czwartek, 18 grudnia 2014

ZIMOWA PODRÓŻ NAD WODY



Konkretnie zaś do gminy Ruciane – Nida. Swojego czasu poświęciłem jej mnóstwo miejsca, ostatnim głównym powodem było nieudane w sumie referendum mające odwołać ówczesnego burmistrza Opalacha. Nie wyszło. Osobiście widziałem przyczyny niepowodzenia nie tylko w terrorze, jaki największy publiczny pracodawca siał wobec wyborców – ale też w zamęcie, którego współautorką była pewna lewaczka prowadząca miejscową stronę internetową. 

W ostatnich wyborach łysy gangster i chachmęciarz jednak przegrał, czy „nowy” okaże się tym właściwym - czas pokaże. Dzisiaj trwają intensywne przetasowania i personalne roszady, przy czym nikt na dobrą sprawę nie wie jaki jest stan gminnych finansów. Co można dzielić, a czego z powodu nieistnienia po prostu się podzielić nie da.

Przy okazji w tej niewielkiej gminie-miejscowości ujawniają się mechanizmy pokazujące jak się władzę sprawuje, ile ona warta i jak bardzo najlepsza ponoć demokracja okazuje się słaba w zetknięciu z zamordystami, łobuzami i szantażystami. W referendum odwoławczym wystarczyło, by pod punktami wyborczymi pojawiło się kilka witkacowskich kobietonów (skąd w tej było nie było pięknej krainie taki wysyp szkaradzieństw?) z notatnikami i długopisami w rękach – by natchnionych „obywateli” skutecznie zniechęcić do użycia kartki wyborczej. Możliwe jest oczywiście, że oto w ostatniej chwili przypomnieli sobie o włączonym żelazku – ale jak to się powiada kto w te banialuki wierzy sam sobie szkodzi. Już  bardziej przekonuje mnie tłumaczenie genetycznie pańszczyźnianego lęku przed „zapisaniem”. Kto „zapisany” – ten  ma przechlapane do końca dni swoich. A gdy jeszcze poczyta w lewackiej witrynce kilka przemyśleń i stylistycznych figur przypominających drapanie się w prawe ucho lewą nogą – to strach przed głosowanie zdaje się usprawiedliwiony.

No ale potem były już wybory właściwe, w zadekretowanym ustawowo terminie. I wyobraźcie sobie drodzy Państwo, że tam podobnie jak w Warszawie konieczna okazała się dogrywka, czyli druga tura! Mało tego: szkodnik Opalach wcale nie przegrał wyraźnie, różnica okazała się  na tyle niewielka na korzyść nowego, Felińskiego, że aż dziw bierze, iż gość ten do dzisiaj nie wypowiada się na temat kłopotów, jakie czekają go we współpracy z obywatelami, którym poprzedni gangster jednak odpowiadał. Lewaczka natychmiast postarała się o wywiad z nowym burmistrzem, tu trochę nie ma co się dziwić, stara gminna gazetka przestała istnieć, więc niby gdzie ta konieczna „spowiedź” miała by się ukazać? Zadziwia jednak sytuacja, w której na konkurencyjnej stronie, właściwie blogu podobnym formalnie do mojego, ukazała się dyskusja, w której były dziennikarz Pomichowski stwierdza, że żadnych żądań gazetowych wobec burmistrza nie wysunie, ponieważ postanowił dać mu co najmniej miesiąc na „rozkręcenie się”. Oj, ciemno widzę, natura próżni nie znosi, ktoś już zaciera rączki, by stać się „jedynym głosem sprawiedliwości”! A potem to już manipulować w swoim stylu…

A wracając do wątku „jak się władzę sprawuje”: najlepiej ostro i bez jakiegokolwiek skrępowania, długi gminy nieważne, ewidentne marnotrawstwo nieważne, martwe metro też bez znaczenia. I działać należy tak, jak to opisał słynny Cyrankiewicz w latach jeszcze 50-tych – „kto wyciągnie rękę na władzę socjalistyczną temu tę rękę odrąbiemy”. W Rucianem się nie udało, w stolicy za to poszło jak z płatka. Tam, w tej nadjeziornej kropli wody mają szansę coś naprawić. W Warszawie dzięki rozmaitym fałszom mamy co mamy. I jakoś nikt nie chce tego zbyt głośno komentować, jak wieść gminna niesie pierwszy milion poszedł już do Kłamliwej. Z czego wniosek dla innych redakcji, że lepiej być pokornym, niż szczerym czy prawdziwym, jak to w wielu innych felietonach zapisuję od lat: o wszystkim decydują kieszenie wydawcy, a nie Prawda, której jakoby dziennikarze winni służyć.

M.Z.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Coś ci się pomajtało, gdzie ty w Rucianem widzisz metro?

M.Z. pisze...

O rany: lekcje czytania ze zrozumieniem się opuściło? Mechanizm Rucianego okazał się uniwersalny, choć bardziej skuteczny w stolicy, niż nad jeziorami. W Warszawie przy władzy pozostał nasz miejscowy Opalach, do 19 grudnia nie ma oficjalnie ogłoszonych wyników ilościowych wyborów, zatem nikt nie wie w którym miejscu możliwe oszustwo się dokonało. Dzielnice rozprowadzają na stanowiskach wiernych pretorian PO, zamęt jak cholera, jakiś dureń z Mokotowa przechodzi do Śródmieścia, inny z jednej dzielnicy do drugiej, walą im się terminy ustawowe wybrania dzielnicowych organów władzy, nieczynne metro z ponad dwu i pół rocznym opóźnieniem nie ma znaczenia, ważniejsze miejsce przy korycie. Skoro jednak tak czytasz felietony jak czytasz - to może problemami władzy jako takiej nie turbuj swej przemęczonej główki?