czwartek, 17 kwietnia 2014

BENEFICJENCI?


Nie będzie o wielkiej polityce, religii, nie będzie o meandrach polskiej racji stanu, ta ostatnia bardzo mi bliska, ale nie w ten sposób, w jaki temat spaprali inni „specjaliści”. Obserwuję świat mrówek. Tych, które codziennie idą do pracy, co miesiąc płacą coraz wyższe rachunki z coraz niższych pensji, kłócą się lub tylko spierają o drobiazgi pewnie niegodne filozofów, ale ważne na poziomie robotników mrowiska. Opisuję świat ludzi wrzuconych w realia nie zawsze im znane, nie zawsze rozumiane, czasem bestialskie, a czasem złodziejskie. Chce ktoś wywodzić z tego prawa ogólne – jego problem. Moim zdaniem to oczywiście możliwe… Spodoba się taka forma prezentacji mojego świata – będziemy rozmawiać. Nie spodoba – trudno.

+++

Okrągły mebel. Magdalenka, rzekomy „przełom” roku 1989… Jako Polacy przegraliśmy wszystko, co było do przegrania. Nikt nikogo nie wieszał, katowskie zamiary zostały tylko w złośliwych wierszykach („a na drzewach zamiast liści…”) i wspomnieniu morderstw politycznych czasu podobno minionego. Na konsekwencje nie trzeba było zbyt długo czekać. Kto więc wygrał? Oj, Mili, proszę nie kazać mi powtarzać truizmów. Znamy ich nazwiska, funkcje, przyjęte zasady działania, stworzony wówczas System. Opisano to wszystko tyle już razy, że nie warto uznawać tych konstatacji za jakiekolwiek odkrycie. Portale bezustannie mielą nazwy i imiona. Co ciekawe znane z pierwszych stron już tylko polskojęzycznych tytułów. Meta-płaszczyzna zdrady i zaprzaństwa… Podobno zaglądanie do wnętrza problemu to czynność obrzydliwa – więc mało kto to czyni. Potem wraca do domu z upojnej korporacji, pozarządowej organizacji „społecznej” albo innej strażniczej placówki. I już jest w środku! Nie ma zmiłuj: od tego nie da się uwolnić, to nas oblepia i otacza zawsze.

+++

„W systemie d’Hondta beneficjantami zmian są wielkie partie polityczne…” Ano są. Ale kto na co dzień ma do czynienia z wielkim partiami politycznymi BEZPOŚREDNIO, twarzą w twarz? Wiem: nikt. Zatem kto jest prawdziwym beneficjentem tego, co stało się w roku 1989 i było doskonalone potem, do dzisiaj? Kilka dziesiątek, może kilka setek osób. I znów: można je wszystkie wymienić z imienia i nazwiska. Tylko po co, skoro wymieniają je oficjalne publikatory każdego dnia, po wielokroć. Raz dobrze, raz źle, to bez znaczenia, nazwiska kołaczą się po głowach, utrwalają w pamięci, wnikają do podświadomości. I co tu ma do rzeczy wywrzaskiwanie jakiejś szalonej blogerki Circ, że trzeba czytać encykliki i na pamięć znać Biblię, będzie podobno łatwiej. Nie mam nic przeciwko Biblii, encyklikom, wypowiedziom profesora Guza, wszystko to ważne, ale nie w metrze, nie w sklepie osiedlowym, nie w rozmowie z nienajmądrzejszym sąsiadem. Życie codzienne jednak różni się od tego „świętalnego”, ma swoje małe prawa i prawidełka, ciurka powoli, ale skutecznie. I to tę wodę zatruwają w pierwszej kolejności. Tu nam dokładają, przecież nie przez wspominanych wyżej ministrów i szefów partii, ale upierdliwych i niekompetentnych administratorów czy lokalnych watażków. Biorą sobie oni za to wszystko spore pieniądze, dobrze im w zakresie, w jakim w ogóle nadzorcom galer, klawiszom i wszelkiej służbie więziennej może być dobrze.

+++

Jeszcze nie tak dawno karierę robiło krótkie zawołanie Wojciecha Cejrowskiego „Wszyscy won!”. Zaraz potem pojawiła się masa publikacji, w których agenciaki poprzebierani za dziennikarzy udowadniali, że przecież tak nie można, koleje mają jeździć, krowy same się doić,  sędziowie sądzić, a państwo bez rządu-nierządu zginie następnego dnia po wygonieniu szkodników. To jest oczywiście bzdura służąca konserwowaniu dotychczasowych układów, kto dobrowolnie i na żywca da sobie odkroić dupę przyrośniętą do fotela? Pewnie że nikt! Idzie więc dyspozycja do zaprzyjaźnionych „organów prasowych i telewizyjnych”, tam już czekający dyżurni w lot łapią wskazówki i ruszają do boju. Beneficjenci magdalenkowej zdrady mają swoje skuteczne sposoby, żeby odwrócić kota ogonem, przydusić niepokornych, ba, może nawet wsadzić do psychuszek, mamy już takie. Pewien niedawno poznany profesor nauk ścisłych przyznał się, że ze zdumieniem obserwuje ruch w metrze, a zdumienie bierze się stąd, jak bardzo bezmyślni podróżują nim pasażerowie. Skąd to wiadomo? Ze strzępków rozmów przez komórki, z całej tej tkanki muzycznej, w którą wsłuchani są młodzi ludzie ze słuchawkami na uszach. Usiłowałem łagodzić opinię twierdząc, iż w wagonach podróżują co prawda wszyscy, ale przecież nie widać kto elita, a kto nie. I że lita zdolna zmienić w państwie wszystko to nigdy nie więcej jak 5 procent populacji. Za mało, by było widać jak na talerzu, wystarczająco, by wszystko wywrócić do góry nogami. A trzeba wywrócić, nie ma wyjścia. Wbrew tym, których nazywamy tu już w tytule obecnymi BENEFICJENTAMI…

+++

A co dalej, już po przewrocie czy jak kto woli wywróceniu? Nowi święci? Po stokroć nie! Połowa wyrzuconych foteli z przyrośniętymi do nich lokatorami w ogóle nie powinna wracać do pokojów przyjęć, gabinetów, sal rozpraw. Oba te elementy nadają się już tylko do utylizacji i zapomnienia. O, niechaj budują autostrady! Musi nastać inny SYSTEM, dom zbudowany na innym fundamencie, wzorów w historii świata co niemiara, większość nie ma już ważnych praw autorskich, nikomu na dzień dobry nie trzeba będzie płacić tantiemów. A że my od lat w cywilizacji łacińskiej to i modelu państwa długo szukać nie będziemy…

M.Z.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Koleżanka Circ zasłuzyła sie juz niejednemu i w niejednym portalu. Nie ma co sie nią przejmować. Wystarczy omijać szerokim łukiem. Dlaczego w skądinąd sympatycznym, niszowym portaliku traktują ją jak nie przymierzając hinduską świętą krowę nie wiem.

M.Z. pisze...

To nie do końca takie proste. Zapamiętałem ją z debiutu w Nowym Ekranie. Z furii, jaką tam poczęła w pewnym momencie prezentować. A później to było jak u Hitchcocka - napięcie rosło. W tej chwili gryzie wszystko wokół. Podoba mi się przyrównanie jej do hinduskiej krowy. Coś w tym jest. Tak czy siak uważam, że w sieci stanowczo zbyt dużo szaleńców. A portalik wymieniony czytam - i tylko czytam. Czasem kusi mnie, by coś dopowiedzieć niektórym autorom. Musiał bym się jednak zarejestrować. A tego akurat nie zrobię już na pewno.

Anonimowy pisze...

To w ogóle miał być tekst do Ekspedyta? Jakies takie odnosze wrażenie...

M.Z. pisze...

W pierwszej wersji tak, właśnie tam go adresowałem. No ale wyszło jak zwykle, więc jest tutaj. I im starszy w materii publikowania własnego zdania jestem tym mocniej przywiązuję się do myśli, że bez sensu jest włażenie tam, gdzie grasują święte krowy, a kto wcześniej wstanie ma prawo do zaprowadzania własnych rządów. I opiniowania reszty świata: idiota, dureń, nie zna wszystkich pism profesora Guza, braki we właściwej interpretacji "Redempter Hominis" i tak dalej.