Kiedy po zakończeniu cyklu chorób zacząłem wreszcie
wyłazić na zewnątrz – część komentarzy do tekstów, jakie tu ostatnio popełniłem
przeniosła się do sfery pogaduszek osobistych. To znaczy: ja wyłażę na „powietrze
świże”, a ktoś odczuwa nieprzepartą potrzebę zapytania czemu myślę jak myślę. Oj,
nie miliony mnie indagują, ostatnio to były raptem trzy rozmowy. Za to
charakterystyczne…
Najpierw czy naprawdę
uważam, że media kłamią. Tak, naprawdę tak uważam: media kłamią! Ale tu też od
razu należy dodać, że w swój specyficzny, podstępny sposób. Nie ma bowiem tak,
że z dziennika telewizyjnego dowiadujemy się, iż dwa i dwa to jest od wczoraj
siedem. Nie. Raczej informuje się nas, że Polska żyje problemem tego zboczeńca
Trynkiewicza, pijani kierowcy znów kogoś tam rozjechali, a radni gminy Kacze
Doły Północne postanowili, że od jutra nie będą litować się nad dłużnikami właśnie
licytowanymi przez komorników. No i że oczywiście dobry Murzyn Obama dalej
obstaje przy odebraniu Amerykanom wszelkiej broni. Tak to widzą konstruktorzy
siatki informacyjnej. I moim zdaniem rozsiewając owe zakłócone w proporcjach
wieści kłamią bardziej, niż radziecka „Prawda” za czasów Stalina, a może nawet
wcześniej Lenina. Chodzi oczywiście nie o kłamanie dla kłamania – tu gra toczy się
o znacznie wyższą stawkę, a mianowicie o przygotowanie publiki do tego, co wkrótce
ma nastąpić. A ma nastąpić czas wywłaszczania ludzi z resztek tego, co jeszcze
wczoraj mieli i co wydawało im się nienaruszalne. W imię na przykład totalnej
obrony przed zboczeńcami, albo totalnej władzy bankowców nad wszelkim innym
stworzeniem żywym i martwym. Leninowska organizacyjna funkcja prasy jest tu tak
oczywista, że aż dziw bierze, że tak mało ludzi w tym się już połapało.
Jaki powinien być polityk
i dlaczego wieszam psy na „agencie Tomku”? Od początku: polityk winien być skuteczny
i z jajami, jego żony i kochanki nie mają dla mnie znaczenia. Zaś agenta Tomka
nie sugerowałem ubić i zakopać, ale pozbawić wpływu na stanowienie prawa, czyli
pracę w Sejmie RP. Dlaczego? Ponieważ nie dorósł do tego - tak jak milicyjny „krawężnik”
nie dorasta do funkcji kreatora ustaw o bezpieczeństwie państwa. To są inne
światy po prostu, inna skala myślenia. I zabawa prezesa Jarosława godzącego się
na wystawienie nieszczęśnika w wygranych przezeń wyborach parlamentarnych
okazała się jednym wielkim nieporozumieniem. Ciekawe ile takich wieści jeszcze
do nas dotrze? I właściwie mogę już zapytać wprost: dlaczego niby spalony agent
ma być lepszy ode mnie czy mojego rozmówcy? Też chciałbym mieć jego sejmową
pensję…
Korporacje… O tym
właściwie było u mnie najmniej – ale pytania i tak się mnożą. Odpowiadam: źle myślę o korporacjach, ponieważ to jawna
i usankcjonowana forma zdobywanie terenu pozornie bez krwawych ofiar. W istocie
te ofiary oczywiście występują, tyle tylko że zostają zapisane po stronie nieszczęśliwych
wypadków z powodu zawiedzionych miłości (to coś takiego jak wykrętna drogowa „nadmierna
prędkość”) albo kłopotów ekonomicznych. A jakie do cholery może mieć inne
kłopoty ktoś, kogo najpierw wyżęto do cna, a następnie wyrzucono z pracy? I
zrobił to oczywiście nie sam Najgłówniejsze Szef, ale jego polski
współpracownik, coś na kształt kapo w obozie pracy albo i koncentracyjnym…
Korporacje są najgorszą zarazą, jaką do nas przywleczono, tu wspieram się również
zdaniem ludzi mówiących wprost o tym, że jesteśmy jak kraj kolonialny, w którym
tubylcy muszą pracować na swoich panów. Przynajmniej tak długo, póki w ruch nie
pójdą maczety i dzidy, to się już zdarzało, powiem więcej: i u nas może
zdarzyć, stąd władzuchna nie ufając własnym pretorianom postanowiła
zabezpieczyć sobie możliwość wezwania pretorian z krajów ościennych. Powywieszać
zdrajców? Pięknie – ale jak to zrobić w narodzie mentalnie spacyfikowanym i
ogłupionym, gdzie byle gnój dobrze zarabiający automatycznie aspiruje do miana „Ałtorytetu”?
No i na koniec dlaczego
czepiam się tych nieszczęsnych administratorów? Po pierwsze moich gości
opisanych w poprzednim felietonie NIE CZEPIAM SIĘ ANI-ANI!!. To są jak
najnormalniejsi pracownicy skrzętnie wypełniający polecenia „zwierzchności”,
nie robią tego agresywnie i starają się rzecz całą przeprowadzić jak
najdelikatniej. Tak było i tym razem. Problem jednak polega na tym, że podejrzewam,
iż to nie im, ale właśnie ich „zwierzchności” wpadł do łba utopijny pomysł, że
jak ktoś świadomie oszczędza, to pewnie dlatego, że oszukuje. I że należy go
złapać, przygwoździć i pewnie naliczyć jakąś solidną karę. To jest po prostu
pomysł niesłychany, tak durny, że ktoś, komu wpadła do chorego łba ta myśl powinien
iść do kąta i zrobić nie mnie, ale sobie
seppuku – albo jak tam się nazywa ta swoista forma rezygnacji ze zbiorowości. W
każdym razie moi goście zostali jasno powiadomieni, że ilekroć zechcą do mnie
zapukać i sprawdzić stan kaloryferów czy czego tam jeszcze – zostaną natychmiast
zaproszeni do środka i poczęstowani dobrą kawą…
M.Z.
6 komentarzy:
Poczęstowani kawą? A niby z jakiego powodu?
Bardzo prostego powodu: mianowicie takiego, że idiotyzmów nie należy powielać, zarazy przenosić dalej, a ludziom przymuszonym do opisanych czynności należy się choć odrobinę zrozumienia. Tak uważam.
Jeszcze w odniesieniu do "agenta Tomka": to nie był pierwszy lepszy krawężnik, ale dość wyspecjalizowany pracownik służb. Więc o swojej robocie jakie takie pojęcie na pewno miał. A co zrobić z reszta agentury w Sejmie? Nikomu już nie przeszkadza aktywna współpraca posłów kiedyś z SB, a dzisiaj licho wie z kim tam jeszcze?
No cóż, bez wątpienia u tego pana jakaś specjalizacja była doprowadzona do dość wysokiego poziomu. Uwieść pasztet typu tej zapłakanej z plastikową torbą pełną pieniędzy to pewnie jest jakiś rodzaj sztuki. Tak wybierać kolejne kobitki, by materialnie nie spaść niżej Porsche - to kolejna umiejętność. Ale dać się sfilmować podczas wypowiadania gróźb - to już amatorszczyzna i niekompetencja. Tylko co to do cholery ma wspólnego z parlamentem w dowolnym kraju? I od razu też dodam, bo o tym również rozmawiałem: wcale nie jestem za Sejmem składającym się wyłącznie z prawników. Z prawnikami jest bowiem tak, jak z wojną i generałami - już nie pamiętam kto to powiedział (chyba Clemanceau), ale treść była taka, iż wojna jest zbyt poważną sprawą, by powierzać ją wyłącznie generałom. Niektórzy przedstawiciele tej prawniczej profesji jak wiadomo lubią przebierać się w damskie sukienki i wciągać "polopirynę" nosem, inni (inne!) wjeżdżają po pijaku wypasionym Merolem do wejścia do metra - słowem banda takich świrów w Sejmie to zdecydowana przesada. A generalnie w polskich warunkach przed wejściem dowolnej osoby na listy wyborcze faktycznie przydała by się weryfikacja IPN-owska. Bo o ile we Francji czy USA przynależność do służb nie jest niczym nagannym, tam większość agentów pracuje na rzecz macierzystego kraju - to u nas z taką deklaracją musiałbym bardzo uważać. Generalnie - temat osobny i godzien naprawdę poważnego potraktowania.
A propos wizyty kaloryferowej: czy wiesz, że administracja też najpewniej Cię czyta?
Szczerze? Trochę na to liczę. Ale bez złudzeń, że autor podobnych poleceń (autorka?) się opamięta. Sygnalizuję pewne zjawisko. Bo to jest trochę tak, że reagujemy na rzeczy od nas odległe: ganimy resortowe dzieci, wieszamy psy na politykach (słusznie!), a nie dostrzegamy zajadłych pretorian systemu działających bezpośrednio wobec nas samych. I o tym był akapit poświęcony kontroli.
Prześlij komentarz