Swojego czasu sporo pisałem o tym, że większość informacji o
otaczającym nas świecie w wymiarze makro i mikro czerpię z sieci, a nie z
oficjalnych środków „musowego przekazu”. I w pewnym sensie tak jest nadal –
niestety jak się okazuje i do sieci dobrali się manipulatorzy, hasający tu
coraz swobodniej i bez umiaru. Na dzień przed idiotyczną moim zdaniem ciszą
wyborczą niemal we wszystkich przekaziorach typu Wirtualnej Polski króluje
Bufetowa. Wypowiada się o Tusku, komentuje słowa, a najchętniej zachowania
Kaczyńskiego, oczywiście nie oszczędza też swojego niedzielnego konkurenta
Sasina. Polska w tym portalu to niemal wyłącznie PO wojujące z niedowarzonymi
Polakami, którym raz chce się tego, innym razem czegoś innego – więc te
dziecięce zabawy należy okiełznać, a winnych skazać na zamilczenie. Agentura w pływu w
3Obiegu, Neonie24 i pomniejszych witrynkach dostała po prostu szału: orgazm w
biegu, o którym pisałem kilka miesięcy temu to małe miki w porównaniu ze
sztuczkami, jakich się imają, żeby tylko narobić hałasu i zdestabilizować to,
co i tak nigdy stabilne nie było.
Dzisiaj wszakże najciekawszy medycznie, dla mnie
przynajmniej, tekst publikuje 3Obieg. Jego autorem jest Paweł Pietkun, swojego
czasu zawodowa dziennikarska podpora Nowego Ekranu, dzisiaj na zsyłce w Anglii,
fragmentaryczne informacje stamtąd napływające powiadają, że ma się dobrze, a nawet
założył biały kołnierzyk. Znaczy się: odniósł sukces zawodowy. Nie bardzo
wiadomo, mnie przynajmniej nie wiadomo, w jakiej białokołnierzykowej
dyscyplinie – no ale sukces rodaka to jest sukces, widać da się przełożyć także
na mądrość ogólną. I opublikować coś mądrego już ex cathedra. W tekście „Rosja.
Polityka faktów dokonanych” oryginał tutaj: http://3obieg.pl/rosja-polityka-faktow-dokonanych P.P. objaśnia nam oto, że mechanizm polityki tego
krwawego Putina (bierze co chce, zaczął od Krymu, ostatnio połknął Abchazję, a
pewnie to nie koniec…) nieodwołalnie doprowadzi do atomowej zagłady Warszawy.
„…Słowa unijnych polityków i
prezydenta USA okazały się tylko słowami, bo nie poszły za nimi żadne czyny…”
Moim zdaniem to dobrze: bo niby
jakie to miały by być czyny? Bomba atomowa na Moskwę? Sto czołgów typu Abrahms
w ręce Poroszenki? Francuski Mistral opłacony przez Rosjan w ręce Ukraińców? A
może jakieś rakietowe zabawki indywidualnej obsługi, tradycyjne Katiusze w końcu mają i tak, da się z nich zburzyć i
kilka dzielnic mieszkaniowych? Pietkun powiada ni mniej ni więcej, że tak
naprawdę jedynym głosem sumienia wschodniej Europy są jakieś ukraińskie marsze
przez londyńskie City – bo tylko one uświadamiają tym nieprzytomnym Angolom, że
dokonało się coś tak strasznego jak nieusprawiedliwiona aneksja Krymu. Czy
burzy to jakikolwiek angielski lub światowy sen? Wątpię. Może też dlatego, że ilekroć słyszę
o ukraińskich marszach to widzę te, które już zaistniały, a nie te, które przywołuje Pietkun jako głos bożej sprawiedliwości. Uczestnicy tych
"moich" marszów najchętniej nawoływali nie do obrony jakiegoś tam Krymu, ale riezania
Lachów i odzyskania „ziem tradycyjnie
ukraińskich”. Czytaj: wszystkiego w południowej Polsce aż po Kraków. W jakimś
sensie rozumiem. Postawić się Putinowi oznacza śmierć. Wyciągać rękę po
nieswoje w Polsce zaś nie grozi niczym strasznym. Ot, jakiś polski neo-londyńczyk
z dużym wyobrażeniem o swoich zdolnościach analitycznych brzdąknie coś tam na
harfie rzekomej sprawiedliwości dziejowej. Przejmować się gościem? A po co?
Skoro nie potrafił w Polsce na skrzypeczkach niech se w tym Albionie próbuje
melodii na większym instrumencie. Może potrafi…
Ciekawy wątek
krytyczny tekstu P.P. pojawia się wobec „…niedawnej dyskusji polskich internautów na temat pomysłu rozbioru
Ukrainy… Była niczym więcej, niż rosyjską prowokacją. W końcu który Polak nie
chciałby powrotu Lwowa do Polski? Zwłaszcza, że tak pięknie dał się nad Wisłą
wyeksponować pomysł, że Ukrainą
będą rządzić banderowcy…” Kuriozum,
prawda? Bo przepraszam: a kto nią dzisiaj rządzi? Banderowców tam zbrakło,
panie Pietkun? Oligarchów ani jednego i żydów zero? Co nam tu waćpan sugerujesz?
Że mianowicie o polskości polskiego
miasta mówić nie wolno nigdy? Oj, pewnie, Rosjanie dobrze tę kartę zagrali, od
lat okazuje się, że niesłusznie mianowaliśmy ich wyłącznie „szachistami”,
równie dobrze czują się przy grze w pokera – ale czy wolno dziwić się
Eskimosom, że grają tak, by Eskimoslandii działo się pomyślnie? To takie odkrywcze
i popychające sprawę do przodu?
Podobne „analizy” dziwnie przypominają coś, co w Polsce
dawno zyskało miano „zarządzania strachem”. Merkel po ataku atomowym weźmie
sobie ziemie zachodnie, Putin zajmie się resztą. Nikt jakoś nie mówi po co mu
ta post-atomowa reszta, w końcu to nie jest idiota i jeżeli chce czymś
zarządzać, to raczej struktura żywą i przynoszącą określone korzyści, a nie
radioaktywnym poletkiem niemiłym nawet Izraelitom z ich projektem Judeopolonii.
Zapewne gra toczy się o zupełnie inne wartości i tłok na stole oznacza tylko
tyle, że prawdziwe intencje ukryte są nie na blacie, ale pod nim. Niestety nie
doszedłeś pan, panie Pietkun, nawet do sugestii, gdzie prawdy należy szukać. W
zamian przez co najmniej połowę tekstu miałem nieodparte wrażenie, że słucham śmiesznej
miny i zaciśniętych warg Sikorskiego. Też Polak, też z angielskim fragmentem życiorysu.
I też tak straszny i powierzchowny, że aż śmieszny… I po to było jechać tak daleko?
M.Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz