czwartek, 2 stycznia 2014

DODATEK DO...


Właściwie to sam nie wiem do czego: czy do poprzedniego wpisu, czy do opinii, jakimi ostatnio telefoniczne się ze mną podzielono. Oj, nie dlatego, że tak bez przerwy telefonują, to działo się raczej przy okazji wymiany życzeń noworocznych, z głównym pytaniem dlaczego rok miniony opisuję tak szkaradnie. Bo był szkaradny – i tyle! Pozostał jeszcze do załatwienia cykl pytań „Dlaczego to nie ja”. O tym niżej.

Najpierw o opisywanym tam w leadzie grabieniu. Mam na myśli wzrastające czynsze, ceny i podawane motywacje tych wzrostów. Zwłaszcza to ostatnie: motywacje. Od kiedy zalegając niespełna dwieście złotych otrzymałem wezwanie do zapłaty i doliczenie do niej kosztów procesu, którego nie było – zwątpiłem czy kiedykolwiek będzie jeszcze normalnie. A ktoś pisujący takie bzdury weźmie koło i walnie się w czoło. Osoba, która rzeczone pismo widziała na własne oczy twierdzi, że istnieje jakiś cień szansy, że po prostu źle zrozumiałem pseudo-prawniczy bełkot, a intencje jego polegać mogą na straszeniu, a nie żądaniu – ale ja się głęboko z taką interpretacją nie zgadzam. Urzędowe pisma mają  być jasne i zrozumiale dla każdego adresata, nawet jeśli pisane są przez hydraulika, a nie kogoś podobno będącego prawnikiem. Jeśli jest inaczej – wywalić takiego hydraulika na zbitą mordę z powrotem do złącz i kolanek. Podobnie rzecz ma się z  tłumaczeniem tegorocznego budżetu przez tego ryżego durnia z rządu: rok temu zaplanowano deficyt 35 miliardów i było źle. A na ten rok deficyt wynosi już 50 miliardów – wiec naród ma go kochać mocniej. Aż prosi się o przywołanie starego „Kury szczać prowadzać, a nie bawić się w politykę!”. Dalej już denerwować się nie wolno, przyszedł czas oszczędzania sił na inne czynności. I tu przylatuje nieproszona myśl, za pomocą której tłumaczyłem kiedyś sąsiadowi czemu zimą paraduję w białym kożuchu o niemodnym fasonie zwanym ongiś „oficerskim”. Dlatego – perorowałem – że nie wiadomo kiedy trzeba będzie iść do „leśnych”, a twoja niebieska kurteczka z połyskiem mało się do tego nadaje. Takiś sprytny – mówi sąsiad – a co będzie jak przyjdzie odwilż i zima bezśnieżna? Nie bój bidy – ja na to – mam i skórkę baranią brązową, damy radę!

Z tymi blogerami, o których w poprzednim tekście sporo kłopot jest taki, że moim zdaniem większość z nich to nie Polacy, ale co najmniej Włosi. Ja co prawda znałem Włochów ledwie czterech – ale każdy z nich był tak nadęty własną wspaniałością, że podchodzenie doń bliżej jak na metr mogło skończyć się porażeniem prądem. I co ważniejsze w ogóle nie zamierzali się zmieniać, ba, nawet nie wiedzieli, by można było inaczej. I jeszcze golili się cztery razy dłużej, niż baba wybierająca się na bal nakładała na twarz tapetę. Do dzisiaj uważam to za zboczenie. Co tam robili przed lustrem tyle czasu? Nie mam pojęcia, więc zakładam, że podziwiali ową własną wspaniałość. Nie inaczej jest z większością Mistrzów Blogerskiego Pióra. Cedzą, cyzelują, odkrywają, klepią te swoje zmarszczki i pudrują pryszcze - i nic. Jakoś nie chce mi się wskakiwać w historię osiemnastowiecznej Anglii, w interpretacje słów proroków też nie. Tu więc autorzy tych cymesów mają zapewnione co najmniej pełne bezpieczeństwo, czeka ich długa jeszcze pisanina, widownia już śpi i nieprędko się obudzi. Dlaczego jednak kompletnie nie zachęcający niczym i do niczego Wojtas bryluje na Neonie24 – nie mam pojęcia. Widać o szczegółach nie można zbyt wiele mówić, tu mam na myśli moją obsesję opisywania tego, co znane i obok piszącego, a nie potencjalnych buntów społecznych na Andromedzie dwieście lat świetlnych przedtem. Dlaczego niby ja tego nie robię co innym zalecam? Ejże, ejże – a o czym jest to wszystko na tej stronie?

Jest więc dalej tak, że spore grupy tracą czas na te wszystkie ultra mądre pierdolety – a nie widzą, jak złodziej wyjmuje im portfel z kieszeni. Albo wymyślają nowe obszary gimnastykowania umysłów – a nie chcą porozmawiać o pewnych umiejętnościach, poniżej których nie wolno chamów wpuszczać na salony, a dyslektyków sadzać na stołeczkach korektorów. Cóż, jest jak jest i dzisiaj już widzę jasno, że swoimi niemrawymi protestami niczego nie zmienię. Przez co niejaki Ziemkiewicz z bardzo sprawnym piórem, ale mocno zdeprawowanym poglądem na coraz więcej spraw będzie błyszczał na nieboskłonie jeszcze sto lat, konkurencja wymarła. Dla niego – i braci Karnowskich, i panów Lisickich i Lisieckich. I wielu innych, co to marzą o odkupieniu willi po gangsterze w Magdalence czy Józefosławiu i podjeżdżaniu pod posesję co najmniej Bentleyem. Co z tego, że w leasingu? O wykup to się będą martwić już spadkobiercy…

Kiedyś, przy okazji „demistyfikowania” pierwszej Solidarności jej zajadli przeciwnicy – ujawnili się wiele lat później, kiedy już można było szczekać na lewo i prawo – twierdzili, że wszystkie te robotnicze bunty o kant tyłka rozbić. Bo w istocie miało chodzić o podwyżki cen kiełbasy i wódki. Bzdura! Ale spójrzcie na to dzisiaj pod tym kątem: podwyżek więcej i bardziej bezczelne, niż wówczas, a spokój taki, jakby każdy miał po milionie z Lotto. Więc macie rację, drodzy interpretatorzy, czy raczej nie  macie? Oj, oczywiście jest różnica czasów, wielkich zakładów przemysłowych już nie ma, tę dawną „klasę robotniczą” zastąpili zboczeńcy i genderyści, mniej ich, więc też i nie ma się czemu dziwić. Prywatnie twierdzę jednak, że to co dzieje się naprawdę poza kilkoma większymi miastami powoli przekracza linię wytrzymałości. Owszem, niemrawe to bunty, raczej polegające na nie płaceniu dzikich powinności – ale i tu istnieje pewna granica, poza którą nikt się już nie posunie, bo trzeba będzie zlicytować i zamknąć pół narodu, a na to po prostu miejsc w pierdlach nie wystarczy. A utrzymanie jednego więźnia też kosztuje i to wcale niemało. Ostatnie informacje mówią o kwotach idących w tysiące złotych miesięcznie. I co z tym zrobić?

Kiedyś starsi ludzie mówili, że dzień, w którym nie było widać, ani słychać ptaków od razu nosił znamię nieszczęśliwego. I takim się okazywał. Czy zauważyliście, że nie ma już dawnej nawały badań popularności tej czy innej partii? Dla mnie to są właśnie te przysłowiowe ptaki. Czy znacie kogoś, kto chciał ostatnio w ogóle gadać ze świergolącymi panienkami zadającymi przez telefon podobne pytania? Co, zaczęli kleić koperty i papierowe torby? Nie wierzę. Po prostu wycisza się coś, co dla dysponenta, tego prawdziwego, jest zwyczajnie niewygodne. Wchodzą tematy zastępcze. Najlepiej, gdy przynosi je życie: jak ostatni wypadek spowodowany przez pijanego i pewnie naćpanego kierowcę, który zabił sześć osób. Ja oczywiście nie deprecjonuje tu w żadnym wypadku rangi nieszczęścia, które spotkało ofiary. Ale dla rządu okazja wymarzona: gadać nie o złym, zbójeckim budżecie i noworocznych podwyżkach, ale o problemie, czy pijanym kierowcom zabierać samochody, czy raczej sadzać ich na sto lat. I poważni zazwyczaj blogerzy tym właśnie się zajmują…

M.Z.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A ja jestem za tym, by pijanym kierowcom bezwzględnie zabierać narzędzia przestępstw, czyli samochody... Jakos nie słyszałam Twojej aprobaty dla tego pomyslu.

M.Z. pisze...

I nie usłyszysz! Bo to jest sowieckie myślenie o kolejnym pretekście do grabieży! Tak postępuje państwo słabe i nastawione na bezprawne represjonowanie swoich obywateli. W państwie poważnym już dawno byłoby po wyroku. I z całą pewnością jego uzasadnienie zawierało by też uwagi o tym, o czym dzisiaj się nie pisze: że tuż przed wjechaniem w niewinnych ludzi świadkowie słyszeli huk, najpewniej wynikający z wjechania pojazdu na rodzaj progu. To nie umniejsza winy sprawcy bezpośredniego – ale moim zdaniem czyni winnym także durnia, który to „urządzenie” rzekomo zwalniające prędkość przejeżdżających pojazdów skonstruował i zainstalował tak, że skutki brawury naćpanego zabójcy zwiększyły się.

Uważam zatem, że jesteś, Miła, zwykłą ofiarą zamętu myślowego, jaki od lat wprowadza się u nas do powszechnego obiegu. Zgłupionymi łatwiej się powoduje ergo rządzi - i zgłupionych grabi.

Anonimowy pisze...

Dwie sprawy: pewnie czytasz tez inne portale. Co ty na dictum sędziego Wojciechowskiego? i dwa: jaka przyszłość tych portali, które pośrednio wymieniłeś?

M.Z. pisze...

Rozumiem, że pytasz o coś, co miedzy innymi ukazało się w Salonie24. Na miejscu tego sędziego, a dzisiaj posła spalił bym się ze wstydu, zanim powiedziałbym coś równie głupiego! Zarządzanie strachem, tak się to przecież da ująć, to nic innego, jak jawny faszyzm, albo komunizm. I poseł wygaduje takie rzeczy, horrendum...

Przyszłość wymienionych przeze mnie portali? UWIĄD. Więc tak naprawdę nie ma dla nich żadnej przyszłości. Przepraszam - ale dzisiaj nie chce mi się wałkować tego po raz setny. Na tych Titanicach utonie wiele porządnych osób i to jedyna szkoda...

Anonimowy pisze...

Jakich porządnych osób? Toż to w większości głupole! Zamiast poćwiczyć gdzieś w kąciku pchają się do roboty, która ich przerasta tak o pięć długości... Przy czym uważam niektórym i ćwiczenia nie pomogą. Widzisz co się dzieje na 3Obiegu?

M.Z. pisze...

Ano widzę. Tylko co ja mam im poradzić? Co mam zrobić jeśli kolejna próba nawiązania jakiejś łączności z szefem i właścicielem praktycznie odrzucona? Wchodzić w spory filozoficzne z Wojtasem? Toż to obrzydliwe, on jest śliski i impregnowany jak stary ortalion zanurzony w oleju silnikowym. Na to mam tracić czas? Nie! Piszę więc swoje felietoniki tutaj, dyskutuję gdy są chętni, patrzę na świat własnymi oczyma - i niech to cholera nic więcej robić nie zamierzam! Pzdr.