środa, 5 listopada 2014

I ZNOWU KTOŚ NAS WYPRZEDZIŁ...



Szanowni! Kolejny przedruk. Dowodzący, że dzisiaj pośród budynków tego typu, jak nasz stanowimy absolutny wyjątek: nie mamy przedstawicielstwa dbającego o wspólny, a nie jednostkowy interes. Cierpliwie znosimy kolejne podwyżki, kolejne erupcje arogancji urzędników administracyjnych. Dozwalamy na manipulowanie nami, dzielenie nas i obrażanie bzdurnymi interpretacjami podstawowych konstytucyjnych praw obywatelskich. Nasi dawni przedstawiciele (nie siebie mam na myśli) odmówili swojego czasu nawiązania współpracy  z innymi podobnymi naszemu budynkami. I mamy co mamy: bezhołowie, dom popadający w ruinę, rosnące koszty utrzymania mieszkań, tłok na parkingu zewnętrznym i pustkę w garażach wewnętrznych. 
Każdego dnia, każdego miesiąca składamy się na arcy-wysokie pensje i premie indolentów administracyjnych, którym nawet nie chce się sprawdzić komu powierzają iluzoryczną, bezsensowną ochronę domu – przypominam tu agencję Sat Guard nie płacącą swoim pracownikom. Ratusz otrzymał niedawno wyrok NSA podważający zasadność ustaw o wykupie. I NIE DZIEJE SIĘ NIC! Miast wyrok wykonać wypasieni urzędnicy, przedstawiam ich zarobki w poprzednim zewnętrznym tekście, wyrok „rozważają”. Dzisiaj zatem przedruk listu, jaki pewna grupa lokatorów w identycznej do naszej sytuacji wystosowała do burmistrza swojej dzielnicy. Inni działają. Co robimy my - prócz patrzenia się na siebie wilkiem?

===========================================

List mieszkańców osiedla Meissnera do Burmistrza Dzielnicy Praga-Południe – 7 października 2014r

Warszawa, 7 października 2014 r.

Sz.P. Tomasz Kucharski
Burmistrz Dzielnicy Praga-Południe m. st. Warszawy

Lokatorzy osiedla przy ul. Meissnera 7/9/11/13
00-608 Warszawa

Szanowny Panie Burmistrzu,

My mieszkańcy osiedla przy ul. Meissnera 7/9/11/13 w Warszawie zwracamy się do Pana Burmistrza prośbą o poparcie naszych starań, które mają na celu zainicjowanie zmian obowiązujących przepisów prawnych tj. Uchwały Rady Miasta Stołecznego Warszawy (XLII/999/2004) w zakresie umożliwienia najemcom wykupu mieszkań wybudowanych po 1995 roku o powierzchni przekraczającej 80 m2. Zwracamy się również o poparcie wniosku mieszkańców osiedla Meissnera o obniżenie stawki czynszu, która od 2008 roku wzrosła średnio o 81%. Opłaty te powodują bardzo trudną sytuację finansową wielu rodzin zamieszkujących nasze osiedle.


Zgodnie z założeniem Gminy Warszawa Centrum, aby powiększyć jej zasoby przyszli lokatorzy osiedla Meissnera przekazali swoje mieszkania kwaterunkowe lub własnościowe na rzecz miasta, jednocześnie zobowiązując się do płacenia podwyższonej stawki czynszu. Założeniem ówczesnego Prezydenta Warszawy Pana Marcina Święcickiego była pomoc dla tak zwanej klasy średniej, czyli dla tych, których nie stać na kupno mieszkania czy też budowę własnego domu, a chcą żyć lepiej w większych mieszkaniach.

Przeprowadzając się na nowoczesne osiedle do przestrzennych mieszkań ludzie mieli poczucie szczęścia i pełnej realizacji. Po latach tłoczenia się z rodzinami w małych mieszkankach teraz mogli zapewnić swoim dzieciom i rodzinom normalne warunki mieszkaniowe. Osiedle tętniło życiem, młode małżeństwa decydowały się na powiększenie rodzin, każdy ciężko pracował, aby opłacić bardzo wysoki czynsz. Mieszkańcy mieli nadzieję, że po kilku latach będą mieli możliwość wykupienia mieszkań.


Nikt nie spodziewał się, że sytuacja ulegnie drastycznej zmianie – w 2008 roku przyszedł kryzys, a wraz z nim podwyżki czynszów, które przyczyniły się do zubożenia całych rodzin. Dzieci, które wychowały się na naszym osiedlu po otrzymaniu edukacji coraz częściej szukały szczęścia i stabilizacji za granicą.

Brak perspektyw wykupu mieszkań, drastycznie rosnące czynsze, których wysokość była nieadekwatna do stanu technicznego popadających w ruinę budynków powodowały coraz większą irytację mieszkańców. Wielokrotnie próbowaliśmy interweniować w naszej sprawie do Prezydent Warszawy, jednak za każdym razem otrzymywaliśmy bezduszne urzędnicze odpowiedzi, że miastu nie opłaca się sprzedaż naszych lokali.


W 1999 roku, kiedy przeprowadzaliśmy się na osiedle przy Meissnera myśleliśmy, że władza chce nam pomóc, że urzędnicy są po naszej, „ludzkiej” stronie. Niestety, czas pokazał, że stanowimy dla miasta bardzo dobre źródło dochodu i jesteśmy dla niego tylko dobrym interesem.


W 2004 roku Rada Miasta Stołecznego Warszawy zablokowała możliwość zbywania lokali, podejmując uchwałę XLII/999/2004, odbierając tym samym mieszkańcom naszego osiedla nadzieję na przyszłość. Uważamy, że wykupienie mieszkań przyczyniłoby się do poprawienia sytuacji budżetowej miasta, tym samym odciążając miasto z obowiązku remontu zrujnowanych budynków.


Wykup mieszkań spowoduje również automatyczne obniżenie czynszów, co z kolei przysłuży się do zapewnienia stabilnej sytuacji finansowej całych rodzin, a w tym godnej starości osób, które z emerytury nie byłyby w stanie udźwignąć tak wysokich opłat czynszowych. Mieszkańcami naszego osiedla są również osoby niepełnosprawne, które już teraz cierpią na skutek podwyżek czynszu.


Jednocześnie chcemy zwrócić uwagę, iż większość mieszkańców naszego osiedla zamieszkuje tu od momentu oddania go do użytku, czyli od 15 lat. Nasze historie są różne, ale wspólnym mianownikiem jest fakt, iż jesteśmy Warszawiakami, którzy od lat starają się zapewnić bezpieczeństwo swoim rodzinom. Chcieliśmy poprawić swoją rodzinną sytuację, ale niestety nie mieliśmy tyle szczęścia, co inni mieszkańcy tego miasta, którzy dostali w przydziałach mieszkania z możliwością wykupu.


Jak powszechnie wiadomo kompleks budynków, w których mieszkamy został oddany do użytku przez Gminę Warszawa Centrum w 1999 roku z szeregiem wad konstrukcyjnych, które w chwili obecnej wymagają nakładu 10 milionów złotych na usunięcie tylko najbardziej pilnych usterek.


Jednocześnie otrzymaliśmy informacje, że kwota ta przekracza aktualne możliwości budżetu dzielnicy. Konsekwencje tych wad są dla mieszkańców bardzo dokuczliwe i znacząco obniżają standard lokali i części wspólnych (zalewane wodą mieszkania, klatki schodowe, garaże i piwnice, przemarzające, zagrzybione ściany, odpadające tynki zewnętrzne i wewnętrzne itp). Przyzna Pan, Panie Burmistrzu, że taki stan techniczny nie jest adekwatny do bardzo wysokich stawek czynszu, jakie muszą płacić lokatorzy.


W związku z powyższym zwracamy się do Pana Burmistrza o poparcie naszych starań w dwóch podstawowych kwestiach:


1. Obniżenie stawki czynszu dopóki budynek nie zostanie przywrócony do należytego stanu technicznego lub do momentu umożliwienia wykupu mieszkań.


2. Umożliwienie wykupu lokali, dzięki czemu:

a. będziemy mogli odzyskać podmiotowość, czyli sami zapobiegać niegospodarności i mieć wpływ na to, jak budynek jest eksploatowany i co się dzieje z naszymi pieniędzmi,

b. będziemy płacić stawki czynszu adekwatne do wartości i stanu technicznego lokali.


Jesteśmy przekonani, że w niedługim czasie uda się rozwiązać nasze, tak palące sprawy. Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli opuszczać naszych rodzinnych domów ze względu na eksmisje czy też przymusowe zamiany lokali spowodowane naniesieniem zbyt wysokich opłat czynszowych. Domów, w których wychowały się nasze dzieci i w których mamy nadzieje wychowają się również nasze wnuki.

 =============
Przywołał: M.Z. 

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A propos wstępu: ostatni przedstawiciele raczej nie są odpowiedzialni za komplet nieszczęść, jakie na nas spadły. Nie odpowiadają za wypasione pensje i tak dalej. Proszę to sprostować.

M.Z. pisze...

CZĘŚĆ PIERWSZA:
Nie, Szanowna/Szanowny - niczego prostować nie zamierzam. Przede wszystkim dlatego, że podobne rozumowanie jest po prostu fałszywe. Swojego czasu rozbito nie tylko to, co było do rozbicia na miejscu, na Abramowskiego. Zablokowano również szanse jednoczenia się z innymi domami tego typu. Jeżeli ktoś dozwala, aby w imię jego partykularnych interesów w dupę brali jego sąsiedzi - JEST WINIEN. Przypomnę tylko taki szczegół: jeszcze za ostatniej mojej kadencji przedstawicielskiej ustaliliśmy demokratycznie na zebraniu lokatorów, że próba obejścia naszych z trudem wywalczonych obniżek czynszowych w ten sposób, że wpuści się pod przymusem do poszczególnych zdefektowanych lokali (a wszystkie takie były!) kolejnych papraków i dyletantów musi spotkać się z odpowiedzią obronną. Chcą wejść i naprawiać - proszę bardzo, najpierw na klatki schodowe i do pomieszczeń wspólnych. Potem my oceniamy do spółki z zarządcami albo niezależnymi ekspertami co zostało zrobione dobrze, a co źle - i decydujemy co dalej. Wtedy mieliśmy jeszcze szansę "postawić się", zbyt bliska była pamięć wszystkich nieudolnych działań ekip remontowych „renowacji numer jeden”, na klatkach schodowych spadały ludziom na łeb solidne kawały tynku, mogliśmy decydować. Tymczasem to bardzo jasne stanowisko lokatorów z niewiadomej przyczyny zostało złamane przez... reprezentantów lokatorów. Mnie już w tej grupie nie było. Dlaczego moi następcy, zwłaszcza jeden modelowy typ, tak zrobili? Nie wiem, choć domyślam się, że głównym powodem była tu zamiana dwóch konkretnych lokali między sobą, oczywiście z remontami na koszt DOM Wierzbno. Tak, tak, kochani, już nie pora bawić się w delikatności i polit-poprawność, są rzeczy, które ja mam w pamięci i nie obawiam się wprost nazywać ich na własnej stronie.

I co wyszło z tego podniesienia rąk w górę? Ano nic dobrego. Usterki jak były tak są nadal, rzekome naprawy dokonane podczas ostatniego, dla niektórych niezwykle przeciągającego się remontu, wyszły na wierzch w jeszcze bardziej jaskrawej formie. Zyskali lokatorzy? Powiem wprost: GÓWNO PRAWDA! Zyskali administratorzy, którym „udało się złamać opór” i kiepska firma, która weszła do tego „ogrodu rozkoszy”. Znów niektórym zachciało się ulepszać przy pomocy niefachowych sił wykonawczych swoje „wspaniałe rezydencje”, ile kto i komu dopłacał za lepsze kafelki, za lepsze sufity i podłogi – sam wie. Nie wtrącam się w te sprawy. Powiem tylko tyle, że obiecywano sąsiadom działania „niezwłoczne”. A u niektórych remont ślimaczył się i trzy miesiące. Byliśmy jako dom nie kończącym się żerowiskiem dla ludzi, którzy mieli wykonać coś konkretnego i szybko zniknąć – a pieprzyli sprawę za sprawą, zresztą pobierając za to niezłe pieniądze. Inni zdesperowani lokatorzy wygnali precz pijanych rękodzielników i dokończyli prace we własnym zakresie. Tylko w jednym mieszkaniu remont trwał dokładnie tyle, na ile zgodził się główny lokator, bez złotówki dopłaty za cokolwiek uznanego przez wysoce niekompetentną „komisję”. DOKŁADNIE TYDZIEŃ. I tylko w lokalu numer 10. Tam mieszkam.

M.Z. pisze...

CZĘŚĆ DRUGA:
A przy okazji: odmalowali klatki schodowe? Oczywiście nie. Po co? Opór złamany, wysokie czynsze przywrócone, nie ma sensu wysilać się dalej. Zapicowali tylko miejsca, w których coś odpadło, koniec. Dzisiaj kładą kafelki. Tak, niektórzy sądzą, że w trosce o nas. Ja mam odrębne w tej materii zdanie. To jest zasadzka i wkrótce się o tym przekonacie.

Teraz generalia: czy ja wojuję o ponowne wskrzeszenie „jedności lokatorów”? W ŻADNYM WYPADKU!! Mieliśmy tu „gwiazdy” barwnie opowiadające na ogólnych zebraniach jak to broniły swoich mężów. Mieliśmy oportunistów, którzy twierdzili „skoro podpisał pan umowę to proszę ją wykonywać”. Do pierwszych nie trafiało, że ogół w nosie ma ich wspaniałość i autokreację. Do drugich żadną miarą nie dawało się dotrzeć informacjami, że to OBIE strony umowy mają porządnie wykonywać jej zapisy – a nie tylko ta płacąca zawyżone czynsze w warunkach nie dotrzymanej obietnicy wykupu. Nie chcę mieć z takimi ludźmi nic wspólnego. Z nimi nie ma mowy o żadnej „jedności”, oczywiście jeśli chcą się jednoczyć ze sobą czy pomiędzy sobą – proszę bardzo, nic mi do tego. Na pismo Biura Polityki Lokalowej z 2007 roku, pismo spowodowane zresztą kiepskim listem wychodzącym z Abramowskiego – trzeba było odpowiedzieć tak, jak to proponowałem, stosowna propozycja zawarta jest w felietonie „Błądzenie mocarstw i mocarzy”, każdy może sprawdzić. Ostro, ale w ramach przyzwoitości korespondencyjnej. Nie uczyniono tego. Poszły za to w świat przekazy rozmyte, „proszalne”, bez jaj i charakteru.

Zatem komentatorko/komentatorze: niczego nie będę prostował w twoim duchu. Z podanych wyżej powodów.

Anonimowy pisze...

No dobra - a co oni tym swoim listem osiągnęli?

M.Z. pisze...

O rany... Posłużę się pewna obrazową przenośnią. Tylko w automatach z batonikami jest tak, że po wrzuceniu monety natychmiast wyskakuje czekoladka. W życiu nie ma tak prosto. Co osiągnęli? Stan zasygnalizowania swoich potrzeb i dążeń. Urząd oczywiście uda, że nie słyszał. Albo wymyśli jakąś bałamutną odpowiedź. To bez znaczenia. Ludzie prędzej czy później osiągną co chcą osiągnąć. A takie kropelki naprawdę drążą skałę urzędniczej bezmyślności. Dlatego trzeba to robić aż do skutku. Na Abramowskiego tymczasem znaczna część uważa, że gdy wsadzi głowę w piasek to tyłka też nie będzie widać. Nie chce im się, udają, że są najbardziej na świecie zajęci, że zawsze znajdzie się jakiś frajer, który wykona za nich brudną robotę. To zła polityka.

Anonimowy pisze...

Czy to oznacza, że u nas w ogóle nie ma ludzi aktywnych albo takich, którym zależy?

M.Z. pisze...

Skomplikowana sprawa... Na ile moi sąsiedzi są aktywni? W jakimś stopniu zależy to od "potencji finansowych", choć nie tylko. Nie jest tajemnicą, że niektórzy wpadli w pułapkę spirali zadłużeniowej. Jedni już z tego wyszli, inni nie. Za każdym razem to rodzaj jednostkowego, indywidualnego nieszczęścia, już napisałem, że nie dam złego słowa powiedzieć o tych ludziach, bo trzeba być wyjątkowym łobuzem, by ich wskazywać palcem, kpić, twierdzić, że to lokatorzy pełni złej woli. Zło zaczęło się trzynaście lat temu od oszustwa, którego wobec wszystkich dopuszczono się. Gdyby po pierwszych pięciu latach zezwolono na wykup lokali - dzisiejszych dłużników po prostu by nie było, dług by nie narastał, albo mieszkania w ramach zamian wewnątrz-miejskich objęli by ci, których stać na to. A wspólnota mieszkaniowa, jaka by tutaj powstała NA PEWNO nie ustalała by czynszów na poziomie 12,20 za metr kwadratowy. Dzisiaj za te pieniądze utrzymujemy arogancką bandę traktująca nas jak pańszczyźnianych chłopów, piszę o tym bez końca i jakoś nic się nie zmienia. W jednym z poprzednich tekstów znajdziesz udokumentowane twierdzenie, iż nasi zarządcy pochłaniają DWA RAZY WIĘCEJ pieniędzy, niż potrzeba na sprawne funkcjonowanie domu. Niczego z nikim nie konsultują, sami dla siebie są wyrocznią ostateczną, ceny walą z sufitu. No po prostu JAŚNIEPAŃSTWO!

A jak to ma się do wspominanej aktywności? No cóż, ludzie zadłużeni siedzą cicho w swoich kątkach, rozumiem ich. Każdy ranny stwór chowa się do jamy. Ale to nie jest tożsame z brakiem zainteresowania losami własnymi czy domu! System prawny został jednak tak skonstruowany, że dzisiaj zamiana, jedno z wyjść z impasu finansowego, możliwa jest teoretycznie tylko wtedy, gdy lokator nie zalega z opłatami. Błędne koło, prawda? Zalegasz, bo mieszkanie za drogie - ale zamienić się na tańsze nie możesz bo zalegasz...

Pewne pretensje mam jednak do tych, którzy kłopotów finansowych nie mają - ale nijakiej aktywności prawdziwej, poza słowami, od nich nie da się wyciągnąć. Zachowują się jak chór starców w greckiej tragedii, wydzierają się na cały głos "DZIAŁAJMY, biegnijmy, róbmy coś" - lecz stoją przecież w miejscu.

ALE... Jest też niewielka, sprawna grupka tych, na których ja liczę osobiście. Chce im się coś robić - i robią.