Drzewiej, bardzo „drzewiej”, bo aż w starożytnym Rzymie
powiadano wprost: cunctando rem restituere – co się wykłada, że sytuację należy
ratować zwlekaniem. Oni zwlekają – my mamy płacić nieprawnie naliczone pieniądze
za czynsze. Oni czekają na wykładnię Biura Polityki Lokalowej – my mamy bulić,
bo od tego jesteśmy, by poddawać się cudzej woli i nie pyskować, choć prawo za
nami. Tak, tak, proszę Szanownych Administratorów, Konstytucja wymusza na was
równe traktowanie najemców, przegraliście w wypadku jednej lokatorki, my mamy
identycznie brzmiące umowy, przegracie także wobec nas. Tylko po co to
wszystko? Po co procesy, angażowanie całej machiny prawnej – kiedy wykładnia
konstytucyjna jest jasna i nie pozostawia cienia wątpliwości?
W ramach „przyjaźni polsko-polskiej” otrzymaliśmy niedawno
pisma z Kolberga: proszę być o tej i o tej godzinie w domu, będzie wizyta. Rano,
w godzinach naszej pracy, bo administracja nie ma zwyczaju wizytować swoich
chlebodawców po południu. Ich praca ważniejsza. Dalej uzasadnienie prawne. Złe – bo to nie to prawo,
nie ten paragraf. Mniejsza… O dziewiątej rano skromne puk-puk do drzwi. Panie
proszą o wypełnienie druku. Z datą urodzin mojej żony albo peselem. Po co? Bo
tak ma być. Oświadczam, że wypełniam ten bzdet OSTATNI RAZ. A skoro już mnie
panie odwiedziły proszę jak najuprzejmiej o odpowiedź na dwa pytania: kiedy
dozorca z prawdziwego zdarzenia i kiedy dbałość o miejsca parkingowe przed
domem. Odpowiedź: wynajęta będzie firma sprzątająca. Proszę Pani, od wielu tygodni bałagan
przekracza naszą cierpliwość, brud dokoła, a Pani pyta mnie o datę urodzenia
żony. Dla odwrócenia uwagi? „No bo wie Pan, dotychczasowa szefowa firmy sprzątającej przechodzi
na emeryturę…” A co to obchodzi nas, lokatorów?
Parking… Nic się nie da zrobić. Druga z pań cierpi na to
samo. Gdy wraca do domu swym luksusowym jak mniemam bolidem to jeździ wokół
kamienicy i jeździ, a miejsca jak nie było tak nie ma. OK., ale to nas nie
dotyczy, możecie nam pomóc, czy mamy zając się przebijaniem dętek intruzom? Nie,
tu się nic nie da zrobić…
I dalej już tylko w tym stylu. Tak, pogadaliśmy sobie… Jak o
zupie, panie o… Wyraziły zdumienie, że niektórzy nie otwierają im drzwi. Jak
tak można – nie dostosować się do wezwania… Czują się pewnie: jest przepis, są
zwierzchnicy, którzy go wydali. Wspominałem o tym zjawisku w jednym z poprzednich felietonów –
wystarczy stworzyć wewnętrzny przepis-bzdet, mianować go prawem i teoretycznie wszystko gra.
Teoretycznie – bo albo dozorca zacznie sprzątać, albo sięgniemy po inne środki.
Powiem wprost: brutalne. Pani administratorka powiada, że na wewnętrznym
podwórku straszny bałagan, lokatorzy wyrzucają pety z papierosów i inne śmieci.
Słowem bydło! Pani Administratorko! To Pani nie zwalnia z obowiązku
uporządkowania tego bałaganu! Za to do cholery Pani płacimy!
Za nieprawnie pobierane czynsze jesteście mi Państwo winni
ponad 4 tysiące złotych. Kiedy zwrot? Odsetki rosną, złość lokatorów też, teraz
tylko drobiazg i wybuchnie pożar. Już prawie wybuchł. Ratujecie własne tyłki
zwlekaniem? To i my pozwlekamy z paroma rzeczami. Macie prawników? My też,
podejrzewam, że lepszych.
Tylko po co ta wojna?
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz