czwartek, 10 kwietnia 2014

ZNOWU W DOMU?



Jak Państwo wiedzą reaguję na rzeczy, zdarzenia i zjawiska, które wokół naszego domu sam zauważam – ale też korzystam z obserwacji innych. I dzisiaj obserwacja właśnie moich sąsiadów. Zawarta w mailu o następującej treści:
„…Panie Marek, niech nam proszę wytłumaczy Pan co dzieje się wokół domu, że niemal codziennie, to jest każdego dnia pojawia się w kamienicy postać nie ciesząca się tu dobrą sławą, a mianowicie niejaki Zenon Murawski. Jadę po nazwisku, to jest urzędnik, nie anonim i nie widzę powodu wykropkowywania danych. Sam Pan napisał swojego czasu, że zajeżdża pod dom jak nie przymierzając udzielny książę, blokuje wjazd do garażu na poziomie zero i zachowuje się jak wschodni satrapa. Nie wiem co wynika z obecnych intensywnych wizyt, sam przecież sfotografowanego przez Pana murku przy klatce pierwszej nie naprawiał. No, pardon, zmienił się zamek w pomieszczeniu na śmieci, istnieje już połamana dawniej ławeczka pod trzepakiem, a podobno i sam trzepak odmalowano. Same sukcesy, prawda? Jak na ponad dwanaście złotych z metra kwadratowego to wręcz oszałamiające osiągnięcia… Tyle że nadal nikt z tych dzielnych ludzi nie jest w stanie powstrzymać postępującego niszczenia naszego domu w zakresie choćby wind, najgorzej jest zdaje się na Pańskiej klatce schodowej, nikt nie chce rozmawiać na temat parkingu przed domem (wykorzystywanego przez obcych, także z odległych biurowców), a na wspomnienie Pańskiej propozycji bezprzetargowego wynajęcia WSZYSTKIM chętnym pomieszczeń garażu na minus jeden za sto złotych miesięcznie administratorzy nadymają się, czerwienieją i uciekają z pola rażenia. Więc co się do cholery dzieje? Co ten techniczny dyletant nie potrafiący prawidłowo rozpoznać ruszającej się podłogi czy spadających sufitów tu robi?... Co do cholery dzieje się z obecnie urzędującymi ochroniarzami, to jakaś parodia, winno być sześciu, a jest pewnie trzech? Co z dozorcą uparcie rozbijającym przed śmietnikiem każdy mebel, także dobry, jaki trafi mu w łapska?...”

Szanowna/Szanowny! Morze tematów… Najpierw zastrzeżenie: piszę tylko o tym, czego potrafię dowieść. Samochód wymienionego Pana istotnie podczas którejś jego kontroli w tym roku - dokładnie to 3 marca 2014 - blokował wjazd do garażu na wspomnianym poziomie – i oczywiście moja dokumentacja tego zdarzenia jest zdjęciowa, nie do podważenia. Z tego co wiem kierowca obecnie wjeżdża już do środka, właśnie na minus jeden. Może? Nie wiem. Widać może i widać ma odpowiednie urządzenia do otwierania uchylnej bramy. Parking zewnętrzny najwyraźniej jest dla miejscowych, durniów i niekumatych. Administratorzy mają inne prawa. W dniu, w którym powstało zdjęcie auta blokującego drogę wyjazdową innym autom usłyszałem od tego pana, że „oni znają numer rejestracyjny mojego samochodu”. Rozmowa toczyła się obok dyżurki ochroniarzy, Z. Murawskiemu towarzyszył młody urzędnik z Irysowej, spokojny i nie agresywny, odbyliśmy potem krótką rzeczową rozmowę o samorządności. Mocno wkurzony zapytałem Z. Murawskiego skąd ta deklaracja, czyżby widział gdzieś w pobliżu, w podziemiu moje auto? Milczenie, zero reakcji. Przyznam, że mocno się wtedy zdenerwowałem i choć rozmowa nie skończyła się w żaden nieparlamentarny sposób do dzisiaj mam za złe gościowi rodzaj nieporadnej próby zastraszenia lokatora, za pieniądze którego żyje i działa. Następnym razem na pewno nie będzie tak uprzejmie. Mogę tylko dodać, że moje auto stało na zewnątrz, jako jeszcze nie przerejestrowane miało obcą numerację, prowokacja okazała się po prostu dziecinna, naiwna. A propos: nigdzie nie napisałem, że rzeczony zachowuje się jak wschodni satrapa. Gdybym koniecznie chciał „zarobić” proces sądowy użył bym znacznie dosadniejszych sformułowań. Ale – jak Pani/Pan wie staram się być rozsądny i tak działać…

Jaki jest zakres działań i obecności wspomnianego pana w naszym domu? Szczerze: nie mam pojęcia! I równie szczerze podzielam zdanie wyrażone w mailu pośrednio: nic z tego dobrego dla nas nie wynika. Kiedy zbiorę więcej potwierdzonych danych - opiszę to dokładniej. Dzisiaj jak w starym dowcipie tyle: na cuś się zanussi... Dalej: wiem kto maluje windy na mojej klatce, niestety jak zawodowcy powiadają unus testus nullus testus, jeden świadek żaden świadek. Wiem też, że po wielokroć zgłaszane przez ochroniarzy usterki zamykania drzwi wejściowych klatki pierwszej (obecnie wchodzi kto chce) pozostają do dzisiaj bez odpowiedzi. Widać jest to problem techniczny dla miejscowych administracyjnych rękodzielników nie do pokonania, choć ja, z zawodu nauczyciel języka polskiego załatwił bym tę sprawę w jeden dzień z dojazdem wozem konnym do najbardziej odległego marketu budowlanego. Za co więc ci wszyscy ludzie z Kolberga biorą pieniądze? Po co odwiedzają nas codziennie, przecież paląc jakieś paliwo i zużywając swe cenne oponki? Cóż, proszę zadać to pytanie komu innemu, może Samej Zwierzchności Administracyjnej, która nadal uparcie nie widzi degrengolady kamienicy, choć z uporem maniaka używa wobec niej pojęcia „komercyjna”.

Parkingi… Jest coraz gorzej, wokół przybywa biurowców, także sąsiedni dom mieści najwyraźniej liczne instytucje, ich pracownicy mają paskudny zwyczaj parkowania nie pod swoją chałupą, ale pod cudzą, naszą. O wynajęciu pustych garaży po stówie od miejsca mówię już od TRZYNASTU LAT, bez efektu. Policzyłem w jednym z felietonów ile to przyniosło strat finansowych. No ale widać lepiej niech się marnuje, niżby komuś miało służyć... O bezsensie drogiej jak cholera ochronie wspominam w co drugim wpisie poświęconym domowi. Na darmo. Kto komu co jest winien, że musimy utrzymywać byłych milicjantów i SB-ków, płacących najętym ludziom po dwóch albo i trzech miesiącach? Podobno ostatnio nadrabiają zaległości, krąży wieść, że ktoś dobrał się im do tyłka. Jeśli tak - to chwała mu za śmiałość i skuteczność! Za te pieniądze tylko w ciągu dwóch kolejnych miesięcy dało by się zainstalować w kamienicy taki system kamer automatycznie połączonych z internetem, że mysz by się nie prześliznęła, a „artyści” ozdabiający windy czy wiercący kluczami dziury w murach od dawna mieli by swoje pamiątkowe zdjęcia na miejscowej komendzie policji. Inwigilacja? Cóż, wolę ją na pewien czas, niż tolerowanie tego lokatorskiego chamstwa, które kwitnie u nas w najlepsze. Wybiórczo, pod konkretnymi numerami lokali, ze szkodą dla pozostałych, porządnych lokatorów… Po półroczu przegląd stanu posiadania: gdy nikt nie czyni nic złego rezygnujemy z  kamer stale działających, włączamy system wybiórczo. Albo w ogóle zeń rezygnujemy.

Dozorca… Proszę odszukać odpowiedni wpis, nie lubię powtarzać się bez końca. Względem rozbijanych mebli – ja akurat nie zauważyłem. Pamiętam natomiast, że był przez wiele lat taki zwyczaj, że niechciane sprzęty w całości zanosiło się do pomieszczenia obok toalety ochroniarzy – i każdy, kto chciał umeblować na przykład działkę mógł sobie z tego składu wziąć dowolną rzecz. W imię tego właśnie, że rzeczy winny służyć ludziom, niekoniecznie na podpałkę. W czasach, kiedy byłem reprezentantem lokatorów miałem informację, że z konta naszego domu co miesiąc schodzi 1500 zł na utrzymanie porządku. Później okazało się, że 1100 zł z tej kwoty bierze firma pośrednicząca, 400 zł dostaje dozorca. Czy tak jest dzisiaj? Nie wiem, zapewne tak. Jak to rozwiązać – też już opisałem, proszę receptę znaleźć w tekstach z końcówki roku 2013 i początku bieżącego.

Dzisiaj na tyle… Nie jestem niczyim reprezentantem, w tym miejscu prezentuję wyłącznie własne zdanie i własne opinie – na własną odpowiedzialność. Z ukłonami dla respondenta/respondentki!

M.Z.
==========================================

Jako PS do jednego z wpisów komentujących: proszę bardzo, to fotka dokumentująca to, o czym pisałem pod tekstem głównym w bloku komentarzowym. Wyraźnie widać, że tuż obok znajduje się wolne miejsce, w które kierowca powinien wjechać - ale wybrał parkowanie "po pańsku". Czyli jak zwykle. To wolne miejsce nie było zajęte w chwili, w której nadjechał Jaguar. Stało puste od co najmniej pół godziny. Nie publikował bym gdybym już dzisiaj nie spotkał się z sugestią, że być może zmyślam. Nic podobnego, zdjęcie dowodem! Nie jest zatem tak, że oto przyczepiłem się wyłącznie do spieszącego się do ważnych zadań urzędnika administracyjnego, ganię źdźbła w cudzych oczach, a nie widzę belek w tych najbliższych. Widzę. Niestety...
M.Z.

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Panie Marku: to co w takim razie dzieje się Pańskim zdaniem z naszym domem? Czemu zawdzięczamy te wszystkie nerwowe ruchy ludzi, o których Pan pisze?

M.Z. pisze...

Mogę Pani/Panu przedstawić wyłącznie swoje zdanie. Opieram je na informacjach pozyskanych na drodze działań klasycznie dziennikarskich – zatem proszę dalej nie pytać kto, co i kiedy powiedział, to są moje źródła, którym obiecałem ochronę.

Moim zdaniem koszty obsługi domu przez obecnych zarządców przerosły ich plany i założenia. Stali się niewolnikami arbitralnie ustalanych, zawyżanych w stosunku do wartości rynkowych cen. Dotyczy to w pierwszym planie kosztów napraw koniecznych – odmalowywanie wind czy klatek schodowych do takich należy. Proszę też policzyć koszty napraw w zakresie podziemia, fundamentów itd., tu dysponuję również stosowną dokumentacją fotograficzną. Pochopnie wyrażana zgoda na przebudowy niektórych lokali skutkuje tym, że zalewane są sąsiednie mieszkania. I zgniłe mury trzeba jakoś zabezpieczyć… Podobnie rzecz ma się z ekspresowym docieplaniem wyższych kondygnacji – bez tego zabiegu dom nie przeszedł by audytu energetycznego, rzeczy obligatoryjnej od czasów wejścia do Unii. Wilgoć pojawia się nie tylko na piętrach niższych, dotyczy dzisiaj także wyżej położonych lokali. W świetle prawa formalny właściciel zobowiązany jest do usunięcia tych usterek. Albo do obniżenia ceny za najem – co przecież w latach minionych było faktem! Dzisiaj zarządcy nie potrafią już wykazywać się przed swoimi organami zwierzchnimi lub jak kto woli kontrolnymi wzrastającym „urobkiem”. Zrodziło to najpewniej określoną nerwowość. Ta narasta, ponieważ ujawniają się kolejne niedoskonałości źle przeprowadzonych remontów w poszczególnych lokalach. Kiepska firma tym się zajmująca kiepsko położyła gładzie sufitowe, niechlujnie przykleiła kafelki do ścian i podłóg – to wszystko wychodzi dzisiaj i będzie wychodzić jutro. Nie wspominam tu o stratach poniesionych w wyniku zawyżenia cen najmu na przykład powierzchni garażowych czy sklepowych. Kurczowe trzymanie się wartości wziętych z sufitu, ale przecież zatwierdzonych przez kogoś tam spowodowało, że jak w całej Polsce każda kolejna podwyżka generuje nie dodatkowy zysk, ale dodatkowe straty. Poważnie mówiąc nikt nie chce dopuścić do świadomości istnienia prawa ekonomicznego wyrażonego tzw. krzywą Laffera – każda podwyżka podatków, cen po przekroczeniu pewnego poziomu generuje, tu się powtórzę, wyłącznie straty, nie zyski! I ta świadomość wreszcie dotarła do zarządców. Jakie mają wyjście? Na bezkonfliktową obniżkę czynszów raczej nie pójdą, ich prawa (bo przecież nie nasze!) są tak skonstruowane, że stoją pod ścianą, nie mają się gdzie pokojowo cofnąć. Prawdopodobnie powstał plan zapacykowania tego, co da się zapacykować, ukryć – a następnie po wizycie „zaprzyjaźnionego rzeczoznawcy” wycenienie domu na jakąś potężną, znów wziętą z sufitu kwotę i przeznaczenie go do sprzedaży. Czy to będzie łatwe? Na pewno NIE! Nie bez powodu po raz n-ty przywołuję fotki zniszczonej przez miejscowe gówniarstwo windy – ale przecież mógłbym opublikować także fotki zniszczonych ścian zewnętrznych, niewinna gra kilku „chłopczyków” w piłkę nożną i walenie świńskim flakiem w delikatny tynk tak właśnie się objawia… Uruchomiono więc wszystkie siły zdolne albo do zastraszania lokatorów, albo skutecznego wmówienia im, że jest wspaniale, a będzie jeszcze wspanialej. Że o nie działających zamkach, zgniłych ścianach, odpadających tynkach, ruszających się podłogach nie ma co mówić, ten typ tak ma i powinniśmy być szczęśliwi, że nie jest gorzej, że nie mieszkamy pod mostem, że jeszcze nikt nas tam nie wyrzucił, a przecież teoretycznie mógłby… Od lat nikt nie chce słuchać, że nie wzięliśmy się tu znikąd, żaden lokal komercyjny nie został zasiedlony li tylko na podstawie jakiegoś arbitralnego socjalistycznego nadziału, przedtem oddaliśmy miastu inne mieszkania, w których lepiej lub gorzej, ale jednak jakoś żyliśmy. Innymi słowy: MAMY SWOJE KODEKSOWO ZAPISANE PRAWA!!!

Tak to widzę. Tak postrzegam działania wszystkich wymienionych osób. A kilka dodatkowych ustaleń i informacji zachowam dla siebie, nie wykładam zawsze wszystkich kart na stół.

Anonimowy pisze...

No paczpan, a ja myślałam, że to inne twarze się tu snują co rano i węszą. A to Znakomity Zenek... Że też nie ma wstydu by sie tu w ogóle pokazywać. Niech no tylko wpadnie w m oje lapki...

M.Z. pisze...

Nie wiem w czym rzecz - nie mogę się odnieść.

Anonimowy pisze...

A propos rzeczy różnych, lokatorów, ich zachowań i takich tam... Wczoraj, w sobotę 12 kwietnia rano na chodnik przed klatką pierwszą wjechał samochód marki Jaguar. Jeden z Pana sąsiadów czyni to odkąd pamiętam - jest miejsce na parkingu przeznaczonym dla samochodów, czy go nie ma - ten gościu wjeżdża zawsze na chodnik. Pakuje dzieci do środka i gdzieś się oddala. Takie zachowania jak widać to nie tylko specjalizacja administratorów sfotografowanych przez Pana. Czy ten człowiek nie zdaje sobie sprawy, że robiąc co robi uczy własne dzieci pogardy dla innych? Pogardy dla zasad zachowania? Proszę o opublikowanie tego maila.

M.Z. pisze...

Ależ Miła Pani/Miły Panie! Publikuję jak najchętniej, ba, powiem nawet, że sfotografowałem ten incydent, jeden z wielu podobnych albo takich samych z udziałem tych samych osób. Fotka wyraźnie pokazuje, że jednak miejsce na prawidłowe parkowanie BYŁO TUŻ OBOK. Nie wiem z czego zdaje sobie rzeczony facet sprawę, a z czego nie zdaje, mam bardzo niską ocenę takich zachowań, ich sprawcy również. Artur Mikołajewski, o nim bowiem mowa, prowadził kiedyś stronę związaną z tym domem, ba, wybraliście go nawet na jakiś czas reprezentantem lokatorów. Na swojej stronie w kulawej polszczyźnie publikował jakieś tam własne przemyślenia, mnie osobiście zasłużył się publikowaniem ankiet na mój temat, o ile dobrze pamiętam jechał równo z górki pod hasłem "Co kto sądzi na temat Zarębskiego?" Albo jakoś tak, wtedy mnie to nie obchodziło i po prostu nie zarchiwizowałem wypocin. Dzisiaj jest tylko śmiesznym wspomnieniem czasu minionego, choć oczywiście opisane zachowania śmiesznymi już nie są. Co w takim razie dzieje się, że nie jedną postać, ale dwie postacie charakteryzuje ten sam wzór zachowań? Domyślam, się, że każdy ma tu swoje zdanie na temat, ja też, moja definicja jest zdecydowanie nieparlamentarna, więc jej z rozsądku tu nie przywołam. Z góry też uprzedzam, że na żądanie usunięcia imienia i nazwiska z bloga nie zareaguję, niczego nie usunę i nie wykreślę, chcesz pan panie Mikołajewski podać mnie do sądu za swoje zachowania i moje o tym mówienie - proszę uprzejmie, czyń co masz czynić, rozsądzą inni. Ale podobnie jak Pani/Pan uważam, że pseudo-hrabiowskie nawyki uczą kolejne pokolenia pogardy dla reszty świata. I nie widzę powodu, by o tym milczeć...

M.Z. pisze...

Stosowna fotka już na stronie, jako dodatek do tekstu głównego.

Anonimowy pisze...

A może by tak jednakowoż zebrać się i obgadać wspólnie te wszystkie sprawy? No bo inaczej nie uporamy się z tym wszystkim. U mnie ostatni remont trwał za sprawą tych administracyjnych "znakomitości" niemal dwa lata, podobnie u sąsiadów. A później i tak zostaliśmy przez administrację oskarżeni o to, że wszystko przez nas, bo nie chcieliśmy wpuszczać ekip remontowych kiedy im pasowało. A im pasowało wtedy, gdy było już po naszych urlopach, gdy musieliśmy iść do pracy żeby opłacić te abstrakcyjne opłaty za mieszkanie tutaj. Co jest do jasnej cholery - przecież nie jesteśmy bezradni!

M.Z. pisze...

Miła Pani/Miły panie! Prawie już nie mam cierpliwości do podobnych wezwań: więc proszę działać, proszę organizować swoich sąsiadów! Proszę wywiesić na klatkach info o zebraniu tego i tego dnia, podpisać się pod tym, poprowadzić zebranie. Ja przyjdę na pewno, a potencjalnie zapytany powiem co mam do powiedzenia. Proszę wybrać swojego reprezentanta i zobligować go do podjęcia wszystkich stosownych działań. Jest dobry czas, zbliżają się wybory samorządowe, o ile na początku każdej rozpoczętej kadencji głos wyborców nie liczy się - to dzisiaj o te głosy już się zabiega. Powołano do życia twory przy Prezydencie Miasta, które mają komunikować się z obywatelami, które potrafią wymusić na administratorach czy zarządcach określone zachowania. Mają Państwo wielką szansę wygrania określonych rzeczy - ale trzeba własne żądania zidentyfikować, nazwać, a następnie przedstawić publicznie. Za to nie grozi zsyłka na Sybir, co najwyżej obrażone miny tego czy owego. Proszę tylko o jedno: wybierzcie reprezentantów rozsądnie, niechaj działają dla dobra ogólnego, a nie załatwiania własnych interesów. Bo to się nie sprawdziło, to rozbiło ten dom i jego lokatorów na nieważne, drobne części, z którymi można uczynić co się komu podoba. Acha, ja nie startuję w żadnych podobnych wyborach! Ale bezczelnie proponuję nie poświęcać nadmiaru czasu tym, którzy tu nie mieszkają realnie, albo formalnie nie mają żadnych praw wyborczych w miejscowym plebiscycie.

Anonimowy pisze...

Panie autorze: w pańskim tekście jest sprzeczność. Bo skoro ostatnia fotka pokazuje wolne miejsca na parkingu - to czemu pan pisze, że nie ma wolnych miejsc?

M.Z. pisze...

Guzik, a nie sprzeczność panie komentatorze! Ta fotka pokazuje stan z soboty, z godzin przedpołudniowych, kiedy sąsiednie biura nie pracują, towarzysze słoiki z okolic pojechali po wałówki, a miejscowi w znacznej części udali się w kierunku działek, gdzie reanimują właśnie grządki z marchewką. Wpadnij pan tu w tygodniu - a zobaczysz o czym piszę. Kiedyś proponowaliśmy postawienie niewielkiej tablicy informacyjnej, że to parking tylko dla lokatorów tego domu. Dla administratorów to problem nie do pokonania - więc nie postawili. Wywieszkę przymocowaną na drzwiach do garażu poziom zero, że nie wolno walić w bramę piłką nożną produkowali kiedyś PÓŁTORA roku. W końcu zawisła. I to jest ten poziom dialogu z lokatorami, o którym piszę bez końca. Nie łap więc mnie pan na rzekomych błędach, bo to guzik prawda!