Konkretnie zaś do gminy Ruciane – Nida. Swojego czasu
poświęciłem jej mnóstwo miejsca, ostatnim głównym powodem było nieudane w sumie
referendum mające odwołać ówczesnego burmistrza Opalacha. Nie wyszło. Osobiście
widziałem przyczyny niepowodzenia nie tylko w terrorze, jaki największy
publiczny pracodawca siał wobec wyborców – ale też w zamęcie, którego
współautorką była pewna lewaczka prowadząca miejscową stronę internetową.
W
ostatnich wyborach łysy gangster i chachmęciarz jednak przegrał, czy „nowy”
okaże się tym właściwym - czas pokaże. Dzisiaj trwają intensywne przetasowania i personalne
roszady, przy czym nikt na dobrą sprawę nie wie jaki jest stan gminnych finansów.
Co można dzielić, a czego z powodu nieistnienia po prostu się podzielić nie da.
Przy okazji w tej niewielkiej gminie-miejscowości ujawniają się
mechanizmy pokazujące jak się władzę sprawuje, ile ona warta i jak bardzo
najlepsza ponoć demokracja okazuje się słaba w zetknięciu z zamordystami,
łobuzami i szantażystami. W referendum odwoławczym wystarczyło, by pod punktami
wyborczymi pojawiło się kilka witkacowskich kobietonów (skąd w tej było nie
było pięknej krainie taki wysyp szkaradzieństw?) z notatnikami i długopisami w
rękach – by natchnionych „obywateli” skutecznie zniechęcić do użycia kartki
wyborczej. Możliwe jest oczywiście, że oto w ostatniej chwili przypomnieli
sobie o włączonym żelazku – ale jak to się powiada kto w te banialuki wierzy
sam sobie szkodzi. Już bardziej przekonuje
mnie tłumaczenie genetycznie pańszczyźnianego lęku przed „zapisaniem”. Kto „zapisany”
– ten ma przechlapane do końca dni
swoich. A gdy jeszcze poczyta w lewackiej witrynce kilka przemyśleń i
stylistycznych figur przypominających drapanie się w prawe ucho lewą nogą – to strach
przed głosowanie zdaje się usprawiedliwiony.
No ale potem były już wybory właściwe, w zadekretowanym
ustawowo terminie. I wyobraźcie sobie drodzy Państwo, że tam podobnie jak w
Warszawie konieczna okazała się dogrywka, czyli druga tura! Mało tego: szkodnik
Opalach wcale nie przegrał wyraźnie, różnica okazała się na tyle niewielka na korzyść nowego, Felińskiego,
że aż dziw bierze, iż gość ten do dzisiaj nie wypowiada się na temat kłopotów,
jakie czekają go we współpracy z obywatelami, którym poprzedni gangster jednak
odpowiadał. Lewaczka natychmiast postarała się o wywiad z nowym burmistrzem, tu
trochę nie ma co się dziwić, stara gminna gazetka przestała istnieć, więc niby
gdzie ta konieczna „spowiedź” miała by się ukazać? Zadziwia jednak sytuacja, w
której na konkurencyjnej stronie, właściwie blogu podobnym formalnie do mojego,
ukazała się dyskusja, w której były dziennikarz Pomichowski stwierdza, że
żadnych żądań gazetowych wobec burmistrza nie wysunie, ponieważ postanowił dać
mu co najmniej miesiąc na „rozkręcenie się”. Oj, ciemno widzę, natura próżni
nie znosi, ktoś już zaciera rączki, by stać się „jedynym głosem sprawiedliwości”!
A potem to już manipulować w swoim stylu…
A wracając do wątku „jak się władzę sprawuje”: najlepiej
ostro i bez jakiegokolwiek skrępowania, długi gminy nieważne, ewidentne
marnotrawstwo nieważne, martwe metro też bez znaczenia. I działać należy tak,
jak to opisał słynny Cyrankiewicz w latach jeszcze 50-tych – „kto wyciągnie rękę
na władzę socjalistyczną temu tę rękę odrąbiemy”. W Rucianem się nie udało, w
stolicy za to poszło jak z płatka. Tam, w tej nadjeziornej kropli wody mają
szansę coś naprawić. W Warszawie dzięki rozmaitym fałszom mamy co mamy. I jakoś
nikt nie chce tego zbyt głośno komentować, jak wieść gminna niesie pierwszy
milion poszedł już do Kłamliwej. Z czego wniosek dla innych redakcji, że lepiej
być pokornym, niż szczerym czy prawdziwym, jak to w wielu innych felietonach
zapisuję od lat: o wszystkim decydują kieszenie wydawcy, a nie Prawda, której
jakoby dziennikarze winni służyć.
M.Z.
2 komentarze:
Coś ci się pomajtało, gdzie ty w Rucianem widzisz metro?
O rany: lekcje czytania ze zrozumieniem się opuściło? Mechanizm Rucianego okazał się uniwersalny, choć bardziej skuteczny w stolicy, niż nad jeziorami. W Warszawie przy władzy pozostał nasz miejscowy Opalach, do 19 grudnia nie ma oficjalnie ogłoszonych wyników ilościowych wyborów, zatem nikt nie wie w którym miejscu możliwe oszustwo się dokonało. Dzielnice rozprowadzają na stanowiskach wiernych pretorian PO, zamęt jak cholera, jakiś dureń z Mokotowa przechodzi do Śródmieścia, inny z jednej dzielnicy do drugiej, walą im się terminy ustawowe wybrania dzielnicowych organów władzy, nieczynne metro z ponad dwu i pół rocznym opóźnieniem nie ma znaczenia, ważniejsze miejsce przy korycie. Skoro jednak tak czytasz felietony jak czytasz - to może problemami władzy jako takiej nie turbuj swej przemęczonej główki?
Prześlij komentarz