowiem jako osoba prywatna. W tym miejscu.


 1. Wyrok Sądu Okręgowego w sprawie jednej z naszych sąsiadek nosi datę 29 kwietnia 2015 r. Co najmniej dziwi więc fakt, że nie potrafiąc - nie chcąc - nie mając do tego uprawnień (niepotrzebne skreślić) ZGN Irysowa wziął się za wyjaśnianie wątpliwości dopiero 29 lipca tegoż  roku. PO TRZECH MIESIĄCACH! Przekładając z języka uwielbianego przez prawników na polski - dodatkowo TRZY miesiące trwało pobieranie czynszów nieprawnych, bo zanegowanych - bez prawa apelacji! - przez Sąd Okręgowy. Niestety Szanowni - tego nie da się wytłumaczyć ani terminami administracyjnymi, ani okresem urlopowym.


 2. "...Jak Państwo wiecie na terenie Warszawy w takim systemie oddawano w najem lokale w kilkunastu wybudowanych w tym celu budynkach w różnych dzielnicach i potrzebne jest ustalenie jednolitych zasad obowiązujących na terenie całego miasta..." Nie, Szanowny, a nieznany mi z imienia i nazwiska Autorze pisma (widać dostałem kopię niezbyt doskonałą, dane personalne ucięte) wyroki się wykonuje, a nie szuka pretekstu do ich NIE WYKONANIA. Później można drogą służbową działać jak Państwa procedura wewnętrzna to przewiduje.


 3. My, podpisani pod pismem do Państwa z dnia  21 lipca 2015 lokatorzy domu przy ulicy Abramowskiego 9 doskonale zdajemy sobie sprawę z faktu, iż nasz dom to różne mieszkania zasiedlone w różnych trybie. Na przykład dwa o powierzchni ok. 50 m kw. czy dwa inne, większe, ale nie przekraczające rozmiaru 80 m kw. Powoływanie się na te oczywistości jest próbą para-kazuistycznego zagmatwania sprawy i wrzucenia do jednego worka rzeczy nie mających ze sobą nic wspólnego. Pozostali lokatorzy mają identycznie brzmiące umowy najmu - i uprzejmie proszę o nie podejmowanie kolejnej nieudanej próby podzielenia nas na wygodniejsze dla obróbki przez Państwa grupy i podgrupki. Proszę dokładnie przyjrzeć  się podpisom i związanymi z nimi lokalami - w tym zbiorze sytuacja jest jasna i jednorodna.


 4. "...W związku z tym w zakresie generalnym jakakolwiek merytoryczna odpowiedź będzie możliwa po uzyskaniu wytycznych z Biura Polityki Lokalowej m.st.Warszawy..." Co zatem zamierzają Państwo czynić do tego czasu? Czyżby kontynuować bezprawne pobieranie czynszów w wysokości, której ustalenie zanegował Sąd? Jest to przecież ewidentne przestępstwo - ze wszystkim płynącymi stąd konsekwencjami.


 5. "...Natomiast w sprawach indywidualnych powoływany wyrok Sądu Okręgowego nie może być podstawą zmian w odniesieniu do innych najemców..."  Ależ może, ależ może! Tu powołam się na Konstytucję RP, Rozdział II "WOLNOŚCI, PRAWA I OBOWIĄZKI CZŁOWIEKA I OBYWATELA", w szczególności zaś  na Art. 32. brzmiący:

  1. Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
  2. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.  

 A następnie na Art. 77 brzmiący:  Każdy ma prawo do wynagrodzenia szkody, jaka została mu wyrządzona przez niezgodne z prawem działanie organu władzy publicznej. 


W związku z tym stawiam przed Państwem pytanie: czy aby na pewno chcecie doprowadzić do sytuacji, w której wykonanie wyroku będzie dotyczyło lokatorki oznaczonej jak Powód w wyroku Sądu Okręgowego – jednocześnie nie zamierzając niczego zmieniać w stosunku do pozostałych lokatorów? A przypominam: mam na myśli grupę podpisanych pod pismem do Państwa, ich umowy najmu są identyczne, jak w wypadku lokatorki, która proces wygrała i którzy - to dodam dla ułatwienia – nie zalegają z opłatami i nie mogę być w żaden inny sposób dyskryminowani. Przymuszenie nas do przeprowadzenia kolejnego procesu sądowego na podstawie Art. 77 Konstytucji związane jest przecież z prawem do wynagrodzenia szkody - zatem mamy prawo domagać się nie tylko zwrotu nieprawnie pobieranych od nas pieniędzy, ale też wypłacenia nam stosownych odszkodowań.


M.Z.


wtorek, 11 sierpnia 2015

STOPNIOWANIE PODŁOŚCI - za profesorem Ryszardem Legutko



Póki w mieście rządziły inne frakcje polityczne – dobrze nie było, ale też szczególne tragedie nie miały miejsca. Pewnego jednak dnia zjechał do Ratusza desant PO – no i „się zaczęło”. Desant stamtąd jak pisze profesor Ryszard Legutko (http://zpolski.nowyekran.pl/post/76974,swietny-tekst) ma tę cechę, jaką miała PZPR, czyli wciąga ludzi w system, który tych ludzi powoli prostytuuje, tzn. zmusza ich krok po kroku do zachowań coraz gorszych. Miasto rozrastało się urzędniczo w zawrotnym tempie. Brakowało więc pieniędzy na utrzymanie tej rosnącej klasy próżniaczej. Gdzie zdobyć brakujące miliony? Jeżeli byłym ubekom i sb-kom nie można cofnąć praw nabytych, te jak wiadomo dotyczą sowitych emeryturek po kilka ładnych tysięcy od sztuki – to można się zamachnąć na inne grupy ludzkie lub jak kto woli obywatelskie. Na przykład na  „komunalnych”. A jeszcze lepiej na komunalnych komercyjnych. Nie dość, że od lat płacą potężną kasę dając się tym samym dobrowolnie doić - to jeszcze niektórzy zamieszkują okolice atrakcyjne. I na pewno coś tam kombinują, przecież nie ma tak, by Polak nie kombinował, albo nie „pokładał nadziei w…”. 

Resortowi emeryci nigdzie i nigdy nie mieli w swoich umowach o pracę wpisu, że „zawsze będą mieć dobrze”. No ale mają dobrze, takie ongiś były inne ogólne przepisy. Co innego „komunalny komercyjny”. Owszem, nabył swoje prawa w określonych „okolicznościach przyrody”, wcale zresztą nie za darmo, bo oddawano miastu lokale i po pół miliona. Płacił grzecznie kupę lat zawyżone parokrotnie czynsze, mimo że sufit spadał mu na łeb, a podłoga przypominała tor jazdy terenowej – niemniej jednak dzisiaj można mu powiedzieć, że jako prosty dureń źle Miasto zrozumiał, zatem pozostaje mu tylko ponosić konsekwencje własnej głupoty i niedokształcenia.



Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia na przełomie roku 2000 i 2001 urzędnik Biura Polityki Lokalowej mówi lokatorowi chętnemu do stanięcia w przetargu na lokal większy, piekielnie drogi (bo spłacasz  nasz kredyt), ale teoretycznie możliwy po 10 latach do wykupienia z rabatem 90 procent (a tylko takie prawo wówczas obowiązywało!): „wchodzisz bracie do wora, co się luksusowo namieszkasz to twoje, ale pamiętaj, byś nie snuł tu jakichś szczególnych planów i nadziei, że twór zwany Miastem to uczciwy gracz i na pewno słowa dotrzyma. Prawo może ulec zmianie, może zadziałać wstecz, obietnicy żadnej na piśmie ci nie damy, a ewentualne twoje zeznania, że sygnujesz pułapkę, bo uwierzyłeś w ciągłość praw mamy w nosie, wydamy inne przepisy i jesteś załatwiony na amen… Taka jest nasza polityka i ona jest ważniejsza od ciebie, twoich sąsiadów i w ogóle całej tej naiwnej menażerii. Jesteś dla nas jak mucha, poleciałeś w kierunku słodkiego i nawet nie wiesz, że jesteś już przyklejony do lepu.” No więc wyobraźmy sobie taką przemowę i postawmy publicznie pytanie:



ILU LOKATORÓW PODPISAŁO BY TAK SFORMUŁOWANY CYROGRAF Z DIABŁEM?               



Jestem pewien, że większość chętnych do mieszkania na Abramowskiego 9 by zaprotestowała, bo nie tylko uznałaby taką retorykę za niedopuszczalną, lecz przede wszystkim nie zgodziłaby się na podobny poziom wrednego cynizmu i oszukaństwa w mariażu z upokarzającą bezczelnością. Oczywiście żadnego równie szczerego przemówienia nie było. Wszystko ubrano w inne słowa, zupełnie nie dbając, że oto gdzieś tam jakieś prawo, gdzieś tam jakaś porządność albo inne absurdalnie głupie zasady XXI wieku. Tymczasem jak łatwo zauważyć stało się dokładnie to, co opisano w hipotetycznej urzędniczej deklaracji. Nie od razu, po pewnym czasie, zresztą dodatkowo zmąconym bezpośrednim doświadczeniem innego oszustwa. Tak, oszustwa budowlanego – bo jak inaczej nazwać bubel, od którego wręczono nam klucze mówiąc „Oto raj, wchodźcie i czujcie się jak u siebie!”. Zajęliśmy się dość udatnie łataniem dziury w całym – nie zwracając uwagi na fakt, ŻE NIE MA DZIURY W CAŁYM - BO NIE MA CAŁEGO! Oburzenia lokatorów cyklicznie rosło i malało, administratorzy tu coś tam naprawili, ówdzie przerobili albo zaklajstrowali, ba, nawet czasowo obniżyli czynsze by zmniejszyć wrzask. To lewą ręką. Bo prawa cały czas kombinowała i podpisywała kolejne powielaczowe prawa, które krok po kroku odbierały naiwniakom to, co im obiecano, a co okazało się złudą i szalbierstwem. Że co, że to niezgodne z Konstytucją? Oj tam, oj tam, kto dzisiaj czyta takie księgi, kto się na tym zna, kto nas zaskarży, jak my większość w Sejmie, rządzie, w sądach, gdzie tylko chcemy… Przysłano nam, lokatorom,  pisma, owoc nieśmiałych naszych protestów i wizyt u tych, którzy teoretycznie powinni wykazywać się rozumem i obywatelską troską. Wszędzie znajdowaliśmy uzasadnienie tego, co nie da się uzasadnić. Wszędzie traktowano nas jak bałwanów, przygłupów i nieodpowiedzialnych geszefciarzy. Skądinąd zrozumiała metoda: każdy „urzędolnik” o własne ułomności natychmiast oskarża partnera rozmowy. Tak mają. Takimi metodami posługują się od lat.



Profesor Legutko twierdzi, że mieliśmy tu do czynienia z czymś niezwykle istotnym dla dzisiejszej Polski. Polacy kibicujący Tuskowi, w naszym wypadku urzędnicy z nadania i importu jego partii,  powoli wprzęgani byli w podły scenariusz, który – gdyby go znali na początku – być może odrzucili by z odrazą i nie opowiadali Bogu ducha winnym obywatelom rzeczy, które wkrótce miały być zaprzeczone. Dzisiaj część z nich nie tylko oszukanych nie broni, lecz z furią atakuje tych, którzy oszustwo ujawniają i piętnują. Domagając się realizacji praw nabytych, a nie wyimaginowanych – bo jak wiadomo dokumenty nie płoną i chętni wszystko mogą osobiście sprawdzić, zweryfikować.



Miasto w obecnym kształcie pożera własne dzieci. Jak wszystkie rewolucje. Czy skończy jak i one częściowo na szafocie, częściowo w totalnym zapomnieniu? Nie wiem, aż tak krwawych nadziei nie żywię. Tama już wstępnie pękła. W ubiegłorocznym wyroku NSA – i tym mniejszym, dotyczącym jednej z naszych lokatorek, ale w uzasadnieniu odnoszącym się do nas wszystkich. Znów wysyłamy pisma, prosimy o reakcję, dialog, albo choćby jaką konsultację, gdzie strony przedstawią stan ducha – NIC. Echo odpowiada nam gestem Kozakiewicza. Doświadczeni powiadają, że niekiedy echo tak ma, bo to zapowiedź płaczu i zgrzytania zębów wyrzuconych z pracy urzędników. Wyjadą na zmywak do Irlandii czy Anglii? Nie Mili – tam też się nie nadajecie…



A co tak naprawdę stało by się, gdyby pewnego dnia na zasadzie realizacji praw nabytych nasze mieszkania sprzedano nam po cenie odpowiadającej prawu obowiązującemu w dniu podpisania umowy? Wszelkie dotychczasowe tłumaczenia niechęci do takiej operacji opierają się na jakimś absurdalnym założeniu, że cudownym sposobem dom odetniemy od fundamentów i wywieziemy w nieznane. Ale nawet gdyby tak było – to czyż Szanownym dawnym właścicielom nie został by plac w atrakcyjnym punkcie miasta i dzielnicy? Znając ich usposobienie do robienia już nie interesów, ale pospolitych geszeftów sprzedali by go na pniu i założyli ze dwie nowe dynastie. Tymczasem to jest oczywisty absurd: bo dom będzie stał gdzie stoi, nadal podatki trafiać będą do miasta czy dzielnicy. Trzeba będzie do kamienicy dostarczyć gaz, elektryczność, wodę i wywieźć śmieci – tyle że nowy zarządca zapewne prowadzić będzie działalność gospodarczą z prawdziwego zdarzenia, czyli nie rozpustną i nie rabunkową. Bo gdyby robił inaczej - po tygodniu go zmienimy w trybie czarodziejskim. Był, pstryk palcami, nie ma. O, skorzystają na tym wykupie cwaniacy! Nie, proszę Państwa – nie skorzystają. Prawo do którego bezustannie się odwołuję, to z lat 2000-2001, wyraźnie mówi, że mieszkając w miejskim nie można mieć na boku innych lokali komunalnych czy własnościowych. A gdyby kto ten przepis naruszył – przeprowadza się do własnościowego i pozostawia bez odszkodowania miejskie.



Więc o co tu chodzi i skąd ten upór miasta i dzielnicy, by nie sprzedawać, nie realizować nabytych przez ludzi praw i danych im obietnic? Skąd maniakalne twierdzenia, że realizacja obiecanego „musi się miastu opłacać”? W jaki niby sposób wykonywanie prawomocnych wyroków czy to NSA czy Sądu Okręgowego ma być związane z jakąś nie wiadomo skąd wziętą „opłacalnością”?



M.Z.


wtorek, 4 sierpnia 2015

PYTANIA I ODPOWIEDZI

Po ostatnim wpisie... Pytania napływały nie w postaci skasowanych komentarzy, ale ustnie albo na prywatnego maila. Odpowiadam i odpowiadam, ale czuję się coraz bardziej wkurzony. Więc dzisiaj po raz ostatni, na piśmie - uprzejmie informuję:

1. Nie, nie jestem szefem lub przewodniczącym niczego. Mówię, ponieważ nie czuję stresu przed zbiorowością - i przedstawiam z upoważnienia to, co myślą inni i co sam sądzę. Staram się to robić jak najdokładniej, poprawną polszczyzną - niestety nie jestem aktorem czy jakimś wizjonerem, nie umiem porywać tłumów, nie znam odpowiedzi na wszystkie zadawane mi pytania. Materia prawnych definicji i dla mnie jest nudna jak flaki z olejem - choć przedstawić ją należy dosłownie, a nie w "żołnierskich słowach".

2. Nie, nie będę najmował żadnych prawników dla sąsiadów, każdy może uczynić to na własny rachunek, kiedy chce i za ile chce.

3. Proces, o którym mówiliśmy i który w przedmiocie jego uzasadnienia przedstawiałem Państwu - wytoczyłem administracji nie ja, ale nasza sąsiadka. Wygrała własnym staraniem i za własne pieniądze, nie istnieje żaden powód, bym przedstawiał to jako zbiorowy sukces. Bo to JEST JEJ SUKCES - z konsekwencjami dla nas. Tak, uważam, że cała treść uzasadnienia wyroku ma bezpośrednie przełożenie również na losy tych, którzy na sali sądowej nie byli. Nie wiem dlaczego tej pani nie było na zebraniu.

4. Nie wypożyczam żadnych pism ani ich kopii, a od ostatniego zebrania niczego nikomu nie objaśniam.

5. Nie biegam po sąsiadach w  żadnej sprawie, mój czas jest równie cenny, co Państwa czas.

6. Od początku nie wierzyłem w skuteczność zbiorowych spotkań, mówiłem o tym jasno - jednak zdecydowano inaczej. Ostatnie zebranie potwierdziło moje opinie. Stąd oświadczam jak najuroczyściej, że w następnych UCZESTNICZYĆ JUŻ NIE BĘDĘ. Zrobię co moim zdaniem powinienem zrobić, ale nie zamierzam informować o tym zbiorowości. Jeżeli pewnego dnia uznam, że chcę o czymś napisać - to napiszę. Jeżeli nie - to nie.

7. Podtrzymuję swoją opinię wyrażoną publicznie w ostatnią niedzielę: na wojnę idzie się nie z różą w zębach i kieszeniami wątpliwości, ale tęgim kijem, poważnymi argumentami, zdecydowaniem i wolą wygrania potyczki. Zdanie jednej z sąsiadek, która suponuje, iż różnica dwóch złotych z metra kwadratowego to drobiazg nie wart wspomnienia MAM W NOSIE. Nieprawdą jest, że nasze decyzje podpisane dwa tygodnie wcześniej przez 26 osób to jakiś wrogi nam argument dla administratorów, proszę uważnie przeczytać wyrok i jego uzasadnienie. Oczywiście przyznaję, że ma oważ dama prawo do wyrażania każdej opinii na każdy temat. Z zastrzeżeniem, iż przyjmuję to do wiadomości, ale bez wstępnego szacunku. Nie komentuję - ale nadal się nie zgadzam.

M.Z.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

DZIEŃ PO...



Powiem o tym spotkaniu tyle, by nie naruszyć dobrych obyczajów – ale i nie zorientować strony przeciwnej zbyt dokładnie w materii poruszanych tam spraw. No więc: odbyło się. Przyszli także ci, których poprzednio nie było (chwała im za to), choć nie pojawili się ci, którzy być powinni. Ustalono wolę najęcia adwokata – w celu wygrania wszystkiego przed sądem.

Prywatnie: padło kilka opinii, z którymi tak bardzo się nie zgadzam, iż miałem ochotę wczoraj wyć, dzisiaj mi nieco przeszło. Ktoś mądry, a biegły w piórze, już nie pamiętam czy Tyrmand, czy Kisiel, powiadał przed laty, że istotą każdego zbiorowego zebrania czy konferencji jest jałowość ustaleń, bo każdy ma ochotę wybrzdąkać swoje nie zważając na cudze. Nie inaczej - w niektórych momentach! - było wczoraj, choć zdarzyło się tylko jednej osobie. Przy czym za najbardziej kuriozalny argument uważam ten, iż fakt uiszczania przeze mnie przez minione trzy lata nieuczciwie zawyżonego czynszu można uznać za zgodę na to zbójectwo. Wyraził już na ten temat swoje zdanie Sąd Okręgowy w uzasadnieniu wyroku jasno nazywając sytuację niedopuszczalną i bezprawną. Sam widzę to jeszcze ostrzej: ktoś oto spróbował wmówić mi, że jako oszukiwany sam winien jestem trwania tego oszustwa. Ciekawa koncepcja, jakby żywcem skopiowana z czasów anciene regime'u, kiedy to partyjni urzędnicy małego rozumu, ale wysokiego szczebla twierdzili, iż mam los dokładnie taki, na jaki zasłużyłem nie przyłączając się do ich pięknego chóru.
 

Wypowiadali się też ludzie doświadczeni i w sporach administracyjnych bywali. Tu chyba należy powiedzieć tyle, że ich głosy wskazywały, iż termin 30-dniowy, administracyjny termin odpowiedzi na nasze wysłane dwa tygodnie wcześniej pismo – najpewniej dotrzymany nie  będzie. Ssać lokatorów choćby i miesiąc dłużej bez jakichkolwiek podstaw – to pokusa, przed którą się nie cofną. Co tam jakieś terminy, co tam jakieś zasady… Przykład idzie „z góry”, jak wieść niesie rząd wziął kolejną miliardową pożyczkę, w końcu od jesieni to już nie oni będą długi musieli spłacać…

Tak czy siak naszych przeciwników czeka spora porcja zdziwień.

M.Z.

czwartek, 23 lipca 2015

BEZPRAWIE PODWYŻEK - CIĄG DALSZY

Co powinien uczynić człowiek nabijany w butelkę, czyli obkładany bezprawnymi podwyżkami? Co powinien zrobić obywatel mając w ręku taki wyrok sądowy, jak przedstawiony w poprzednim felietonie?

Spotkaliśmy się w ostatnią niedzielę i przyjęliśmy określoną procedurę postępowania. Do ZGN Mokotów i DOM Kolberga wyszły pisma tej samej treści:

"...

Mieszkańcy budynku                                                          Warszawa, dnia  21 lipca 2015r.
przy ul. Abramowskiego 9
w Warszawie




Dyrektor Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami m. st. Warszawa Waldemar Albiński
ul. Irysowa 19
02-660 Warszawa


Niniejszym przedstawiamy kwestię, względem której domagamy się jak najpilniejszej reakcji – ta bowiem związana jest z naszym INTERESEM PRAWNYM wynikającym z wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, V Wydział Cywilno-Odwoławczy, sygnatura akt V Ca 2023/14, data  ogłoszenia 29 kwietnia 2015r, który orzeczony został w stosunku do jednej z lokatorek naszego domu.
W uzasadnieniu wyżej wymienionego wyroku Sąd jednoznacznie  uznał,  że umowy zawarte na najem lokali o powierzchni powyżej 80m2 z czynszem wolnym są umowami cywilnoprawnymi zawartymi w warunkach wolnorynkowych - oraz umowami wzajemnymi.  Warunki są wiążące dla OBU stron umowy i bez zgody tych stron  w formie aneksu  jakiekolwiek inne formy są nieważne.

Jak wielokrotnie pisaliśmy nie jesteśmy lokatorami z tzw. kwaterunku, a każdy z nas, najemców, przyjął zaproponowane warunki najmu przystępując do konkursu opartego wówczas na konkretnych, obowiązujących przepisach prawa (ustawa o najmie lokali mieszkalnych i dodatkach mieszkaniowych).  W dacie zawierania umów nie byliśmy wykluczeni z ubiegania się o obniżki czynszu, dodatki mieszkaniowe  oraz wykup lokali.

To w późniejszym okresie Warszawa podzielona została na strefy ze zróżnicowanymi stawkami czynszu.  Wobec nas - jak potwierdza to wyrok Sądu Okręgowego, prawomocny i nie podlegający kasacji - ta jednostronna zmiana stawek czynszu jest bezskuteczna. 
Oczekujemy zatem w możliwie jak najszybszym terminie realizacji wyroku, a nie jego rozważania. Przede wszystkim zaś naprawy przez Wynajmującego wszelkich szkód finansowych powstałych na skutek stosowania  bezprawnej  metody naliczania płatności w latach minionych – to jest zwrot  bezpodstawnie pobranych kwot czynszu za okres trzech lat wstecz z odsetkami ustawowymi.


Informujemy, że  do czasu sporządzenia dokumentów korygujących  nie zamierzamy płacić kwot czynszowych wynikających z bezprawnie przyjętego przez Państwo stanowiska.
Wnosimy również o poinformowanie wszystkich najemców, do których kierowane były pisma pod nazwą „wypowiedzenie stawki czynszu”, pisma zawierające fragment,  iż „w przypadku nie przyjęcia nowej stawki stosunek najmu lokalu ulegnie rozwiązaniu” – że ów fragment był zwykłym zastraszaniem najemców. Jak potwierdził Sąd Okręgowy wobec naszych umów nie znajdują zastosowania przepisy ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego.

Szanowny Panie  Dyrektorze:  czas na podjęcie konkretnych działań!  

Przystępując do konkursu na najem lokalu o powierzchni powyżej 80m2 kilkanaście lat wstecz, mieliśmy status „najemcy” z określonymi przywilejami, które potem „zniknęły”. Obecnie jesteśmy najemcami, ale już nie „lokatorami”, nie ma dla nas żadnej ochrony prawnej w przypadku pogorszenia się sytuacji materialnej, braku możliwości opłacania wysokiego czynszu. 

Nasza sytuacja jest patowa,  o czym świadczą narastające zaległości wielu naszych sąsiadów. O takim „ryzyku”, że zostaniemy potraktowani wyłącznie „komercyjnie”  nie byliśmy informowani, twierdzimy zatem, iż wprowadzono nas po prostu w błąd.   

Nasz dom, nasze mieszkania miały charakteryzować się podwyższonym standardem. Bardzo szybko, bo po mniej więcej roku okazało się, że „podwyższony standard” to iluzja. Pragniemy Pana poinformować, że dysponujemy obszerną dokumentacją, z której wynika, iż w okresie eksploatacji  na remonty budynku i roboty naprawcze w okresie 2001-2014  wydano aż   1.189.058,79 zł.  Czy w ten sposób jeszcze bardziej podwyższaliście nasz rzekomy „komercyjny standard”? Po stokroć NIE! Łataliście dziury, niedoskonałości – słowem odpadającą ceramikę, paczące się z powodu nie przyklejenia podłogi, spadające sufity, walące się na klatkach schodowych tynki. Nie na takie warunki się godziliśmy oddając miastu inne mieszkania w dawnej Gminie Centrum – mieszkania często własnościowe!  
 
Problem naszych mieszkań sam się nie rozwiąże, potrzebny jest dialog w tym zakresie. My  o ten dialog występujemy od kilkunastu lat .
 
 Liczymy na przeanalizowanie sytuacji i konkretne działania. ..."

Pod spodem znajdują się podpisy 26 lokatorów. Dlaczego tylko tylu? Bo do diabła jest okres urlopowy i ludzie mają nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek zadbać o siebie i swoje dzieci! Z drugiej zaś strony stan bezprawia wiecznie trwać nie może i nie powinien, potrzebna była szybka reakcja. Spodziewamy się rychłej odpowiedzi. Stan ducha jest taki, że pobieranie czynszów w nieprawnej wysokości dalej trwać nie będzie. Formuła rozwiązania tego problemu do ustalenia - podobny precedens miał już miejsce w latach minionych - i został płynnie załatwiony.

M.Z.

środa, 15 lipca 2015

REWOLUCJA NA PODWÓRKU - DOKUMENTY SĄDOWE

Na ilustracjach znajdą Państwo fotokopie najważniejszych stron wyroku sądowego i jego uzasadnienia - o czym pisałem w poprzedniej notce. Proszę się temu dokładnie przyjrzeć, proszę przeczytać ze zrozumieniem.
To jest dowód na skalę oszustwa, jakiego dopuszczono się wobec nas. Tak w świetle uzasadnienia sadowego wygląda dzisiaj wiarygodność wszystkich pism, jakie przez minione trzy lata otrzymywaliśmy do domów, a które informowały nas o zwiększonych płatnościach. Publikuję nie wszystkie strony uzasadnienia wyroku, a tylko NAJWAŻNIEJSZE. Dociekliwi mogą oczywiście zapoznać się z całością dokumentu.

Czwarta fotokopia, ostatnie zdanie: od wyroku nie przysługuje skarga kasacyjna. Innymi słowy: wyrok NALEŻY WYKONAĆ bez zbędnej dalszej dyskusji. Proszę we własnym zakresie obliczyć sobie skalę zwrotu finansowego, jakiego MACIE PRAWO domagać się od administratorów. Z mojego ustalenia wynika jasno: dzisiejszy czynsz po odrzuceniu nieprawnie wprowadzonych podwyżek wynosi 9,98 zł za metr kwadratowy. Jak, w jaki sposób zwrócą nam nadpłacone pieniądze? Zapewne jak to w przeszłości bywało: odliczeniem od sum, które jako czynsz musimy wpłacać co miesiąc na wskazane konto. Czy jest się czego obawiać, czy ktokolwiek może nas straszyć konsekwencjami płynącymi z rzekomego nieposłuszeństwa? NIE, PO STOKROĆ NIE!!!!

Kilka osób, które prowadziły te i podobne sprawy (a niektóre prowadzą dalej) będą sugerować swoim sąsiadom pilne zwołanie zebrania poświęconego tym problemom. Nie proszę Państwa - nie powstaje żadna nowa organizacja, nie zamierzamy "demokratycznie" negocjować żadnych dalszych kroków formalnych, a zwłaszcza poszczególnych zdań pism, które stosujemy i będziemy stosować do urzędów. Zechcą Państwo podpisać dokument domagający się zwrotu w wasze ręce waszych pieniędzy - podpiszecie. Nie zechcą Państwo złożyć tam swoich autografów - Państwa wybór. Proszę tylko w przyszłości nie udawać, że wszystko dokonało się za sprawą woli większości, że zwyciężyła "demokracja". Nieprawda! Pozwy składali konkretni ludzie, płacili za nie z własnej kieszeni - godząc się z konsekwencjami wyroków, które niekoniecznie musiały być po ich myśli.

M.Z.
**************************************
PS z dnia 21 lipca 2015 r :

Szanowni! Kto nie był na spotkaniu, a chciał się dodatkowo podpisać pod tekstem wysłanym do ZGN Mokotów - nie miał z tym najmniejszych kłopotów. Jedna z naszych sąsiadek dodatkowo przespacerowała się po mieszkaniach ludzi nieobecnych na spotkaniu. Co mieliśmy do powiedzenia - publicznie powiedzieliśmy. Niestety nie przewidujemy dalej żadnej działalności usługowej wobec spóźnialskich czy początkowo nie zainteresowanych sprawą. Nie wypożyczamy już dokumentów, nie kserujemy ich we własnym zakresie, nie rozdajemy itd. Jestem naprawdę życzliwym człowiekiem - ale powtarzanie tego samego po raz piętnasty właśnie mi się znudziło. A wystarczyło przyjść i posłuchać... Albo wejść na tę stronę i przeczytać choćby ostatni tekst. Jeżeli uważają Państwo, że to zbyt wygórowane wymagania - bawcie się proszę dalej sami ze sobą.
M.Z.



poniedziałek, 13 lipca 2015

REWOLUCJA NA PODWÓRKU



Tak, na naszym podwórku, konkretnie usytuowanym i z adresem Abramowskiego 9! Wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie podwyżki czynszów, jakie w minionych latach nam zafundowano (od 9,98 za m kw. do 12,20 za tenże metr) SĄ BEZPRAWNE I NIESKUTECZNE! WYROK NIE PODLEGA  APELACJI!

Wkrótce dokładne przedstawienie wyroku – i wynikających stąd konsekwencji. Z grubsza można powiedzieć dzisiaj tyle, że każdy lokator naszego domu może wnieść roszczenia dotyczące nieprawnie W CIĄGU TRZECH MINIONYCH LAT pobranych odeń kwot. Grupa, w której znajduje się niżej podpisany jest właśnie w trakcie opracowywania pisma do naszych ukochanych zarządców. Sygnatariusze tego dokumentu nie zamierzają dalej płacić pieniędzy, które miastu czy dzielnicy po prostu się nie należą.

M.Z.

czwartek, 9 lipca 2015

PARADOKSY



Kiedyś istniał w sieci portal zwany Nowym Ekranem. Trochę to trwało – ale skończyło jak zawsze, to jest rozpadem. Jednym z efektów tej irredenty jest dzisiaj 3Obieg. Własność Tomasza Parola, Łażącego Łazarza. Drugi po portalowym Bogu - Paweł Pietkun. Podobno siedzi w GB – ale to nie jest do końca ustalone. Notka administracyjna przedstawia p. Pawła jako dziennikarza śledczego. Może tak jest, może nie jest, czytam ostatnio na przykład o sytuacji Grecji, co jak dla mnie nie jest dziennikarstwem śledczym. Pozwoliłem sobie na komentarz do greckiego tekstu Pietkuna.

Brzmiał on mniej więcej tak, że stanowisko Niemiec w całej greckiej sprawie jest dość charakterystyczne, choć mało kto podnosi jego istotę. Tę zaś da się opisać tak, jak to uczynił dwa lata temu Henryk Skwarczyński, tekst oryginalny ukazał się zresztą na tymże 3Obiegu i jest do przeczytania tutaj: http://3obieg.pl/jestescie-jak-doktor-mengele-tyle-ze-dzisiaj-w-eleganckim-garniturze-nie-przykryjecie-przeszlosci-zadna-europejskoscia-i-zadnym-salonem-odnowy Zwróciłem w swoim mikro-tekście uwagę na ten fragment:

„…Stanley Moss, który był jednym z organizatorów ruchu oporu na Krecie i współautorem słynnego porwania głównodowodzącego sił niemieckich generała Kreipego, mówiąc o okrucieństwach popełnianych na ludności cywilnej, wspomina taki przypadek: “Oto historyjka oddająca mentalność typowego Huna. Przez drogę, którą jechał z dużą prędkością samochód z niemieckimi oficerami, wypadając z niej na zakręcie, przechodził mały chłopiec. Kierowca i jednocześnie oficer nie był w stanie temu zapobiec i choć bez większych szkód, wszyscy jadący wylądowali w rowie. Przeprowadzając szybką inspekcję samochodu, kierowca zauważył, że jeden z błotników jest mocno zadrapany. Gestem przywołał chłopca do siebie i kiedy ten z nieśmiałym uśmiechem na ustach przybliżył się, porwał go i gwałtownym ruchem, na kolanie, przełamał mu w pół rękę…”

I dodałem jeszcze, że uważam refleksje Skwarczyńskiego za tak ważne, iż sam na swojej stronie zamieściłem jego przedruk.

I co? Ano właśnie: i nic! Komentarz poddany moderacji NIE UKAZAŁ SIĘ. Co Pietkuna tak okrutnie zezłościło? Że zapomniał co w jego portalu o sprawie drzewiej się mówiło? Czy może to, że jakiś tam komentator śmiał zamieścić linka do swojej strony?

Jeśli to drugie to spieszę wyjaśnić: uważam pana Pietkuna za dziennikarza klasy średniej. Jest gwiazdą lokalną – jeśli w ogóle. Posłusznie przeto melduje panie Pawle, że nie zamierzałem grzać się w pańskim blasku, albowiem ten nie istnieje. A wieloletniej pogardy Niemców wobec tamtej części Europy po prostu pan nie widzi – co nie jest być może grzechem głównym, ale na tyle istotnym, by rzecz całą uzupełnić nawet tak małym komentarzem, jak nie opublikowany mój. Tak czy siak: proszę się  nie przejmować, nie będę panu w przyszłości zawracał głowy, mam mnóstwo innych zajęć i ludzi, którzy tu czy tam publikują swoje przemyślenia, po czym jednak prowadzą jakieś dyskusje. Ukłony.

PS. Czy to pan podpisał ten fragment wyjęty z tekstu "O nas": "...
Nie zamierzamy jednak ograniczać swobody dyskusji, będziemy jedynie dbać o jej poziom. Tym samym nie dzielimy autorów na lepszych i gorszych, na zawodowców i amatorów, na dziennikarzy i blogerów, na celebrytów i anonimowych. Dla nas każdy kto dostarcza tekst wysokiej jakości, dbający o wiarygodność, przejrzystość myśli i klasę wypowiedzi, ma prawo mienić się dziennikarzem obywatelskim, może aplikować na stronę główną, czy wnioskować o legitymację prasową..."

M.Z.

piątek, 3 lipca 2015

URLOP



Teoretycznie nie powinno mnie to dotyczyć, pojęcie urlopu jest dla mnie pojęciem obcym – ale jak to w przyrodzie bywa mimetyzm czyli sztuka upodobniania się do innych zwyciężył. Nie chce mi się pisać – bo cała pisanina gdy nie ma urlopowanych czytelników staje się daremna. Nie chce mi się też za friko pracować dla innych – bo jak widzę co oni potem wyrabiają to szlag mnie trafia. Dzisiaj zatem będzie krótko i w ramach skwitowania pewnych rzeczy i spraw.

Najpierw ta, że nie współpracuję już ze stowarzyszeniem „Warszawiak na swoim”. Chodzicie, Mili, nie tam gdzie trzeba i mówicie rzeczy generalnie słuszne, ale w sposób, który nikogo jakoś nie potrafi przekonać. Mówiłem o tym, pisałem – nic. No i dobrze, ja będę robił swoje, wy róbcie swoje i w swoje wierzcie. Ostatnie wystąpienie szefowej stowarzyszenia na forum Rady Warszawy wyjątkowo niefortunne, ktoś, kto poddaje się tak fałszywej narracji, jaką władze miasta zarządziły w sensie choćby porządku obrad tego gremium - z góry skazuje się na klęskę. Co też i nastąpiło. A uprzedzałem, że kierunek działania, jaki można było wprost odczytać z nieszczęsnego pisma naszego mokotowskiego wice-burmistrza będzie „tfurczo” rozwijany. Czego się więc spodziewano? Zaistnienia? Podziwu dla mówcy?

Nie współpracuje również ze stowarzyszeniem lokatorów Meissnera, ich pomysł, by poddać się dyktatowi jakiegoś oryginała wzywającego  duże środowisko do ponownego potwierdzania intencji lokatorskich – chodzi o zbiórkę podpisów osób chętnych do wykupu swojego mieszkania – jest pomysłem złym. Powiedziałem o tym, napisałem o tym. Nic. Oczywiście każdy orze jak może, każdemu wolno i tak dalej… Ale widząc nieskuteczność takich zabiegów i ich z góry przewidywalny efekt – dwa razy bym się zastanowił. Oni się zastanowili, pojechali określoną ścieżką, mnie z nimi nie po drodze, współpraca zerwana.

Podjąłem też decyzję, że dalsze działania dotyczące prawnego sporu z miastem i dzielnicą będę kontynuował po swojemu – ale bez omawiania na szerszym forum. Nic to bowiem nie daje. Podobnie jak nieskutecznym okazał się pomysł najęcia dozorcy w tak dziwacznej formule, że gościowi wolno właściwie wszystko, sprzątać nie musi, dom i tak kiepskiej jakości popada w ruinę. A administratorki wpadają na chwilę, w stachanowskim tempie spisują stan liczników wody i czegoś tam jeszcze, reszta ich dokładnie nie obchodzi, nie ma nawet szansy, by którą (którego?) złapać i zamienić dwa słowa. Chciałbym się dowiedzieć choćby tego kiedy administracja zajmie się zwrotem pieniędzy, jakie nieprawnie pobiera od lokatorów od kilku co najmniej lat – bo wyrok sądowy obecny, odwołanie niemożliwe. Czy wzorem swoich panów w ratuszu miast wyrok wykonać właśnie go „rozważają”?

Posłusznie zatem melduję, że naprawdę musi nastąpić trzęsienie ziemi, by warto było to moje urlopowe dolce far niente przerwać. Dobrej opalenizny!

M.Z.

niedziela, 21 czerwca 2015

WŁADZA LOKALSÓW



Ponieważ ostatnimi czasy moi rozmówcy poza-sieciowi komentując wybory polityczne i rozkład sił na miejscowej arenie zarzucają mi narastający ekstremizm – niżej słów kilka skąd to się bierze. I dlaczego jest tak, a nie inaczej, zaś całości wpisów jako ekstremizmów liczyć po prostu nie wypada. Zacznijmy jednak od narysowania dokładniejszego obrazu pola zmagań. Otóż nie jest to wielka polityka na szczeblach ministerialnych. Zwykły człowiek z zasady nie ma do czynienia ani z prezydentem, ani premierem, ba, nawet z sekretarzem tego czy owego centralnego urzędu. Na co dzień spotykamy się z lokalsami, których jakoby wybraliśmy w zeszłorocznych jesiennych wyborach samorządowych. Moim zdaniem sfałszowanych wyborach – co jest o tyle ważne, że czy nimi gardzimy czy ich kochamy i tak musimy współżyć w obszarze domu, dzielnicy, czy miasta.

Czy to jest zdanie ekstremalne? Na pewno jest to zdanie artykułowane także przez innych, bywa, że ostrzej. O, na przykład tutaj:
„…o sfałszowanych wyborach samorządowych „nie wolno głośno mówić”. Czas płynie, a lewe władze w najlepsze urzędują. Niemówienie głośno miało być przejawem przedwyborczej chytrości taktycznej opozycji, ale miesiąc trzasnął jak z bicza i dalej cicho wszędzie, głucho wszędzie. Cui bono? Kto podzielił się wpływami i kasą? Nie ma za to wątpliwości, że odpowiedzią na wszelkie pytania jak zwykle będzie, by “wierzyć”. Żenujące…”

Ustalmy więc na czym stoimy dzisiaj, z czym mamy do czynienia. W materii spraw dziejących się wokół tego domu mamy więc wyrok NSA z roku ubiegłego – który „waadza” miast wykonać  pracowicie „rozważa”. Formalne działania dokonywane przy współpracy zawodowego prawnika skończyły się jak dotąd głuchym milczeniem, adwokat wystosował właśnie do NSA odpowiednie pismo dotyczące opieszałości urzędów w udzielaniu odpowiedzi. Z kolei demonstracyjne obśmiewanie pism było nie było oficjalnych, tak, smoki milusie, lokatorzy też takowe wytwarzają, arogancja, tupet i przeświadczenie o nieomylności – idealnie odzwierciedla nie tylko selekcję negatywną dotyczącą odpowiadających, ale przede wszystkim wyznawaną przez nich „filozofię państwa i prawa”. Ich państwa. Państwa wyłącznie nadczłowieków. Można oczywiście wzruszyć ramionami – gdyby nie to, że kolejne decyzje powodują, iż w tym mieście żyć się już normalnie nie da. 

W planie ogólniejszym rządzących natchnęła kiedyś imperialna zasada divide et impera – za pomocą prymitywnych kłamstw napuszcza się na siebie duże grupy ludzkie. Frankowiczów na komunalnych, spółdzielców co to kupili mieszkania za złotówkę na kwaterunkowych, którzy chcieli by podobnie, ale nie mają ponoć prawa, prywatnych na miejskich. Do tych ostatnich ponoć reszta świata bezustannie dopłaca. To nie jest zgodne z najprostszą arytmetyką, widać jednak powtórzone tysiąc razy staje się dla niektórych goebbelsowką prawdą. My, zwykli śmiertelnicy siedzimy w tym po uszy. I jakoś musimy się bronić, jakoś nasze racje artykułować… Najskuteczniej jak potrafimy. W przeciwnym wypadku czeka nas zamilczenie na śmierć. Co nie oznacza bynajmniej świętego spokoju – roszczenia będą rosły.

M.Z.

piątek, 19 czerwca 2015

SMRÓD



Dzisiaj będzie mało dyplomatycznie – i zupełnie niesmacznie. Ale być musi, bo trupi odór nie da się już zaperfumować, zapudrować i zagadać w dyżurnych telewizjach. PO rozkłada się w tempie doprawdy zadziwiającym i kiep ten, który tego nie zauważa i nie czuje. To znaczy: niektórzy na wpół żywi funkcjonariusze PO zatykając nos nie zauważają - udając przy okazji, że można działać jak przedtem, bo „co im w końcu kto zrobi skoro uchwały podjęte”? To jest oczywiście ryzykowna figura myślowa prowadząca wprost do gwałtownego trzaśnięcia ichniego „realu”: jak twierdzi nieoceniony Michalkiewicz młodych niezadowolonych do imentu wystrzelać się nie da, bo nie będzie kogo ssać. A emeryci niesmaczni i mało soczyści… I niby to wiedza powszechna – ale trup partii powszechnie udaje, że „Nic się Polacy nie stało, nic się nie stało!” Zombie rządzi, zombie radzi – słuchać zombie nie zawadzi…



25 czerwca na sesji Rady Miasta, którą jak wiadomo zarządza trup PO omawiana będzie informacja prezydenta o wykupie mieszkań. Doświadczony lekturą pisma, jakie w tym roku otrzymałem z mokotowskiego Ratusza (od PO-wca!) niczego dobrego się po tej „informacji” nie spodziewam. Jest nam jak jest, wspaniale – a dokręcanie śruby jak wiadomo wymusza na torturowanych piękny śpiew. Miażdżenie portfeli – sopran. Nie dotrzymywanie obietnic i łamanie palców zbyt wolno liczących banknoty na czynsz – koloratura. Sprawiać bliźnim ból doznając przy tym artystycznych wzruszeń – to jest to! Wątpię, by ktoś z tej ekipy torturantów wspiął się na wyżyny innego spoglądania na świat, powodów milion, ale apetyt na ośmiorniczki i dobre wina za cudzą kasę nie minął, więc dusić i przygniatać trzeba. Baliście się katastru? OK., przyjmujemy do wiadomości, na razie katastru nie budiet. Ale obejrzyjcie się za siebie: czyż nie widzicie i ponad tysiąc-procentowych podwyżek za użytkowanie wieczyste gruntów? Wy macie końskie łby do kombinowania i wyślizgiwania się – my was tak załatwimy, jak tę żabę, co to bidulka zapatrzona w dziennik telewizyjny i dane statystyczne nie zorientowała się, że pływa już we wrzątku i nie ma siły wyskoczyć z garnka. Na dzisiaj obowiązuje teza: miasto do komunalnych dopłaca. Ty, ty tam z ostatniego rzędu: masz inne zdanie warchole? To zaraz je zmienisz, przygłupie, zaraz zmienisz, wsłuchaj się tylko w treść informacji, palancie jeden! Twierdzisz, że dwa i dwa jest cztery? A świadków i ekspertyzę urzędową na to masz?



I nic nam nie zrobicie! Bo my samorządni, nie do odwołania! Coś obiecywaliśmy? Nieprawda, źle nas zrozumieliście, uczyć się głąby, uczyć! Zwłaszcza pokory. Przede wszystkim pokory i posłuchu! Bo jak nie to pamiętać: władza ma długą pamięć, twardą rękę, a pomoc może już sprowadzić i zza granicy.



M.Z.

czwartek, 11 czerwca 2015

CIEKAWE CZASY

Oglądaliście wczoraj najnowszą odsłonę „Kłótni w rodzinie PO”, prawda? Cóż, dziewica okazała się odrzutem z eksportu, co gorsza po niestarannym recyklingu, naiwni platformiani wyborcy co prawda przeproszeni – ale i tak okazało się, że dzisiaj są już tylko prostymi durniami. Spójność wczorajszego przemówienia Ewity Szpadel sprowadza się do prostego pytania: za co wywaliła pół rządu skoro wcześniej stwierdziła, że ci wywaleni to ofiary. Paskudna kobieta na skraju załamania nerwowego… No i jako wisienka na torcie bezczelny gówniarz udający marszałka. Jego nieposkromiona wola dodania czegoś od siebie do słów partyjnej przełożonej doprawdy żałosna – gdyby nie to, że mało już kto zajmuje się analizowaniem stanu ducha i umysłu tego bufona i pyszałka spod Bydgoszczy.

Stonoga w natarciu, Chińczycy gwarantem tego, że niczego z ekranu komputera usunąć się nie da, akta wyciekły, ma polecieć Prokurator Generalny… Czyli sytuacja niemal modelowa: gliniarze na komendzie pokłócili się o to, któremu należy się większa część łapówki, więc złodzieje cieszą się jak dzieci. A tak generalnie, to nie ma już chyba w rządzie nikogo, kto ogarniał by sytuację. Słusznie zatem zauważa jeden z blogerów Salonu24: wali się IIIRP, pozorne państwo z fałszywym Aktem Urodzenia opartym na tajnym do dzisiaj "Porozumieniu" i bez wypełnionej rubryki "Rodzice".

Przy okazji: w jednym z komentarzy do rozprawek o sytuacji w naszym domu i naszej dzielnicy napisałem w odpowiedzi jednemu z  prominentów dzielnicowych, że może wkrótce nadejść czas, kiedy bardzo będzie się wstydził napisanych do swoich pracodawców, czyli warszawiaków z Mokotowa, słów. Dzisiaj komunikat: ten czas właśnie nadchodzi, proszę pana!

M.Z.