piątek, 17 stycznia 2014

MEDIA, MEDIA...



Kto ogląda i słucha sam sobie szkodzi… Prawda, zgadzam się! A jednak w samochodzie miast dziury w kokpicie jakieś radio tam jednak tkwi. Uruchamiam silnik – włącza się. Królują „złote przeboje” – czyli takie, za które nie trzeba już płacić tantiemów autorskich. Polska rzekomo żyje muzyką lat 70- i 80-tych. Współczesność nie istnieje. A jeśli już to tylko dlatego, że co jakiś czas wznawia działalność Front Propagandowy. Dzisiaj info niemal wyłącznie o tym jak bardzo szkodliwa jest własność. I że wyższą formą egzystencji jest korzystanie z tak zwanych „użyczeń”. Mieszkanie kwaterunkowe, samochód w leasingu, sanki na raty (akurat spadło trochę śniegu), dzierżawiona linia łączności internetowej. Ciekawe czyje niedługo okażą się żony - i mężowie? Bo że dzieci państwowe to już wszyscy wiedzą.

Co kilka dni temu napisałem o braku informacji sondażowych – dzisiaj okazuje się nieprawdą. Prawdziwy urodzaj na sondaże! Ten goni tamtego, ludzie ponoć słuchają starych komuchów, PO gwałtownie skacze do góry z powodu nowej fali obietnic Ryżego. Ileż trzeba bezczelności, by w gwałtownie ubożejącej zbiorowości opowiadać takie pierdoły?… No ale mamy chyba jej niezmierzone pokłady, końca akcji nie widać. Tak, oczywiście próbowałem się bronić. Na jakiś czas w miejsce współczesnego radiowego „kołchoźnika” wstawiłem CB-radio. Efekt taki, że na początek ukradli antenę, za wcześnie wróciłem i nie dobrali się do środka auta. Pasmo obywatelskie (citizen band – a więc CB) też zresztą monotonne – jak nie korek lub sprawdzanie zasięgu to marudzenia kierowców ciężarówek. Odpuściłem…

W materii „poważnej” tyle podczas krótkiej podróży zdołałem się dowiedzieć, że w wyborach do parlamentu EU wszystkie partie wystawiają „doświadczonych” polityków. Kusi dobry zarobek w euro, co? Widać parcie na Brukselę jest tak przemożne, że w obietnicach nie ma już granic – byle tylko załapać się do tego koryta, byle tylko wyjechać… W końcu Titanic tonie, więc może nie ma co się tak bardzo dziwić? Szczerze mówiąc mnie tam wszystko jedno kto nas opuści, a kto zostanie. Może niektórych mordek będzie mniej na ekranach? Może mniej zamącą w Polsce? Tak, wiem, to są złudne nadzieje, odejdą jedni, pojawią się kolejni miłośnicy zegarków albo Meroli czy BMW  z przyciemnianymi szybkami. Nic się nie zmieni. Dalej partie polityczne będą przemawiały do innych partii, dalej święci Królowie Żebraków będą kombinować jak tu za złotówkę sprzedać sobie samemu aktywa i utopić w rzece milionowe długi. Gdzie te czasy, kiedy powiadało się, że zima wasza, ale wiosna nasza? Se minelo – se ne vrati…

A podatnik albo lokator ma płakać i płacić. Z małego domowego podwórka: odwiedzili mnie ostatnio przedstawiciele administracji. Powód? Zainteresowanie dlaczegóż to tak mało się ocieplam, ergo mało płacę. Bo inni podobno ciepłego cugu sobie nie żałują… Wygoniona w teren skądinąd sympatyczna dwójka (nadto ich odczyty liczników ZAWSZE prawidłowe!) z pewnym niedowierzaniem obejrzała kaloryfery: zawory pozamykane. Lokator w piżamce osłoniętej jakimś polarkiem, w chałupie mróz nie fruwa w powietrzu, co to będzie? Ano nic nie będzie. Oszczędzamy, proszę państwa! I nie ma żadnej dodatkowej, nielegalnej rury od węglowej kozy…

M.Z.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czemu z tymi felietonami nie wypływasz na szersze wody? Dlaczego nie w Neonie, 3Obiegu, albo jeszcze gdzieś tam? Nie szkoda Ci własnej pracy wduszonej do czegoś marginalnego? Czyta Cię w ogóle ktoś poza wąską grupką osobistych wrogów?

M.Z. pisze...

Chcę być gdzie jestem. Całkiem mi z tym dobrze . Uważasz, że jestem marginalny? Może i tak - ale w takim razie co tu robisz? Margines i dewiacja Cię skusiła? Nie, nie chcę być nieuprzejmy, zresztą za dewianta też się nie uważam. Chcesz mnie czytać? To przecież masz wolne wejście na stronę. Jak ci z obu Ameryk, Niemiec, Francji a nawet Chin. Opisuję co mi w rozumie się pojawi. Kto chce - przyjmie do wiadomości. Kto nie chce - więcej tu nie wejdzie. Po co mi przemawiać do milionów? Nie mam im nic do powiedzenia, to zabawa dla goniących za mołojecką sławą. Chcę być kameralny - i jestem kameralny. Tysiąc razy powtarzałem: ja się dzisiaj zajmuję kroplą wody, nie oceanami. A że czasem da się z kropli wywieść prawidła ogólne... Mój Boże - to wspaniale! Przynajmniej nie popada się później w takie idiotyzmy, jak wymieniana ostatnio Iza Falzmann z ostatnim swoim tekstem "Śpioszki w rozmiarze XXXL". Co się nieszczęsnej stało? Nie mam pojęcia. Może popularność i wysokie oceny, także niestety moje, uwiodły i nie ma już odwrotu? A może to tylko mały wypadek przy pracy... Zobacz jak drobiazgowa i niewiele znacząca riposta w komentarzach, no, może za wyjątkiem Ratusa. Zobacz co z tego tekstu wynika - bo nie mazgajowatość ogółu facetów, raczej babskie frustracje, żeby nie powiedzieć dosadniej pierdolce. Że co, że niby faceci ostatnio do bani, dziwni jacyś tacy i "miętcy"? Owszem. To po części prawda. Niestety blogerka jeszcze wczoraj uważana przeze mnie za doskonałą nie potrafiła tego ująć inaczej, jak przez pryzmat swoich końskich feblików. Zapewne nie ma pojęcia co to przepływomierz, jak napompować koło i czemu przy odpalaniu z sąsiedniego akumulatora czerwony przewód musi iść do czerwonego. Mam wywodzić, że z tego tytułu wszystkie baby to lesbijki? Głupota. No więc ja się przy okazji chcę ustrzec przed tym, co blogerkę Izę właśnie spotkało: wypłynęła na Atlantyk kajakiem i teraz wrzeszczy, że woda podchodzi jej pod tyłek. Jak jej odpowiedzieć inaczej, niż okrzykiem "Wiosłuj cholera bo z kursu schodzimy!"? Tutaj, w moim małym grajdołku, nie muszę łasić się byle bzdetami o popularność. Po prostu na popularności mi nie zależy - a własnego zmysłu krytycznego wobec własnej "tfurczości" oszukiwać nie zamierzam.
Czy wytłumaczyłem dostatecznie jasno?