wtorek, 15 września 2009

W oparach buntu

To sformułowanie pojawiło się wczoraj dopiero - a już powoli nabiera mocy i tempa w rozprzestrzenianiu się. "Bunt lokatorów" - rzecz oczywiście w nie wyrażeniu zgody lokatorów siódmego piętra na demolowanie ich tarasów i balkonów. Ktoś zapytał robotników przygotowujących się do wejścia na dach czemu nie pracują od jakiegoś czasu. I usłyszał o buncie właśnie. Skąd ci o nim wiedzieli? Ponoć od przedstawicieli administracji. Tak czy siak zaczyna się wesoło. A dokładniej zaczyna się tak, że ktoś zdecydował o totalnej pacyfikacji użytkowników wszystkich lokali - i przeliczył się jak diabli. Podobnie przewidywał zakres robót remontowych w poszczególnych mieszkaniach, wyszła mu jakaś tam suma, która w istocie okazała się niewłaściwa. Wieść gminna niesie, że pieniędzy na dalsze remonty właśnie zabrakło. Mylić się podobną ludzką jest rzeczą. Ale mylić się we wszystkim to już przesada.

Cóż, moja niedoskonałość polega na tym, że mam tylko balkon na czwartym piętrze, nikt go w absurdalny sposób ocieplać nie chce, więc w główny nurt buntu włączyć się nie mogę. Świetny Pan Marian pokoje już odmalował, sufity załatał - więc teoretycznie nie ma powodu, by do buntowników lub stęsknionych remontów obywateli dołączyć. A jednak... A jednak ja z wami, zbuntowani sąsiedzi moi! Kosy na sztorc i "niedamysię"! A administracyjni planiści do dobrych planów, taksatorzy do właściwych ocen, psychologowie na leżanki, robotnicy do innej pracy, pasta do butów... No pasaran - krzyknąłbym będąc lewakiem, ale na szczęście nie jestem. Choć moim zdaniem barany pewnej bariery przechodzić jednak nie powinny.

M.Z.

Brak komentarzy: