poniedziałek, 1 grudnia 2014

BUFET ZNÓW WYGRAŁ - NIESTETY...



Najpierw chciałem rzecz całą zatytułować „Przegraliśmy”. A jednak nie jest tak z dwóch powodów: pierwszy ten, że przeciwnicy Sasina niemrawo wspieranego przez PiS nigdy w stu procentach nie identyfikowali się z kontrkandydatem Bufetowej. Dalej wyjaśnię dlaczego. Drugi ważniejszy: różnica stu tysięcy głosów dokładnie odzwierciedla liczbę gotowych na wszystko miłośników koryta i podwyżek dla warszawskich niewolników. Głosowali nie za kryształem rządów Strasznej Baby, ale za własnymi etatami i kasą. Wkrótce za to wszystko zapłacimy – jak płaciliśmy minione dwie kadencje kłamstw, nie wywiązywania się nawet z wyroków sądowych (NSA, czerwiec 2014) i przerzucania kosztów urzędniczych paśników na najmniej zamożnych. Problemy warszawskie zatem pozostały, ba, wzbierają jak wrzód każdego dnia – i w tym sensie opozycja, droga Nowa-Stara Pani Prezydent, rośnie z każdą chwilą. Chciałoby się rzec „a jednak metro cieknie!” i zaklęcia nic tu nie pomogą…



Dlaczego Sasin był zbyt słabym kandydatem dla zorganizowanej machiny pieczeniarzy i dlaczego nie mogło być mowy o stuprocentowym poparciu człowieka, na którego jednak masa warszawiaków oddała głos? To proste jak drut: ponieważ akcentował rzeczy i sprawy DRUGORZĘDNE i księżycowe nie uruchamiając prawdziwej potencji swych wyborców. Nie aktywując tysięcy tych, którym dzisiaj jest już wszystko jedno z której strony ponownie dostaną w pysk i po kieszeni… Pierwszym kiepskim publicystycznie strzałem okazała się darmowa komunikacja. Zostawmy już to, że od lat powiada się od lewej do prawej strony sceny politycznej, że nie ma rzeczy prawdziwie darmowych, zawsze ktoś za to płaci. Ludzie też o tym wiedzą. Łatwiej było przekonać nieprzekonanych krótką deklaracją: obniżę ceny biletów do dwóch złotych za sztukę, wzamian proponuję generalną obniżką oderwanie urzędników miejskich od koryta zawyżonych czynszów kwaterunkowych. Bo nie może być tak, że to na najuboższych i średnich spada cały ciężar utrzymywania armii nierobów i dyletantów…



Nie wiedział? Nikt mu nie podpowiedział? BZDURA! Otrzymał komplet materiałów i argumentów tej sprawy dotyczących. Od osób prywatnych i od organizacji społecznych. Wszystko albo utknęło w kiepskim sztabie wyborczym (sam mam w tej materii mnóstwo do powiedzenia!) – albo kandydat nie chciał słuchać, bo jakoby „wiedział lepiej”. No cóż, dzisiaj spokojnie wróci do poselskiej pensyjki, to kwota w sam raz na otarcie łez. I być może zanalizuje postawę, którą mogę opisać w jeden tylko sposób: była szansa na zdobycie przez Sasina głosów dla Sasina – a nie głosów dla Sasina z powodu sprzeciwu wobec Bufetowej. Teraz „się rypło”. Diabli wzięli te wszystkie spotkania organizowane przez sztabowych durniów na czerwonym po uszy Bemowie zamiast w dowolnym miejscu, do którego zaproszeni by zostali ci z komunałek na Pradze, Żoliborzu, Mokotowie i Gocławiu. Niemrawy prezes PiS-u dla jednych zbyt słabo wspierał swojego człowieka – dla innych w sam raz, bo gdyby starał się bardziej, to skutek mógłby być jeszcze bardziej żałosny. Za kilka lat będziemy wiedzieli na pewno…



Zostaliśmy więc w mieście z wrogim normalnym ludziom systemem rządzenia, z obrzydliwą tęczą, zwężonymi ulicami prowadzącymi do mostów, zawyżonymi kosztami czynszów, bandą głodnych nierobów administracyjnych - i pustymi prywatnymi kieszeniami. Jest tylko kwestią czasu kiedy to wszystko kolokwialnie mówiąc „dupnie”. 13 grudnia pis-owcy zapowiadają masowy marsz niezgody. Ale ilu chętnych na gaz pieprzowy i gumowe kule przybyło po kolejnej porażce wyjątkowo nieudacznych przywódców tej miejskiej partyzantki?



M.Z.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ostro, smutno, ale prawdziwie... A może jednak była szansa na ściągnięcie do miasta tych, którzy mieli by tu płacić podatki?

M.Z. pisze...

Kpisz, czy o drogę pytasz? Za kilka darmowych przejazdów metrem czy tramwajem większe opłaty samochodowe (OC), większe podatki i życie bez gwarancji? Dlaczego tak? Ano dlatego, że również o meldunkach decydują urzędnicy Bufetowej. I na żadne tam meldunki obcych się nie zgadzają! Więc zamysł ściągnięcia ich do Warszawy miał łączyć się z koniecznością zamieszkania albo pod mostem, albo na lewo. W imię czego? Najpierw trzeba było ruszyć potencję lokali miejskich, jasno powiedzieć ludziom, że nie muszą i nie będą płacić dwa razy więcej, niż we wspólnotach mieszkaniowych (dowody na to twierdzenie znajdziesz w innych moich tekstach), potem sprawić, że mogą przestrzenią w tych lokalach dysponować - a dopiero później obiecywać gruszki na wierzbie. Dlaczego nie ma wykupu z 90 procentowym rabatem? Bo większość dotychczasowych zarządców administracyjnych posłana by została na drzewo, won, wszyscy won, człowiek jest również istotą ekonomiczną, nie przepłaca gdy nie musi. Nie pakuje swojej kasy w tłuste dupy nierobów i dyletantów, szuka dobrych i tańszych fachowców, a zapewniam Cię, że jest ich na rynku naprawdę do wyboru do koloru. A więc NIE BYŁO SZANSY ściągnięcia tu kogokolwiek, mnóstwo wyborców doskonale o tym wiedziało i nie poszło do urn. I dzisiaj jest tak, że dobre dwupokojowe mieszkanie owszem, możemy mieć - ale tylko na drodze zakupu na wolnym rynku. Wtedy wolno nam się w nim zameldować i wtedy wolno nam płacić zawyżone podatki. Tylko powiedz mi proszę jak bardzo trzeba kochać absurd, by wyłożyć pół miliona na lokal i futrować dodatkowo, co roku, stołeczny Urząd Skarbowy? Dla jakiej chwały? Ilu znasz takich szaleńców? Kto kandydatowi PiS-u podpowiedział tak straceńczą kampanię wyborczą? Kto w jego sztabie był tym kretem i dywersantem? Najwyraźniej od początku nie chcieli wygrać niczego, z nikim i dla nikogo. Dzisiaj gówno mnie to już obchodzi, wynik uzyskany to i tak mistrzostwo świata. A te sztabowe smrody wzięły swoje pieniądze i wróciły do poprzednich zajęć. Ile jeszcze naszkodzą i komu? Nie mam pojęcia - ale wiem, że tak będzie na pewno. Trzy kropki, dupa i kamieni kupa - a nie opozycja!

Anonimowy pisze...

Ma Pan rację tak właśnie widząc złą robotę albo samego Sasina, albo jego sztabu. A skoro tak: to niech mi Pan wyjaśni o co tu w ogóle chodzi z tym całym PSL-em? Banda spoconych, popiardujących strażaków z jakimś niedorozwojem na czele od lat i taka popularność? Przecież to powinno zniknąć już dawno, piętnaście-dwadzieścia lat temu. Więc czemu działa?

M.Z. pisze...

Gdzieś to już znalazłem, ale jest dzisiaj taki zalew informacji różnych i dziwnych na pozór, że nie bardzo mogę sobie przypomnieć u kogo… Czy nie u krakowianina Gadowskiego? Mniejsza, mam identyczne zdanie i tyle. Otóż chodzi o dawne wyposażenie elementów, które składają się na żelazny elektorat PSL-u: strażaków właśnie i leśników. Dzisiaj mało kto pamięta, ale w zamierzchłych czasach PRL-u to były służby wyposażone we własną sieć łączności. Niezależną od innych sieci. I działo się to w czasach, gdy nie istniała telefonia komórkowa, jednak dość łatwa do podsłuchania przez wtajemniczonych. A za coś takiego, jak niewinne dzisiaj posiadanie CB radia można było pójść do pierdla na długie lata. Nie znam szczegółów technicznych, ale podejrzewam, że i obecnie sieć strażacka i leśna nie podlegają praktycznie żadnej kontroli. A są to nadajniki w ogóle urządzenia gwarantujące łączność wielokrotnie skuteczniejszą i dalszą od niemrawych pudełek wożonych w samochodach – gdzie cztery kilometry zasięgu to już coś, w mieście i tego się nie osiąga. Oczywistą rzeczą było, że takie strażackie i leśnicze „zabawki” były pilnowane, byle kto nie mógł ich używać, a kontrola dokonywała się rzecz jasna przez sieć agentury, jakiej pełno wśród tych służb było i zapewne jest. Kto tkał agenturalne sieci w PRL-u? Jasne że wschodni „starszy brat”. A agentura to nie jest coś, co się zaraz po jednorazowym użyciu wyrzuca do kosza, niech się śmieciarze cieszą. Ludzie analizując dzisiaj różne drobiazgi nie pamiętają o innych detalach, wszystko postrzegane jest tak, jakby współczesna technika ze swoimi problemami była od zawsze, tylko my ją dość późno odkryliśmy i używamy. Kiedy swojego czasu w Nowym Ekranie pokazał się precyzyjny opis walizkowego, przenośnego urządzenia do deszyfracji połączeń telefonów komórkowych, cyfrowych, tu możliwości są tak ogromne, iż można udać podczas połączenia zupełnie innego abonenta i spowodować, by główny i właściwy nie połapał się w prowadzonej grze – właściwi ludzie otrzymali ostrzeżenie. Mogło brzmieć mnie więcej tak: nie korzystajcie z tego, co może być wykorzystane przeciw wam, użyjcie starych, wypróbowanych sposobów, mało kto o nich wie, a niemal nikt nie rozumie. I poszło w zainteresowany świat. Tędy da się przekazać dowolną instrukcję, opisać stan danych i tak dalej. Powiem żartobliwie tak: gdyby dzisiaj strażacy i leśnicy potrafili porozumiewać się przy pomocy tam-tamów albo sygnałów dymnych to wątpię, by ktokolwiek miał w zasięgu ręki odpowiednich znawców tematu i tłumaczy. Pani/Pan zna takich?