sobota, 5 września 2009

Spóźnienie

No właśnie: spóźniam się ze zdawaniem raportu w sprawie remontu. Ale tak to już jest w moim fachu, że raz chce się pisać, innym razem kompletnie nie chce…

Remont w moim mieszkaniu został zakończony dokładnie dziesięć dni po rozpoczęciu. Tak, uparłem się w materii tego czasu, uparłem się na zapisanie terminu w protokole wstępnym i nie odpuściłem. Pracowało przy renowacji mieszkania dwóch facetów, z czego ten drugi ostatniego dnia może trzydzieści w sumie minut. Pan Marian, malarz – znakomity! Osiem godzin dziennie z małą przerwą na śniadanie, robota solidna i z duszą. Tak to proszę odebrać: chwalę osobę, nie firmę. A sobie na plus zapisuję to, że nie dałem się uwieść perswazji, że można by jeszcze to i owo poprawić, wymienić i ulepszyć. Miłośnicy tej drugiej drogi mieli fachowców po pięć tygodni, u niektórych końca prac nie widać. Harmonogram rozlazł się w szwach. Dołączyła doń niedoskonałość wykonawcza. Obecnie najgorzej rzecz ma się ze szczytowymi lokalami w klatce trzeciej – tam bowiem okazało się, że tak naprawdę nie chodzi o żaden remont, ale budowę lokali od podstaw. No bo jak inaczej nazwać wznoszenie nowych ścian, sufitów i futrowanie styropianem (30 cm) podłóg balkonów i tarasów? Lokatorzy tych mieszkań nie posiadają się ze zdumienia: jak to jest, że wiele lat twierdzono, iz wszystko z ich lokalami w porzadku, a tu raptem budowa od podstaw? Nie mam pojecia... Twierdzenie zas, że najwazniejszy jest projekt, ze projekt to cos na ksztalt swietej krowy wkladam miedzy bajki. Kazdy rozsadny by tak uczynil. W koncu katowicka hala targowa, ta zawalona, tez budowana byla w oparciu o projekt. Chyba niedoskonaly - co pokazala praktyka...

Fachowcy… Niektórzy moi sąsiedzi już dzisiaj opowiadają na ich temat prawdziwe sagi. Byli specjaliści od biegania po piwo do pobliskiego sklepu. Byli geniusze pieprzenia wszystkiego, czego się tknęli. Niezdarni malarze, posadzkarze i klienci, dla których układanie płytek centymetr (niemal) jedna od drugiej to norma i europejski standard. Właściciele niektórych mieszkań (nie kłóćmy się tylko o prawne szczegóły!) reagowali albo dyplomatycznie, albo żywiołowo, tych drugich nawet pewnie więcej, niż pierwszych, jak słyszałem tradycyjna „kurwa” unosiła się w powietrzu wdzięcznie i często. Były eksplozje bezradności („No i co ja mam teraz panie zrobić?”) i zdecydowania („Ten spaślak to w poniedziałek zarobi w łeb jak amen w pacierzu!”). Ale najważniejsze, iż spoza tego wszystkiego powoli wyłaniał się obraz piramidalnego oszustwa, jakiego ktoś dopuścił się wobec lokatorów przedstawiając im przed laty kit w miejsce rzekomej komercji. Dom jest jedną wielką "partyzantką", od piwnic po dachy. I dzisiaj już tylko spoglądając na zakres prac remontowych nie da się tego ukryć za żadnymi wezwaniami, zaklęciami i opowiadanymi nam banialukami, że jest pięknie, a będzie jeszcze piękniej – gdy tylko dopłacimy. Za trzy, cztery lata elementy, których jak do tej pory nie tknięto (garaże, fundamenty, bramy, ciągi komunikacyjne) znów dadzą o sobie znać. I będziemy pewnie jak kilka lat temu zbierać się i apelować do kogoś, by „zrobił coś”. Co? Znajdzie się jakiś frajer?

Skądinąd wiem, że niektórzy administratorzy też już mają dosyć. Jeśli nie wali się w jednym miejscu – to na pewno trzeszczy w innym. Zakres prac, a pewnie i ich koszty dawno przerosły oczekiwania. Ludzie zaś nie godzą się – to głęboko słusznie! – na kit, jaki ten czy ów im proponuje w miejsce rzeczy dobrych czy prawdziwych. No cóż, mili Państwo: chyba to w jednym z moich tekstów przewidywałem…

Grupa lokali nie wciągniętych na listę firmy remontowej, wyskakujących z harmonogramu: nie, nie wiem co z wami będzie. Tak, idzie jesień, a po niej zima, więc naprawdę albo trzeba było o terminach remontów myśleć wcześniej, albo dzisiaj pogodzić się z myślą, że w listopadzie otwarte okno będzie przeszkadzać lokatorom. Nie, nie macie już szans na fantazje w łazienkach i grymasy w pokojach, Boże Narodzenie złapie was w środku prac i tak się to skończy.

M.Z.

Brak komentarzy: