piątek, 11 września 2009

Wieści z frontu

Jak to widzą nawet dzieci: budowlańcy nam się rozwijają twórczo w kierunku dłuższego pobytu, powstała żelazna buda, w niej zapewne kryją się tajemnicze przyrządy. Cyrkiel i kielnia wolnomularska? Kto wie, kto wie, dożyliśmy wszak ciekawych czasów...

Generalnie plan jest taki, by wszystkie lokale na siódmym piętrze ogacić trzydziestocentymetrową warstwą styropianu – co w zasadniczy sposób zmieni metraż tarasów i balkonów. Pewnie tę zmianę projektanci akurat mają w nosie… Dlaczego trzydzieści – ktoś zapyta – skoro dziewięć lat wmawiano lokatorom górnych pięter, że jest im wystarczająco ciepło, a ewentualne pretensje wynikają z bezpodstawnej nienawiści do administratorów i suszenia prześcieradeł w salonach? Dlaczego parter ocieplono od strony garaży dziesięcioma centymetrami jakiejś masy – i wszyscy się cieszą? Nie wiadomo. Sprawa jest tak tajemnicza, że w jednym z lokali ostatniego piętra wykorzystano dość posunięte niedosłyszenie lokatorki, w innym równie perfidny sposób twierdzenia jakoby brak zgody na zmiany budowlane skutkuje… no mniejsza, nie uprawniono mnie, nie mogę mówić. Ale użyto steku banialuk podając je rzecz jasna za argumenty. Kto? Pewna dama. Ostatnio pozornie w cieniu zdarzeń. Ale oto okazuje się, że nie tak do końca…

Rozmów nie tyle kuluarowych, co bulwarowych, mam na myśli coraz bardziej uszczuplany składami budowlanymi kawałek chodnika przed domem, jest coraz więcej. I coraz większy bunt w narodzie. Lokatorzy dopiero teraz orientują się czym grożą remonty, czym grozi najmowanie firm typu „krzak” (pracownicy bez jakiegokolwiek „socjalu”, najmowani po prostu na lewo, słabo wyszkoleni, częściej ze skłonnościami do gorzały i piwa), jak bardzo należy uważać co się podpisuje po zakończeniu prac. Jak daleko posunęła się arogancja budowlańców, ich szefów, administratorów. Kłamstwo goni kłamstwo, brak logiki pogania kolejne banialuki kupy się nie trzymające, każdemu opowiada się inną bajeczkę - a wszystko po to, by zrealizować jakiś utopijny zamiar, ponoć podparty planem i odgórną dyspozycją. Zamiast zwołać szerokie gremium rozbija się zbiorowość na mniejsze grupki – i każdej aplikuje inną legendę. Tak, rozumiem, że administratorzy pracują do czwartej po południu, a ich czas wolny jest święty. Ale co w takim razie z naszym czasem wolnym, który albo już spędziliśmy w smrodzie farb i lakierów, albo właśnie spędzamy kolejny tydzień? Czy zmniejszanie powierzchni balkonów i tarasów nie jest aby zmianą warunków umowy cywilno-prawnej, na bazie której objęliśmy nasze mieszkania?

Powoli, powoli u niektórych dojrzewa myśl, że skoro dzisiaj nie ma normalnej rozmowy i jasnego przedstawienia planów i zamiarów – to niestety będą już tylko zeznania świadków i stron w procesie sądowym. Z jednej strony szkoda. Z drugiej może to jedyna możliwość, by sowieciarzy wmawiających nam jaką to są władzą nauczyć wreszcie trochę rozumu?

M.Z.

Brak komentarzy: