czwartek, 13 listopada 2014

TRZY DNI PO...



Obróbka medialna niedawnego Marszu Niepodległości trwa w najlepsze. Podobno kandydatka niektórych na prezydenta Warszawy miała powiedzieć, że gdyby to od niej zależało, to żadnych podobnych marszów w mieście by nie było. Szczęście całe, że takiej władzy jednak nie ma… Dzisiaj – bo kto wie co wymyśli z zemsty jutro, jeśli w ogóle dojdzie do jej zwycięstwa, w co szczerze chcę wątpić. Tak czy siak od kilku dni gromadzę wszelkie możliwe informacje o Marszu od ludzi, którzy moim zdaniem nie mają powodu kłamać. I zaczyna się to zlepiać w jedną całość. Niestety coraz bardziej niekorzystną dla mainstreamu i dla wszelkich reżimowych telewizji. Tekst wykorzystany do przedruku tutaj: http://stowarzyszenie-oburzeni.salon24.pl/615205,relacja-naszych-uczestnikow-z-marszu-niepodleglosci
================================

Ruch Oburzonych relacjonuje jak naprawdę wyglądał ten marsz

Relacja naszych uczestników z Marszu Niepodległości


Marzena i Andrzej Jędrzejewscy

Parę dni temu podjęliśmy z Marzeną decyzje uczestniczenia w tegorocznych obchodach Dnia Niepodległości w Warszawie. Chcieliśmy na własne oczy przekonać się, na ile prawdziwe są zarzuty władzy, od lat deprecjonującej młodych ludzi odmawiając im patriotyzmu, wmawiając społeczeństwu, że oto banda nieokrzesanych kiboli, chuliganów pod pozorem świętowania bije, demoluje, rozrabia...To co ujrzeliśmy, przeszło nasze najśmielsze wyobrażenia. Tysiące młodych (choć nie tylko) ludzi idących w karnej kolumnie w szpalerze wyznaczonym przez Straż. Ludzi idących pod transparentami własnych organizacji ale z flagami państwowymi i śpiewających hymn, Rotę. Nie udało nam się usłyszeć ani jednego hasła o wydźwięku nacjonalistycznym. Przez cały czas Marszu przypominano o właściwym zachowaniu i pilnowano, aby nie dochodziło do aktów wandalizmu, których rzeczywiście nie było. Race odpalono na Moście Poniatowskiego, po przejściu Wisły nie było następnych przypadków odpalenia rac. Do czasu, aż drogi Marszu nie zagrodził szeroki kordon policyjny stojący W POPRZEK trasy. Przypominam, że zgłoszony przez organizatorów program przewidywał przejście Rondem Waszyngtona na Kamionek pod pomnik Romana Dmowskiego. Gdyby nie interwencja policji, Marsz dotarłby tam ok.18, po kilku przemówieniach, złożeniu wieńców i odśpiewaniu patriotycznych pieśni zostałby rozwiązany i uczestnicy mogliby bezpiecznie dotrzeć do domów. Ten scenariusz jednak nie pasował naszej władzy, która rękami Policji Polskiej po raz kolejny sprowokowała zamieszki, w dodatku wyolbrzymiając ich rozmiar (o czym później). Stojących policjantów „zaatakowali” zamaskowani osobnicy spoza szpaleru wyznaczonego przez straż, na co policja odpowiedziała gumowymi kulami, gazem łzawiącym i armatkami wodnymi. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że to była prowokacja, a to z dwóch powodów. Pierwszy: na początku Marszu szedł syn z kolegami, żaden z nich nie miał zakrytej twarzy, nie był w żaden sposób przygotowany do wydłubywania kostki brukowej (ciekaw jestem, czy ktoś próbował zrobić to gołymi rękami?), a mimo to został postrzelony. Po informacji z czoła pochodu, że został zatrzymany, organizatorzy skierowali ludzi w bok, tak aby nie dopuścić do konfrontacji z policją. Cały czas uspokajano nastroje i wzywano do zachowania spokoju. I teraz drugi powód, dla którego nie wierzę, że zamieszki nie zostały sprowokowane. Po ominięciu blokady, postanowiliśmy nie dać się zepchnąć w pobliże Stadionu Narodowego, gdzie już wiele oddziałów policji stało w gotowości do szarżowania na idących ludzi, postanowiliśmy skrótem prze park dojść do pomnika Dmowskiego. I w tym właśnie parku obok długiego szeregu policyjnych radiowozów zauważyliśmy zbierających się mężczyzn o niepośledniej posturze, w ciemnych kurtkach i kominiarkach na twarzy, gawędzących sobie przyjacielsko z kierowcami. Tutaj tez rozpoznaliśmy jednego z mężczyzn rzucających kamieniami na trasie, na którego zwróciliśmy uwagę, bo nie wyrywał ich z nawierzchni, tylko... wyjmował z kieszeni Teren obok Stadionu stał się areną walki, płonęły race, policja polewała wodą wszystkich jak leci. Nie uczestnicząc w tych wydarzeniach próbowaliśmy parkowa alejką dojść do pomnika, ale zostaliśmy niemal stratowani przez policjantów na koniach. Błądząc po parku Skaryszewskim, którego nie znamy i próbując wyjść w pobliże pomnika-głazu upamiętniającego miejsce urodzin R. Dmowskiego, mieliśmy okazję „podziwiać” część sił, ściągniętych na ten dzień z całego kraju. Setki policyjnych suk, mrowie policjantów w mundurach i po cywilnemu (w tym „nasz” znajomy prowokator ), oddziały konne i rezerwowe oddziały policji z bronią gładkolufową oraz AT. Trudno podać nawet w przybliżeniu, jakie siły zgromadzono przeciwko Marszowi Niepodległości, ale wiem na pewno, że były wystarczające, aby całkowicie spacyfikować Marsz i tak tez uczyniono. Kłamliwe media będą teraz tygodniami przetrawiać rzekome bestialstwo uczestników, którzy zdemolowali, spalili, niemalże zrównali z ziemią pół Warszawy. O tym, jak kłamliwe są media głównego ścieku, świadczy następujący epizod, który cytuję z wpisu na tablicy Marzeny: „Po faktycznym rozpędzeniu Marszu przez policję, wracamy z mężem przez całkowicie zablokowane Rondo Waszyngtona. Idąc do zaparkowanego na Francuskiej samochodu, obserwujemy niecodzienną scenę: pośrodku zupełnie pustej jezdni, z jednej strony zastawionej policyjnymi radiowozami (doliczyliśmy do 30, dalej już nam się nie chciało), stoi z mikrofonem w ręce reporter i drżącym, rozemocjonowanym głosem nadaje: "Proszę państwa, tu ciągle jest niebezpiecznie, tutaj znów mogą polecieć kamienie" Sytuacja była tak absurdalna, że parsknęliśmy śmiechem i chcieliśmy podejść do niego, aby zapytać, dlaczego tak okłamuje słuchaczy i robi im wodę z mózgu? Na nasz widok pan zwinął mikrofon i czmychnął do samochodu. Jeżeli ktoś słuchał po 19-ej radia ZET, na pewno pamięta tę wstrząsającą "relację" W drodze powrotnej do Lublina byliśmy świadkami regularnej blokady policyjnej, polegającej na tym, że zamknięto dwupasmówkę, kierując ruch samochodów przez teren MOP, gdzie każdy przejeżdżający samochód był kontrolowany. Świecenie latarką po oczach jakoś skojarzyło mi się z kontrolami drogowymi w stanie wojennym w poszukiwaniu kontrabandy. Podczas postoju na stacji benzynowej dowiedzieliśmy się od młodych ludzi wracających autokarami do Lublina, że byli kilkakrotnie zatrzymywani, kontrolowani, kładzeni na ziemi podczas rewizji. Tyle na gorąco spisanych wrażeń z marszu Niepodległości anno domini 2014.

http://oburzeni.org.pl/news.php
Przywołał: M.Z.

Brak komentarzy: